Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja: Tom Clancy's H.A.W.X. 2

Adrian Dampc
materiały prasowe
Wydany w zeszłym roku Tom Clancy's HAWX spotkał się z umiarkowanym przyjęciem ze strony recenzentów (średnia ocen w internecie to 72 proc.). Graczom najwyraźniej brakowało jednak powietrznych strzelanek, bo tytuł sprzedał się dobrze. Ubisoft postanowiło szybko pójść za ciosem i już od września wszyscy domorośli piloci znów mogą zasiąść za sterami samolotów.

Twórcy potrzebowali tylko rok na stworzenie swojego dzieła. To budzi podejrzenie, że duża część gry została po prostu skopiowana z poprzedniczki. Ubawy są uzasadnione. Dodano kilka elementów, takich jak start i lądowanie, ale sam styl rozgrywki praktycznie się nie zmienił. Co więcej, pierwsza część obsługiwała sterowanie głosem. System ten musiał się nie sprawdzić, bo tutaj zrezygnowano z tego rozwiązania.

Więcej gier i recenzji znajdziesz zawsze na giernik.pl

Wow, you guys really are cowboys

HAWX 2, podobnie jak poprzednik, w żaden sposób nie może być traktowany jako symulator. Właściwie każdy aspekt lotu jest tu uproszczony. Maszyny potrafią przyjąć na siebie nawet kilka rakiet (choć zależy to od poziomu trudności) i co chwila wykonują ewolucje, które w rzeczywistości są zarezerwowane tylko dla najzdolniejszych pilotów. Żeby nie było za łatwo, gra posyła w naszym kierunku masę najróżniejszych przeciwników - myśliwce, śmigłowce czy wozy pancerne.

Niestety luźne podejście do zasad fizyki związane jest z największą bolączką gry. W zasadzie nie czujemy, że jesteśmy za sterami wielkich, potężnych i groźnych maszyn. Samoloty są łatwe w prowadzeniu i bardzo ciche, nie czujemy też ogromnych prędkości, które rzekomo rozwijają. Twórcy przygotowali wiele różnorodnych maszyn, lecz różnice w locie są minimalne - smukły F-15 jest praktycznie tak samo zwrotny, jak potężny A-10 Thunderbolt.

Remember, boys, no points for second place

Grze nazwiska użyczył jeden z najpopularniejszych pisarzy nurtu political-fiction, ale fabuła jest właściwie tylko pretekstem do wykonywania kolejnych misji. Akcja, przynajmniej na początku, rozgrywa się w okolicach Bliskiego Wschodu, gdzie stacjonujące wojska amerykańskie zostają niespodziewanie zaatakowane przez rebeliantów. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy z rosyjskiej bazy w niewyjaśnionych okolicznościach znikają trzy głowice atomowe. Historia nie budzi uczucia zażenowania i nie przeszkadza w niszczeniu kolejnych celów. Jeśli jednak ktoś umieszcza w tytule nazwisko Toma Clancy'ego, to sugeruje graczowi, że fabuła będzie lepsza niż tylko poprawna.

Gra nie ma jednego bohatera i w czasie rozgrywki wcielimy się w pilotów z USA, Rosji i Wielkiej Brytanii. Dzięki temu możemy kierować myśliwcami na wyposażeniu armii tych trzech krajów, choć większość zabawy spędzimy w amerykańskim maszynach. Twórcy, wzorem słynnych misji z Modern Warfare, dali graczowi możliwość wcielenia się w strzelca pokładowego z samolotu wsparcia.
Więcej gier i recenzji znajdziesz zawsze na giernik.pl

Just want to serve my country and be the best fighter pilot in the Navy, sir!

To właśnie różnorodność misji jest największym atutem gry. Widać, że twórcy dali z siebie wszystko, aby gracz nie wykonywał w kółko bliźniaczo podobnych zadań, co często jest bolączką gier zręcznościowych. Tutaj każde wyzwanie różni się od poprzedniego. Co więcej przejście do kolejnej misji wiąże się ze otrzymaniem nowego samolotu i uzbrojenia. To ostatnie potrafi diametralnie zmienić sytuację. Inaczej walczy się z wrogim MiG-iem mając do dyspozycji rakiety samonaprowadzające, a inaczej dysponując jedynie działkiem. Także sceneria zmagań w co chwilę jest inna. To jednak nie wszystko. Między etapami "latanymi", pojawiają się też zadania, które wymagają od nas np. wsparcia komandosa za pomocą działa z pokładu AC-130 czy tropienia terrorysty kamerą samolotu zwiadowczego. Trud włożony w projektowanie misji opłacił się - gra wciąga i do końca nie staje się monotonna.

Autorzy nie zapomnieli też o trybie multiplayer, który nie jest rewolucyjny, ale przyjemny. Pozwala on na drużynowe przechodzenie misji, które są dostępne dla jednego gracza. Możemy zmierzyć się też w powietrznym pojedynku z innymi graczami zarówno w walkach jeden na jeden, jak i potyczkach zespołowych. Granie z żywym przeciwnikiem znacznie różni się od niszczenia samolotów komputera i dostarcza bardzo przyjemnych wrażeń.

Na pochwałę zasługuje też grafika, a w szczególności dopracowane modele samolotu. Trochę gorzej prezentują się elementy otoczenia. Na szczęście widać to dopiero, gdy jesteśmy bardzo blisko ziemi, a to nie zdarza się zbyt często (a przynajmniej nie powinno). Przyjemna jest też lekko pompatyczna muzyka, która kojarzy się z klasycznymi filmami wojennymi. Gorzej wypada natomiast udźwiękowienie, które nie robi odpowiedniego wrażenia. Gra została w pełni zlokalizowana, dzięki czemu wszystkie dialogi są nagrane w języku polskim. W tłumaczeniu brak większych wpadek, choć aktorzy mogliby bardziej wczuć się w odgrywane przez siebie role.

I feel the need - the need for speed

Tom Clancy's nie jest tytułem wybitnym czy rewolucyjnym. Powinien jednak przypaść do gustu każdemu, kto szuka przyjemnej, nieskomplikowanej lotniczej strzelanki. Tym bardziej, że nie widać gry, która mógłaby rywalizować z produkcją Ubisoftu.

*śródtytuły są cytatami z filmu "Top Gun"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Recenzja: Tom Clancy's H.A.W.X. 2 - Dziennik Bałtycki

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska