Po drugie - trzeba pić więcej kawy - bo, tak na co dzień, to dzieci są naszą kofeiną i potrafią podnieść ciśnienie krwi milion razy lepiej niż podwójne espresso. A kawa - w nadmiarze - wiadomo szkodzi: i na żołądek, i magnez wypłukuje z organizmu.
Po trzecie - dorośli przez te kilkadziesiąt dni bez dzieci są narażeni na potężne skoki cukru. Normalnie, w ciągu roku szkolnego, to dzieci są naszym ratunkiem: to one wyjadają wszystkie słodycze, które są w domu. W słoiku z nutellą widać dno w kilka dni, choć miał wystarczyć na tydzień, znikają lody z zamrażarki, pochowane po szufladach (na wieczór, kiedy dzieci już pójdą spać) batony, batoniki i chrupko-czipsy. No i przez ten nadmiar kawy i spowodowany nim brak magnezu - trzeba jeść więcej czekolady (w magnez bogatej). I taki rodzic bez dzieci je, tyje, je i tyje. Dzieci są naszym ratunkiem.
Po czwarte - organizacja dnia. Przy dzieciach w domu, gdy dzwoni budzik, zrywamy się na równe nogi (nie kusi nas włączanie drzemki co pięć minut), bo dzieci trzeba dopilnować w myciu, sprawdzić czy zęby wyszorowane, wyprasować ubranie, zrobić pierwsze śniadanie - żeby zjadły w domu, drugie śniadanie do szkoły, a i trzeba siebie jeszcze oporządzić i na czas wyjechać z domu, żeby przed ósmą zdążyć do przedszkola, szkoły (ci z rodziców, którzy mają jeszcze psy, wiedzą, że dochodzi do tego szybki spacer z czworonogiem wokół osiedla). Minuta za minutą ucieka, trzeba więc się sprężać, nie ma (nomen omen) czasu na chaos - wszystko musi być zaplanowane na tip top (zwłaszcza, gdy osób w rodzinie cztery, a łazienka jedna). Dzieci więc trzymają nas w ryzach, dzięki nim jesteśmy zorganizowani i skoncentrowani na sto procent.
Ale to nie koniec - po południu: szybko z pracy po dzieci do szkoły, do przedszkola, po zakupy, a i trzeba znaleźć czas na zrobienie czegoś do jedzenia, posprzątanie, odrobienie lekcji, powieszenie prania, włączenie zmywarki. Dom z dziećmi - drugi etat.
Po piąte - dzięki dzieciom w domu lepiej się odżywiamy. Obiad lub ciepła kolacja zawsze muszą być (zdrowe, pełne warzyw), a i wspólne jedzenie przy stole jednoczy, buduje więzi. A gdy dzieci nie ma - przeważnie sami jemy byle co, szybko, w biegu, na mieście, lub zamawiamy coś z pizzerii na wynos. Wrzody żołądka gotowe...
I po szóste - dzięki dzieciom mamy więcej ruchu (patrz punkt czwarty - poranne i popołudniowe szaleństwo), ale i wieczorami dzieci nam nie odpuszczają: a to w piłkę trzeba pograć (bo synek prosi - chce być bramkarzem), a to na spacer trzeba się wybrać (bo córka bardzo chce).
I jak tu się nie cieszyć z powrotu naszych dzieci z wakacji - dzięki nim jesteśmy po prostu lepsi (zdrowsi, szczuplejsi, zorganizowani, cukier i ciśnienie w ryzach trzymamy...).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?