Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przełomowa operacja we Wrocławiu

Agata Grzelińska
Lekarze (od lewej) Kinga Chabik, Krystyna Słupianek, Tomasz Tomkalski oraz Tomasz Michalski
Lekarze (od lewej) Kinga Chabik, Krystyna Słupianek, Tomasz Tomkalski oraz Tomasz Michalski Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Lekarze ze Szpitala im. Marciniaka na Stabłowicach przeprowadzili niedawno nowatorski zabieg. Operacja polegała na wycięciu gruczolaka przytarczyc. W jej trakcie pacjentka miała wykonane badanie stężenia parathormonu

Mało kto wie, że takie choroby jak kamica nerkowa, osteoporoza, wrzody żołądka, a nawet zapalenia trzustki mogą być spowodowane wadliwym działaniem przytarczyc. Są to małe gruczoły wielkości ziarna pieprzu (zwykle cztery), które odpowiadają za prawidłowe stężenie poziomu wapnia we krwi, jego wchłanianie, wbudowywanie do kości i wydalanie z moczem. Gdy dochodzi do ich przerostu i nadprodukcji parathormonu we krwi zwiększa się stężenie wapnia (tzw. hiperkalcemii).

Problem w tym, że choroba, czyli pierwotna nadczynność przytarczyc przebiega bezobjawowo i dlatego jest bardzo późno wykrywana.

- Dopiero w późnym stadium u pacjenta występuje wzmożone pragnienie, zaburzenia świadomości, a nawet może dojść do zgonu - mówi dr Tomasz Tomkalski, endokrynolog z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistyczny im. T. Marciniaka we Wrocławiu przy ul. Fieldorfa. - Wcześniej przez wiele lat pacjenci cierpią na inne choroby: kamicę nerkową (na skutek wzmożonego wydalania wapnia z moczem), osteoporozę nawet ze złamaniami (na skutek odwapnienia kości), zapalenia trzustki czy chorobę wrzodową. Szacuje się, że na pierwotną nadczynność przytarczyc rocznie zapada około 20 osób na 100 tysięcy. Zatem na Dolnym Śląsku, gdzie mamy około 3 milionów ludzi, rocznie prawdopodobnie zachoruje na tę chorobę około 600 osób.

Zazwyczaj na trop tej podstępnej choroby lekarz lub pacjent wpada przypadkowo po wykonaniu oznaczenia wapnia we krwi.
- Jedyne skuteczne leczenie tej choroby polega na wycięciu gruczolaka produkującego parathormon - dodaje dr Tomkalski.

I tu jest problem. Drobne małe guzki trudno znaleźć, tym bardziej że są podobne do tkanki tłuszczowej. Operacja jest prosta, wymaga małego cięcia na szyi i usunięciu guzka pod warunkiem, że się go znajdzie. Przed zabiegiem robi się niezbędne badania m.in.: usg szyi i scyntygrafię przytarczyc, jednak nie dają one stuprocentowej gwarancji, że chirurg bezbłędnie odnajdzie guzek, który trzeba wyciąć.

- Bardzo często są one niewyraźne. Po to, by mieć pewność, że to, co usuwamy to jest gruczolak, o który nam chodzi, a nie podobna tkanka i że usuwamy go w całości, robi się badanie stężenia parathormonu - wyjaśnia dr Tomasz Michalski, chirurg ze Szpitala im. Marciniaka, który niedawno przeprowadził taki zabieg.

- Nowość polega na tym, że teraz w naszym szpitalu w czasie zabiegu mamy możliwość zbadać stężenie parathormonu we krwi operowanego pacjenta. Wysyłamy poczta pneumatyczną próbkę krwi do laboratorium i w ciągu 10-15 minut mamy wynik. W trakcie zabiegu wiemy, czy poziom parathormonu spada, co znaczy, że usunęliśmy właściwą zmianę, w całości i że można zabieg zakończyć. Jeżeli poziom ten nie spada, trzeba szukać kolejnych guzków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska