Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puchar Gordona Bennetta: Świdniczanin walczy w zawodach balonów (WYNIKI NA ŻYWO)

Maciej Sas
Świdniczanin Krzysztof Zapart
Świdniczanin Krzysztof Zapart archiwum prywatne
Krzysztof Zapart ma 43 lata, Mateusz Rękas - 23. Urodzili się tego samego dnia - 23 listopada. Tego samego dnia, tym razem 29 sierpnia, wystartowali po swój największy sukces - Puchar Gordona Bennetta.

Do Ziemi mają kilka kilometrów, nad głową tysiąc metrów sześciennych wybuchowego wodoru. We dwóch siedzą w koszu o wymiarach 1,25 na 1,35 m. Mają ze sobą 100 kilogramów wyposażenia i jedzenia oraz 700 kilogramów balastu - piasku w workach i wody w pojemnikach. Wygra ta załoga, która pozostanie w powietrzu najdłużej, pokonując największy dystans. W powietrzu powinni spędzić trzy dni, by pobić rekord Polski. Gdyby zamarzyło się im sięgnięcie po rekord świata, sprawa jest "nieco" trudniejsza - wynik niemieckiej ekipy Wilhelm Eimers i Bernd Landsmann z 1995 roku to 92 godziny i 11 minut w powietrzu. Przelecieli w tym czasie 3400 km.

Puchar Gordona Bennetta: ŚLEDŹ WYNIKI NA ŻYWO

Burze, chłód, zmęczenie - z tym muszą umieć sobie poradzić. Krzysztof Zapart (świdniczanin) i Mateusz Rękas (pochodzi z Tarnowa) mówią, że są do tego dobrze przygotowani. Można im wierzyć - zanim dotarli do Vichy w środkowej Francji, gdzie dziś wystartują, musieli się zmierzyć z nie mniej poważnymi wyzwaniami.

Wyścig z czasem

Najpierw były opowieści doświadczonych polskich pilotów. Musiały być sugestywne, skoro we wrześniu 2013 roku panowie postanowili, że będą latać balonem gazowym, czyli takim, który jest wypełniony gazem szlachetnym lżejszym od powietrza. To baloniarska nisza, bo większość zawodników korzysta z tańszych i bezpieczniejszych balonów na ogrzane powietrze. - Pomysł na latanie balonami gazowymi powstał w trakcie rozmowy z Krzysztofem Rękasem, ojcem Mateusza - znanym polskim pilotem balonowym - opowiada Krzysztof Zapart.

Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie - już w październiku obaj panowie stawili się na pierwszym locie treningowym w Niemczech, u największego obecnie pilota balonów gazowych - Wilhelma Eimersa. To trzykrotny zwycięzca zawodów o Puchar Gordona Bennetta, człowiek, który ma za sobą ponad tysiąc lotów i - o czym już wspominaliśmy - rekordzista, jeśli chodzi o długość lotu.
Żeby myśleć o sukcesach, trzeba sobie sprawić balon. Przez kilka tygodni negocjowali z dwoma topowymi producentami balonów gazowych - Cameron Balloon z Wielkiej Brytanii i Worner Ballonbau. Wybrali ofertę tego drugiego. Jak mówi Krzysztof Zapart, to pierwszy od 11 lat, w tej chwili jedyny certyfikowany balon gazowy w Polsce. Lata z polskimi znakami SP-BMZ, a nazywa się MISIA. - To nazwa nadana na cześć mojej ukochanej żony Marzeny - wyjaśnia szef zespołu.

Mieli trenera, wybrali aerostat. Zaczęli się głowić, jaki cel sobie postawić. Ich ambicje poszybowały tak wysoko, jak balon, który wybrali - Puchar Gordona Bennetta. Plan był mało realny, bo był przełom lat 2013 i 2014, a zgłoszenie musiało być gotowe do 25 kwietnia. A trzeba było zdobyć zawodowe licencje. Trudna sprawa - w Polsce nie ma żadnego instruktora, egzaminatora z uprawnieniami Urzędu Lotnictwa Cywilnego, który mógłby ich przeszkolić i przeegzaminować. Co więcej, nie było możliwości tankowania balonu wodorem, bo nie ma ani jednego placu startowego ze stacją wodorową...

Zawzięli się - szkolenie przeszli w Niemczech, w Polsce przeegzaminował ich niemiecki egzaminator. Udało się! Ale pojawiły się nowe kłopoty - na wydanie licencji trzeba czekać 2,5 miesiąca. Dostali je 20 kwietnia. Jeszcze świadectwo zdolności balonu do lotu. To udało się zdobyć 24 kwietnia. Został jeden dzień na zgłoszenie się do zawodów. Zdążyli.

Każdą wolną chwilę poświęcali na latanie. Wszystko po to, by zdobyć doświadczenie. - Są piloci z aeroklubów z 20-letnim doświadczeniem i nalotem 800-900 godzin. Mateusz ma licencję 6 lat i nalot kilka tysięcy godzin. Ja mam licencję dwa lata i ponad 400 godzin nalotu. To pokazuje, że nasze latanie nie jest okazjonalne - w powietrzu jesteśmy właściwie bez przerwy - opowiada Krzysztof Zapart. Jak dodaje, wszystko po to, by być coraz lepszymi i coraz mądrzejszymi w lataniu.

Zabawa dla twardych chłopców

Nad ich lotem czuwa cały team rozmieszczony w trzech pojazdach. To doświadczeni piloci, specjaliści od prognoz meteorologicznych, psycholog (żona Krzysztofa Zaparta, Marzena). Bez tego nie byłoby szans na sukcesy. - Dostajemy prognozy meteo i specjalistyczne dane dotyczące np. budowania się ośrodków burzowych, których musimy unikać. Na trasie musimy analizować wszystko, co się dzieje z pogodą i to, co się może zdarzyć w ciągu kilku najbliższych godzin - wyjaśnia pan Krzysztof.

Ale jak kierować balonem? Nie ma silnika ani sterów jak samoloty, a na dodatek nad głową wisi tysiąc metrów sześciennych wybuchowego wodoru. Ten ostatni, jak zapewnia pilot polskiej załogi, nie jest groźny, jeśli się przestrzega podstawowych zasad bezpieczeństwa. A tych uczył ich mistrz nad mistrze - Wilhelm Eimers.
- Nie można się posługiwać otwartym ogniem, dlatego, gdy widzimy, że zbliżamy się do burzy, musimy uciekać przed piorunami w górę albo dół. Jak zawsze w lotnictwie największym zagrożeniem jest człowiek, a nie sprzęt - podkreśla świdniczanin. Steruje się, odpowiednio zrzucając balast albo upuszczając wodór z czaszy balonu.

Ale nikt nie ma wątpliwości - łatwo nie będzie. - Wyścig o Puchar Gordona Bennetta to zabawa dla twardych chłopców, którzy potrafią znieść niedogodności - podkreśla pan Krzysztof. - Będziemy kilkadziesiąt godzin w powietrzu. Mamy wachty na zmianę - trzy godziny lotu, trzy snu. Jest specjalna kuchenka, dzięki której będziemy mogli jeść normalne posiłki - zagotować wodę, jedzenie. Bo największą niedogodnością w czasie lotu jest brak tego, co mamy na co dzień. Jeśli tego wszystkiego nie będzie nam brakować, możemy normalnie funkcjonować, nie skupiamy się choćby na braku kawy, który przez pierwszą dobę jest uciążliwy, ale już druga, trzecia doba bez niej to problem - tłumaczy.

I podkreśla, że członkowie załogi muszą być spokojni, powinni unikać depresyjnych nastrojów, bo to wyklucza człowieka ze sportu wyczynowego.

Śledzenie dozwolone

Gdy oni będą się zmagać z chłodem, pogodą, zmęczeniem i stresem, ich załoga będzie podążać za nimi, przekazując niezbędne informacje i podpowiedzi taktyczne. - Balonem przez góry i morze o wiele łatwiej niż naszej załodze na ziemi samochodami - oni muszą to objechać. My pokonujemy tysiąc kilometrów, a ekipa, żeby nas znaleźć, musi przejechać półtora tysiąca. Nie ma z tym problemu, bo na bieżąco jest tracking - na oficjalnej stronie Pucharu można na żywo śledzić, dokąd lecimy, na jakiej wysokości, z jaką prędkością - www.gordonbennett2014.org - tłumaczy pan Krzysztof. - Wszyscy wszystkich mogą podglądać, śledzić i analizować te dane, by to wykorzystać do własnego lotu.

Żeby zdobyć dla Polski cenny puchar po raz 6., zabrali ze sobą specjalne środki dopingujące. Zupełnie dozwolone - to zespół Tekla Klebetnica, w swoich występach łączący muzykę folkową i klasyczną. Przed rokiem zajął 2. miejsce w show TVN-u "Mam talent!". - Ten zespół jako pierwszy w historii zagra na gali otwarcia zawodów 28 sierpnia oraz dzień później na polu startów w Vichy polski repertuar - mówi Krzysztof Zapart. I oby polskie rytmy poniosły balon jak najdalej! a

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Puchar Gordona Bennetta: Świdniczanin walczy w zawodach balonów (WYNIKI NA ŻYWO) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska