Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rachunek sumienia Tadeusza Pawłowskiego. "W klubie większość była przeciwko Mili" (ROZMOWA - CZĘŚĆ II)

Jakub Guder
Jakub Guder
Tadeusz Pawłowski
Tadeusz Pawłowski fot. Paweł Relikowski
TADEUSZ PAWŁOWSKI (WYWIAD, ROZMOWA). - Mam tę satysfakcję, że zarówno Mila, jak i Kuba Kosecki przyznali potem, że to, co powiedziałem im w cztery oczy, zawsze było prawdą. Nigdy ich nie oszukałem - mówi Tadeusz Pawłowski, który tuż przed wyjazdem z Wrocławia udzielił wywiadu Gazecie Wrocławskiej. Legenda Śląska zrezygnowała z pracy w akademii, by wrócić do Austrii i tam zająć się żoną oraz synem. Oto druga część rozmowy.

TADEUSZ PAWŁOWSKI - wywiad. Rachunek sumienia Tadeusza Pawłowskiego. Czego żałuje, z czego był dumny wyjeżdżając z Wrocławia (CZĘŚĆ II)

RACHUNEK SUMIENIA TADEUSZA PAWŁOWSKIEGO - CZĘŚĆ I (KLIKNIJ)

Dlaczego dziś nie zabrałby Pan kapitańskiej opaski Sebastianowi Mili?
Inaczej teraz myślę. Po konferencji, na której zostałem zaprezentowany jako trener Śląska, zwołałem spotkanie wszystkich ludzi, pracujących w klubie. Chciałem się dowiedzieć, jakie są problemy drużyny. Co ciekawe - większość osób była wówczas przeciwko Sebastianowi. Uważali, że to przez jego formę zespołowi nie idzie. Potem był trening, na którym Sebastian doznał kontuzji i go nie dokończył, a później nawet sami kibice dawali mi do zrozumienia, że będą wściekli jak, Mila będzie grał. W moim debiucie z Cracovią, Sebastian miał oficjalnie zwolnienie od lekarza. Przed tym meczem przyszedł do mnie, powiedział, że odpocznie dwa-trzy dni i zagra w Krakowie. Stwierdziłem, że tak nie można, że trzeba pokazać się na treningu, że to nie będzie profesjonalne. Następnie porozmawiałem z Panią dietetyk i wspólnie doszliśmy do wniosku, że Sebastian ma dużą nadwagę. Wówczas w cztery oczy powiedziałem mu, że tylko ciężką pracą może odzyskać swoją pozycję. Dużo ryzykowałem. Oczywiście się obruszył. Miał też ludzi, którzy za nim stali, jak Tomek Wieszczycki z Canal+. Mam jednak tę satysfakcję, że zarówno Mila, jak i Kuba Kosecki przyznali potem, że to, co powiedziałem im w cztery oczy, zawsze było prawdą. Nigdy ich nie oszukałem. Koseckiemu kazałem iść do przodu, kiwać się, bo Janek Urban mu tego zabraniał. Powiedziałem, że na połowie przeciwnika to może mieć nawet i 100 strat. Dzięki temu odżył. Ludzi mówili, że ma tatuaże, że jeździ jakimś tam samochodem, ale mnie to nie obchodziło. W tamtym meczu z Cracovią - już bez Sebastiana - po kwadransie mogło być 0:3. Świetnie grał Kelemen, a tuż przed przerwą strzeliliśmy na 1:0 i dowieźliśmy ten wynik. Złapałem oddech. Mogłem zacząć rządzić. Nie wiem, czy gdybym wtedy nie przegrał, to by mnie od razu nie zwolniono (śmiech). Takie słuchy mnie doszły, że miałem być na krótko. Z Sebastianem dziś jesteśmy przyjaciółmi. Bracia Paixao też mnie szanują, podobnie Calahorro czy Hateley. Czasem do mnie piszą. Doceniają moją pracę. Widzieli moją pracę i to, że byłem neutralny.

Jeśli chodzi o Plaku, to tak się z ludźmi nie postępuje. gdybym był prezesem, zrobiłbym inaczej

To prawda, że prezes Żelem w Śląsku rzadko odbierał telefony od agentów i ci próbowali się kontaktować z nim przez Pana?
Cieszyli się czasem, że ze mną można w trzy minuty załatwić coś, czego z prezesem nie można było załatwić przez trzy tygodnie - to prawda. W Austrii przez 30 lat nauczyłem się obowiązkowości. Natomiast szanuję Pawła Żelema, pogratulowałem mu mistrzostwa z Piastem. Po pewnym czasie mi odpisał.

Z perspektywy czasu uważa Pan, że Sebino Plaku potraktowany był w klubie uczciwie?
„Kluby Kokosa” to nie są moje metody. Tak się z ludźmi nie postępuję. Jako prezes klubu zrobiłbym inaczej.

Wróćmy do ostatniego pożegnania ze Śląskiem. Przegraliście wtedy 0:2 z Lechem, a Pan chwalił swój zespół. Naprawdę wierzył Pan, że ma to jeszcze w swoich rękach. Ligowa matematyka była dla was okrutna.
Przed meczem z Lechem już wiedziałem, że będę zwolniony. Graliśmy ładną piłkę dla oka, ale nie zdobywaliśmy punktów. Z Wisłą Kraków mieliśmy kilka poprzeczek, z Lechem cztery gole ze spalonego. Z Zagłębiem Sosnowiec gol Farshada chyba po dziewięciu podaniach - dla mnie bramka sezonu. To nie był przypadek. Czułem jednak, że to mi się wymyka. Najpierw był konflikt z Robakiem i Piechem. Dziś w Śląsku grał jeden zawodnik z mojego składu.

Nie chcieli grać w obronie?
Dokładnie. Zaczęły się pojawiać komentarze, coraz więcej artykułów, które podbijały bębenek przeciwko mnie, a nie broniły mnie wyniki. W mojej pracy było wiele sukcesów, ale też były niepowodzenia - jak w każdym sporcie. Wierzyłem, ze mam postawić na młodych Polaków i przebudować ten zespół. Pokazałem to w meczu z Arką, który wygraliśmy 1:0. W pierwszym składzie pojawiło się wówczas czterech wychowanków akademii: Wrąbel, Pałaszewski, Dankowski, i Łuczak.

Z perspektywy czasu, tę młodzież rzeczywistość ligowa zweryfikowała brutalnie.
Kuba Wrąbel moim zdaniem to wciąż talent bo 23-24 lata to młody wiek dla bramkarza. Moim zdaniem, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Musi dojrzeć jako mężczyzna. Idzik dostał mało szans. Pałaszewski dostał u mnie 17 meczów w pierwszym składzie. Trzeba mieć jednak cierpliwość i pozwolić mu robić błędy. Gdyby ktoś zadał sobie trud, przeanalizował nasze mecze, to okazałoby się, że straciliśmy gole po błędach Pałaszewskiego, Gąski z Wisłą Kraków, Łabojki na Zagłębiu Lubin. Musimy dać szansę mylić się młodym piłkarzom. Tylko tak nam się rozwinie. W ostatnim meczu Śląsk w minionym sezonie z ŁKS-em zawodnik dostał kwadrans. Słyszę potem, że „to nie jest to, nic nie pokazał”. Po meczu mi mówi, że on wszedł pracować dla zespołu. Moim zdaniem musi zmienić mentalność, musi wchodzić z przekonaniem, że strzeli bramkę. Gdy poszedłem do Zagłębia Wałbrzych miałem 17 lat. Spotkałem się z rutynowanym zespołem: Marian Szeja, Joachim Stachuła, Cieszowiec, Paździor, Galas… Przegrywaliśmy w Pucharze UEFA 0:1 z rumuńskim UT Arad. Siedziałem na ławce. Trener mnie wpuścił na prawe skrzydło, ale nie grałem na prawym skrzydle. Poszedłem na środek ataku i strzeliłem bramkę. Tak zacząłem grać w każdym meczu. Trzeba ich rozwinąć na tyle mentalnie, żeby zaczęli się rozpychać. Może są za grzeczni…? Jeśli im nie zaufamy, to skończą jak Łuczak i inni. Moim zdaniem utalentowany zawodnik nie powinien wchodzić do drużyny przez rezerwy. Jeśli ktoś ma 18-20 lat, to powinien grać w pierwszym zespole. Inaczej nie jest talentem.

Teraz czas na pana NAJ w Śląsku. Najlepszy mecz…
Wygrana 5:1 w Pucharze Polski ze Stomilem Olsztyn.

Najgorszy mecz…
Porażka u siebie 0:3 z Wisłą Płock, która grała w dziesiątkę. Wstydzę się za to spotkanie do dzisiaj.

Najlepszy piłkarz, z jakim Pan pracował we Wrocławiu…
Gdy zaczynałem tu pracę, byli jeszcze Kaźmierczak i Kelemen - fenomenalni piłkarze. Stevanović, chociaż wielu ludzi go nie lubiło.

Szybko nie biegał.
Wiem, ale na środku pomocy takiego zawodnika można schować. Do tego Mila, bracia Paixao… Wielu było dobrych.

„Zdolny, ale leń”?
Adam Kokoszka miał wielki potencjał, mógł dać drużynie dużo więcej. Potem pojawiła się jeszcze kontuzja.

Najbardziej niedoceniany piłkarz…
Calahorro, Hateley, Rieder - bardzo pracowici. Zawodnicy z charakterem. Bardzo solidni, z pozytywnym podejściem. Fajni ludzie. Zostaną mi długo w pamięci.

Największy talent…
Karol Borys z naszej akademii. Chce go cała Europa. Ma 14 lat, a już grał w U16. Chłopak z Namysłowa.

Najlepszy prezes…
Musielibyśmy chyba połączyć wszystkich - wtedy wyszedłby taki, który by mi pasował (śmiech).

Najbardziej odchudzony zawodnik - tę kategorię wygrywa Sebastian Mila?
Tak (śmiech).

Jakie jest Pana najlepsze wspomnienie z tych ostatni lat we Wrocławiu?
Miałem takie momenty, gdy stałem przy trenerskiej ławce i czułem wsparcie trybun. Ten szacunek, jaki czuję. Tego nie da się zapomnieć. Cieszę się, bo wiem, że jestem doceniany. Cały czas jestem fanem, kibicem Śląska. Nie dlatego, że tu grałem, ale dlatego, że tu zacząłem przychodzić na mecze. To nie jest przypadek, że byłem na pogrzebie Rolika, że poszedłem na mszę za niego. To nie jest tak, że ja jestem tu i tylko czegoś chcę, ale daje też coś od siebie. Kiedy mnie o to poprosili kibice, chodziłem na spotkania w więzieniach. Chodzę do szkół, czytałem książki w przedszkolach, jeżdżę do dzieci niepełnosprawnych w Miliczu. Jestem sercem z tym klubem. Powiem szczerze - liczyłem na to, że zostanę honorowym obywatelem Wrocławia. Myślę, że na to zasłużyłem.

Czuje się Pan spełniony jako trener?
Nie. Mogłem zrobić więcej, gdybym miał więcej wsparcia. To nie jest moje ostatnie słowo. Wrócę, ale nie mówię, że na Oporowską. Teraz przez rok będę wspierał żonę. Chciałbym przez ten czas pracować w Austrii, ale tak, żebym miał więcej czasu na rodziny, bo lekarz powiedział, że czeka nas trudny okres.

rozmawiał: Jakub Guder
Twitter: @jakubguder

RACHUNEK SUMIENIA TADEUSZA PAWŁOWSKIEGO - CZĘŚĆ I (KLIKNIJ)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska