Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez pół życia szukała matki. Przypadkiem znalazła siostrę

List do redakcji
Na pierwsze spotkanie umówiły się w Toruniu. Renata zastawiła w lombardzie telefon komórkowy, żeby kupić bilet. - Nie miałam wątpliwości. Widziałam jej podobieństwo do babci, widziałam ruchy jakby skopiowane od jednej z ciotek.
Na pierwsze spotkanie umówiły się w Toruniu. Renata zastawiła w lombardzie telefon komórkowy, żeby kupić bilet. - Nie miałam wątpliwości. Widziałam jej podobieństwo do babci, widziałam ruchy jakby skopiowane od jednej z ciotek.
Magdę mama urodziła w więzieniu i szybko oddała. Mimo to dziewczyna przez pół życia szukała kobiety. Zamiast niej... znalazła swoją siostrę. Dwie literki w nazwisku sprawiły, że Magda i Renia spotkały się dopiero po 29 latach!

Mail od Magdy był krótki: „Pewnie mnie Pani nie pamięta, rozmawiałyśmy przed rokiem. Udało się, po 29 latach odnalazłam siostrę!”. Pewnie, że pamiętam, chociaż rozmawialiśmy tylko przez telefon. Była jedną z osób, które poszukują biologicznych rodziców. Pamiętam, z jaką miłością mówiła o rodzicach, którzy ją adoptowali. I - z taką samą, zadziwiającą czułością - o swojej matce, która urodziła ją w więzieniu i pozostawiła w szpitalu.

Tę nieznaną matkę mogła sobie tylko wyobrazić. Czasem przychodziła do Magdy we śnie - niska, krępa kobieta o czarnych włosach, z piegami na twarzy.

Jeszcze kilka miesięcy temu Magda pytała mailowo, czy aby po artykule nikt się nie odezwał. Nikt. Było kilka listów, ale w sprawie innych osób. - Dziś już wiem dlaczego. Wszystko przez dwie literki - mówi Magda.

- Dwie literki i 29 lat czekania! Okazało się, że mój tata źle zapamiętał nazwisko biologicznej mamy. “Wadyńska”, powtarzał mi zawsze, kiedy się dopytywałam. Nigdzie nie mogłam tych Wadyńskich znaleźć. Dopiero gdy napisałam do urzędu w Bydgoszczy z prośbą o odpis oryginalnej metryki urodzenia, okazało się, że nie “Wadyńska”, ale “Wadzińska”. Dzięki temu mogłam już dojść po nitce do kłębka - opowiada.

Sprawdzili, gdzie w Polsce jest najwięcej Wadzińskich. Wyszło, że w okolicach Kcyni. Wydzwaniali do wszystkich. Ludzie pamiętali: była taka, siedziała w więzieniu, a później wyjechała i tyle ją widziano. Telefon po telefonie, aż odnaleźli krewnych.

- Ale ty masz jeszcze siostrę...

Renatę. - Siostrę?!

Pierwszy raz zobaczyłam matkę na zdjęciach - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Usta po matce

Mąż Magdy powiedział, że nie ma na co czekać. Wsiedli w samochód i pojechali do nowo poznanych ciotek.

- Dostałam od nich zdjęcia mamy. Pierwszy raz ją zobaczyłam. Pokazało się, że wcale nie ma piegów. Spałam z tymi zdjęciami, zabierałam je do pracy. Pytałam wszystkich, czy jestem podobna. “Masz usta po matce” - mówili.

Mąż tak się przejął, że nie mógł nic jeść z emocji. Ale w pierwszej kolejności postanowiła odzyskać siostrę. Wiedziała tylko, że Renia mieszka w Bydgoszczy. Napisała kilka maili do urzędu miasta, ale drogę do siostry zamknęła Magdzie ustawa o danych osobowych. Od rodziny wiedziała, że Renata mieszkała kiedyś przy ul. Przemysłowej. Chodzili od domu do domu. Nikt nie wiedział albo nie chciał wiedzieć. Aż nagle zadzwonił telefon…

Babcia mówiła o Magdzie

Renata żyje pomalutku w małym wynajętym mieszkanku, w gęstwinie własnych problemów. Samotnie wychowuje dwójkę dzieci, syn cierpi na głęboki autyzm.

- Przyjechała do mnie kuzynka, z którą nie widziałam się całe lata. To był pierwszy szok. Zaraz później drugi - gdy powiedziała, że znalazła się moja siostra. Renata wiedziała, że gdzieś na świecie żyje Magda.

O Magdzie cały czas mówiła babcia. - Babcia była najlepszym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu - głos Renaty zaczyna drżeć. - Ja urodziłam się w więzieniu. Zaraz po urodzeniu trafiłam do domu dziecka. Dopiero, gdy skończyłam 3 i pół roku, przyznano mnie babci. Czas, który z nią spędziłam, to były najpiękniejsze chwile w życiu. Mówiła i o Magdzie, i o mamie. Nigdy nie powiedziała o niej złego słowa, starała się tłumaczyć, zrozumieć. Mama była bezgranicznie zakochana w ojcu. To przez niego były kolejne wyroki. Ten czas skończył się dla Renaty, gdy miała 13 lat. Ukochana babcia zmarła.

- Wcześniej śniła mi się jej śmierć, więc gdy przyszedł telegram, nie byłam zaskoczona. Płakałam długo - wspomina.

Policja zabrała Renię prosto z pogrzebu. Do domu dziecka - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

- Nigdy w życiu nie czułam się tak samotna - wspomina Renata. - Nie miałam nikogo. Jedyną osobą, przez którą czułam się rozumiana, była pani Sławka z pogotowia opiekuńczego. Czułam, że jestem dla niej osobą, a nie tylko jednym z wielu przypadków. W domu dziecka zetknęłam się z całą brutalnością. Gdy skończyłam 18 lat, potraktowali mnie jak bezdomnego psa. Kazali iść mieszkać do ojca. Wylądowała na ławce w parku, nieopodal bydgoskiego Pałacu Młodzieży. Była w ciąży. Spała tam przez tydzień: - Jestem silna. Nie złamało mnie to. Córce dałam na imię Wiktoria. Właśnie dlatego, że dała mi siłę. Myśl o niej uchroniła mnie wówczas. Zwyciężyliśmy jako rodzina z tymi problemami. Ale kopniaki od życia odcisnęły na Renacie piętno:

- Chyba już nigdy nie pozbędę się nieufności. - Raczej nie otwieram się pierwsza, trudno mi zaufać do końca. Raz w życiu poszłam po pomoc do opieki. Powiedzieli, żebym oddała syna (chłopiec urodził się kilka lat po Wiktorii, jest autystyczny) do ośrodka, a sama poszła do pracy i tak ułożyła sobie życie. Miałabym zostawić swoje dziecko? Nigdy! Jak można oddać swoje dziecko? Możemy klepać największą biedę, ale zawsze będziemy razem.

Tylko w serialach

Była niepewna, gdy dzwoniła pierwszy raz do Magdy. Niepotrzebnie. Magdę jakby coś unosiło ze szczęścia: - Siostra! Moja siostra! Niesamowite. Po tej rozmowie esemesowały ze sobą do rana. Na pierwsze spotkanie umówiły się w Toruniu. Renata zastawiła w lombardzie telefon komórkowy, żeby kupić bilet. - Nie miałam wątpliwości. Widziałam jej podobieństwo do babci, widziałam ruchy jakby skopiowane od jednej z ciotek.

Magda: - Z nikim bym jej nie pomyliła. Leciałyśmy do siebie tak jak pokazują w filmach. Dokładnie tak samo. Uściskałyśmy się, jakbyśmy się znały od lat. Razem pojechały do Lipna. Włóczyły się po mieście, gadały do szóstej nad ranem. Jak dwie nastolatki, a nie matki z trzydziestką na karku.

- Musiałyśmy w krótkim czasie wszystko nadrobić, opowiedzieć o całym życiu - śmieje się Magda. - Prawdę powiedziawszy problemu z tym nie miałyśmy, bo obie jesteśmy gadatliwe.

Renata: - Pokazała mi wszystkie ważne dla siebie miejsca. Zaprowadziła nawet do pracy, żeby się pochwalić. Panie nie mogły uwierzyć. Bo przecież takie rzeczy dzieją się tylko w serialach.

Teraz chcą znaleźć matkę. - Kiedyś udało mi się zdobyć jej adres - mówi Renata. - Mieszka w Łodzi z nową rodziną. Napisałam kilka listów. Wszystkie za potwierdzeniem odbioru, żeby wiedzieć, czy na pewno przeczytała. Zaznaczałam wyraźnie, że nie mam pretensji i żalu. Że niczego nie chcę, chcę ją tylko zobaczyć, porozmawiać. Zrozumieć. Nie odpowiedziała na żaden z listów...

Ale Magda nie zamierza rezygnować. Jak zobaczę swoją mamę, będę miała w życiu już wszystko, co ważne - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska