Unikajmy polityki jak mięsa w tym dniu. Możemy, ewentualnie, do niej wrócić dnia następnego, gdy po obfitym obiedzie uraczymy się czymś o mocy większej niż 30 procent. Bo wtedy jest większa szansa, że znajdziemy porozumienie ponad podziałami. Choć tu też trochę obowiązuje zasada chybił trafił, bo nigdy nie wiadomo, czy kieliszek zaprowadzi nas do zgody, czy też radykalnego zerwania rozmów w stylu: Od dzisiaj, słuchaj no ty, ty, tyyy... nie jesteśmy już rodziną...
Na szczęście, najdłużej do Wielkanocy. A często już na Sylwestra następuje ocieplenie stosunków. Jak więc możemy i za bardzo zapalamy się, to unikajmy przynajmniej w ten wieczór polityki. Inna trauma, która, mimo upływu lat, i mnie czasami budzi nawet w środku nocy - los dziecka na wigilii. Rodzice przez ileś tam miesięcy, czy nawet lat, posyłali dziecko na naukę gry na jakimś instrumencie. I takie dziecko wie, że takie święta to większy stres niż niezapowiedziana kartkówka z matmy. Otóż, gdy tylko biesiadnicy spróbują iluś tam potraw, nagle w mamie czy babci budzi się dusza menedżera artysty i zaczyna się... Kaziu, Kaziu, Kaziu, pokaż no babci/cioci/wujkowi, jak pięknie grasz kolędy!
A rzecz się dzieje jeszcze przed obejrzeniem prezentów, więc Kaziu wie, że skazany jest na dolę Wałęsy: „Nie chcem, ale muszem”. I mocno spocony siada na przykład przy pianinie i napitala z prędkością trash-metalowego zespołu „Lulajże Jezuniu”. Babci, gdyby chciała z nim zaśpiewać, jak nic wypadnie dolna protezka, bo tempo nie dla człowieka, którego sponsorem jest ZUS. A w tym tempie to i lulane Juzuniu dawno by wypadło z kołyski. Ale zagrał... Czeka jeszcze tylko, aż go wszyscy na tę okoliczność wyściskają, a może i wujek da ze 20 złotych i jest szansa, że nastąpi oczekiwany czas na rozpakowywanie prezentów.
Więc drobna sugestia: jak Kaziu chce, to niech zagra, ale jak nie, to może niech też ma święta. Kariery w ten sposób na pewno nie zmarnuje i jak mu jest pisana Carnegie Hall, to tam i tak zagra. Kaziowie niegrający na instrumentach mają podobnie, tylko ze śpiewaniem. A wtedy dopiero odchodzi trashmetal, bo przecież, wbrew mniemaniom mamuś i babć, nowo narodzony nie każdemu dał wszystkie talenty. Na ogół bywa nierozrzutny.
Ale wszystko to psinco, jak mawiają na tym gorszym ze Śląsków, czyli Górnym, gdy Kaziu staje się Kazimierzem i osiąga wiek ponad 30 lat, a nie znalazł swojej wybranki serca i bez osoby towarzyszącej zasiada do wigilijnej grzybowej. Wtedy wręcz marzy, by go poproszono o zagranie nawet Poloneza As-dur op. 53 Fryderyka Chopina lub ekwilibrystyki pianistycznej, czyli „Große Sonate für das Hammerklavier” Ludwiga van Beethovena. Ale nic z tego. Rodzina przez lata straciła zainteresowanie sztuką. Jak to się teraz mówi, jest sfokusowana na jedno: Kaziu, kiedy ty się dziecko ustatkujesz, przecież u sąsiadów mieszka taka spokojna Halinka... Powiedzieć, że Kazimierz stracił apetyt do końca roku, to nic nie powiedzieć. Kazimierz widzi tylko jedną deskę ratunku i rzuca w stronę wujka: I jak, warto było głosować na PiS/PO (wybór partii pozostawiam rodzinie)?
Wiem, że nie uda się uniknąć wyżej wymienionych. Wszak sam nie jestem bez grzechu, ale choć spróbujmy. Wtedy jest większa szansa, że spełnią się nie tylko moje życzenia: spokojnych świąt!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?