Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemoc w przedszkolu? "Zastraszyli moje dziecko"

Weronika Skupin
Przedszkole przy ul. Dyrekcyjnej we Wrocławiu
Przedszkole przy ul. Dyrekcyjnej we Wrocławiu fot. Google Street View
Nasza Czytelniczka, Sylwia Biedroń, posłała trzyletniego synka do przedszkola Mały Kolejarz przy ul. Dyrekcyjnej we Wrocławiu, ale nigdy więcej tego już nie zrobi. Dlaczego? Stefan zaczął się zamykać, płakać, nie chciał chodzić do przedszkola. – Na krótko przed snem powiedział, że pani uderzyła go w rączki i w mózg w łazience (zawsze jak się uderzył w głowę, mówił, że uderzył się w mózg). Dodatkowo został zastraszony. Pani powiedziała mu, że jak powie rodzicom to przestaną go kochać, wmawiała mu, że rodzice go nie kochają – pisze do nas Sylwia Biedroń. Co na to przedszkole? – Takie rzeczy absolutnie nie miały miejsca, to wykluczone – mówi Małgorzata Boczek, dyrektor placówki przy Dyrekcyjnej. Miasto już zapowiada kontrolę.

Oto, list Pani Sylwii:

CZYTAJ TEŻ: Przemoc w przedszkolu? Sprawę bada kuratorium

"To co się wydarzyło w przedszkolu publicznym "Mały Kolejarz" na ul. Dyrekcyjnej nie mieści się w mojej głowie. Od wczoraj próbuję zrozumieć to, co spotkało mojego 3 letniego syna i nie potrafię. Przez dwa miesiące opowiadałam mu o tym, jak cudowny spędzi tam czas, jaka wielka przygoda go czeka. Opowiadałam mu o tym, że będzie się bawić z dziećmi, że będzie się uczyć nowych piosenek i przede wszystkim zamieni mamę na wspaniałe panie przedszkolanki. Dziecko pełne entuzjazmu przez trzy dni chodzi do przedszkola. Przy rozstaniu mówił: część rodzice i zadowolony biegł do sali. Płakał w trakcie pobytu, ale to naturalne. Przez dwa dni opowiadał o wszystkim w szczegółach.
Zaskoczyło mnie, jak pierwszego dnia na dzień dobry powiedział, że Pani przezywała go Stefek Burczymuch. Moje dziecko ma na imię Stefan. Wyjaśniłam tą sprawę bo nie znałam okoliczności w jakich Pani tak powiedziała. Kiedy następnego dnia syn mówił mi, że nie chce żeby Pani mu tak mówiła. Przekazałam pani jasną informację, żeby już tak nie mówiła do mojego syna, bez względu na okoliczności. Tego samego dnia popołudniu dziecko zapytało mnie dlaczego pani brzydko mówiła mu: idź stąd, wyłaź stąd etc. Moje dziecko nie słyszało takich słów. U nas w domu dziecko jest człowiekiem, jest szanowane. Rozmawia się z dzieckiem i słucha się dziecka. Nie oznacza to spełniania jego zachcianek tylko szanowanie tego co ma do powiedzenia oraz jego uczuć.
Drugiego dnia dziecko przyniosło do domu nowe pytania: dlaczego pani mi powiedziała: gdzie się ładujesz? Byłam zaskoczona sposobem w jaki panie zwracają się do dzieci, ale pomyślałam sobie że mają 25 dzieci i nie mają czasu na tłumaczenie każdemu z osobna. Wytłumaczyłam synowi, że być może nie słuchał pani więc użyła takiego słowa. Trzeciego dnia przyszłam wcześniej odebrać moje dziecko. Dziecka nie było w sali jego grupy i nikogo to nie niepokoiło. Pozostałe dzieci oglądały bajkę w telewizorze, siedziały na dywanie. Zapytałam gdzie jest Stefanek, bo nie widzę go w sali. Po chwili poszukiwań moje dziecko znalazło się w sąsiedniej grupie.
Po jego twarzy już widziałam, że to nie jest moje uśmiechnięte dziecko. Widziałam, że coś się stało. Powiedział tylko: dobrze, że przyszłaś mamo. Moje dziecko tego dnia zamknęło się w sobie. A normalnie buzia mu się nie zamyka. Opowiadał mi cały czas o złej Pani w liściach, powtarzał to w kółko i dopytywał czy go dalej kocham. Ja przez złą Panią w liściach zrozumiałam stan emocjonalnej tej Pani. Myślałam, że zezłościła się na mojego syna, że znowu usłyszał coś czego nie zna z domu. W domu powiedział mi, żebym nie mówiła tak głośno bo zamkną mnie w szafie. Zdębiałam. W naszym domu nie straszy się dziecka.
Wczoraj moje dziecko obudziło się i zapytało czy musi iść do przedszkola więc opowiadałam jak zwykle, że czeka go tam świetna zabawa, spotkanie z innymi dziećmi, wyjaśniłam mu co ma robić i myśleć, kiedy będzie tęsknić.
Ucieszył się. Był zadowolony. Śpiewał ze mną radosną piosenkę. Przyjechaliśmy do przedszkola, dziecko przebierało już butki, ale nie chciał iść, cały czas powtarzał, że jest tam zła Pani, a ja mu powtarzałam, że jak będzie grzeczny i będzie słuchał, to Pani nie będzie na niego zła. Jeden z rodziców otworzył salę i moje dziecko wpadło w histerię. Ciągle powtarzał: błagam Was rodzice nie zostawiajcie mnie ze złą Panią, proszę. Płakał i krzyczał! mówiąc to samo: nie chcę zostać z tą złą Panią.
Uczepił się mojej bluzki. Nie będę pisać o szczegółach. Dodam tylko, że dziecko nie mówiło, nie chcę iść do przedszkola, tylko wskazało konkretną przyczynę. Pani w liściach miała na bluzce liście, tak mi wyjaśnił syn. Mąż odprowadził syna do sali, powiedział, że Stefanek miał przerażenie wypisane na twarzy i nigdy wcześniej go takiego nie widział. Moje dziecko jest otwartym chłopcem, nawiązuje w mig relacje z obcymi: dorosłymi, dziećmi. Wszędzie czuje się jak u siebie. To co się wydarzyło rano zszokowało mnie i zaczęłam składać wszystko w jedną historię.
Słownictwo, podejście do dzieci, to że zgubił się we własnej grupie i nikt tego nie zauważył. W ciągu godziny znalazłam miejsce przyjazne dziecku, miejsce gdzie z dziećmi się rozmawia i gdzie dziecko się szanuje. Po trzech godzinach mąż złożył rezygnację u Pani Dyrektor, a ja odebrałam syna. Pani Dyrektor powiedziała, że "dzieci czasami fantazjują, a ona ma sprawdzony personel". Odebrałam dziecko przed obiadem. Był zaskoczony. Kiedy
wyszłam z nim za bramę powiedziałam, że znalazłam dla niego miejsce gdzie są miłe ciocie, uśmiechnięte i nie będzie musiał już przychodzić do tego przedszkola. Uścisnął mnie tak mocno, że nie mogłam złapać oddechu. Dopytał czy już na prawdę nie będzie w tym przedszkolu. Zapewniłam go, że już nigdy. Powiedział: to super, nie będzie tej złej pani. Dziękuję rodzice jesteście kochani. Jak budynek przedszkola zniknął mu z oczu, moje dziecko stopniowo zaczęło wracać do siebie. Zaczął z nami rozmawiać, ale nie chciał mówić o przedszkolu.
Wiedziałam, że tam musiało się coś stać. Myślałam, że pani go szarpnęła, albo popchnęła. Wieczorem stopniowo zaczęło w moim dziecko coś puszczać przy zabawach. W końcu na krótko przed snem powiedział, że pani w liściach uderzyła go w rączki i w mózg w łazience (zawsze jak się uderzył w głowę, mówił, że uderzył się w mózg). Dodatkowo został zastraszony. Pani powiedziała mu, że jak powie rodzicom to przestaną go kochać, wmawiała mu, że rodzice go nie kochają. Z opowiadania mojego dziecka wynika, że Pani w liściach, to Pani, która jest pomocą przedszkolanek.
Proszę zainteresujcie się tą sprawą. Ja swoje dziecko zabrałam natychmiast, ale proszę pomyśleć o pozostałych dzieciach, które tam zostały, które być może nie mają tak otwartej relacji, jak ja z dzieckiem. Ja nadal jestem w szoku, bo na wszystko przygotowałam swoje dziecko, na wszystko co może go spotkać w przedszkolu, ale nie przygotowałam go na to, że któraś z dorosłych osób może go tam uderzyć, bić. Ponieważ moje dziecko przedstawiło mi nowe okoliczności skontaktuję się z Panią Dyrektor, ale jestem przekonana, że ta pani nie będzie miała chęci zainteresowania się tą sprawą. Jestem przekonana, że usłyszę iż to wymysł mojego dziecka i to jest najsmutniejsze w tej historii"
Sylwia Biedroń

Co na to przedszkole Mały Kolejarz? – Jak można pomyśleć, że w dzisiejszych czasach ktoś w przedszkolu bije dziecko? To nie do pomyślenia i na pewno coś takiego nie miało miejsca w moim przedszkolu. Nikt z personelu niczego takiego nie zrobił – zarzeka się Małgorzata Boczek, dyrektor przedszkola.

– Stefanek jest rozgoryczony, bo długo się aklimatyzował. Ale nikt na niego nie krzyczał, ani tym bardziej nie bił. U nas, gdy dziecko nie chce leżeć na leżakowaniu, to siedzi. Jak nie chce jeść, to nikt go nie zmusza. To jest placówka publiczna, działa od 1946 roku, nikt nam nie może niczego zarzucić. Mamy wykwalifikowane panie przedszkolanki, panie do pomocy i woźne – mówi Małgorzata Boczek.

Komentuje jeszcze: – Gdyby dziecko było bite, musi mieć tego ślady. Nie wierzę, że ktoś mógł to dziecko uderzyć. Był może trzy dni w tym przedszkolu i co, już go ktoś zdążył pobić? Nie, to niemożliwe. Po prostu rodzice nie mają do nas zaufania i nie dali nam szansy – tłumaczy Małgorzata Boczek i dodaje. – Próbowałam tacie chłopca wytłumaczyć, że dziecko tęskni. Mógł sobie coś wymyślić.

– Informacja została niezwłocznie przekazana wrocławskiemu kuratorium. Jednocześnie Wydział Edukacji poprosił dyrekcję przedszkola o wyjaśnienie sytuacji przedstawionej w doniesieniach medialnych. Do tej pory nikt nigdy nie zgłaszał tego typu skarg na naszą placówkę. Nie mieliśmy także sygnałów od rodziców innych dzieci z tego przedszkola i grupy - ten przypadek jest jedyny. Każdy taki przypadek powinien zostać starannie wyjaśniony – mówi Anna Bytońska z biura prasowego urzędu miasta.

Jak powiedziała nam Sylwia Biedroń, mama chłopca, zgłosiła już sprawę do Dolnośląskiego Kuratorium Oświaty. – Chcę, by dyrektor zainteresowała się tą sprawą, żeby ktoś mi wyjaśnił, dlaczego uderzył moje dziecko. Jedna osoba spowodowała, że trud przedszkolanek i pracowników przedszkola oraz opinia wypracowywana przez tyle lat poszła na marne ˜– mówi Sylwia Biedroń.

– Informacje o złym traktowaniu dziecka w przedszkolu nr 50 do nas wpłynęły i zaznajomiliśmy się ze sprawą. Jeśli pani Biedroń pisze prawdę, to podobne zdarzenia oczywiście nie powinny mieć miejsca i jest to poważne naruszenie prawa. Poprosimy przedszkole o wyjaśnienia. Dyrektorka placówki zachowała się nieprawidłowo, bo powinna zebrać szczegółowe informacje o sprawie wśród swoich pracowników i podjąć interwencję – mówi Janina Jakubowska, rzecznik DKO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska