Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Ireneusz Krzemiński: Te wybory to gra o wielką stawkę

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
fot marek szawdyn/polska press
Siła oddziaływania i Trzaskowskiego, i Hołowni wiąże się ze znaczenie wzmocnionym przekonaniem ludzi, iż te wybory to nie jest wybór lepszego, albo gorszego prezydenta, że z tym wyborem wiąże się opowiedzenie albo za zachowaniem demokratycznego ładu, za Polską naprawdę wolnych obywateli, albo za Polską autorytarną, za Polską kościelno-narodową – mówi prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog

Zaskoczyły czymś pana sondażowe wyniki I tury wyborów prezydenckich?
Niespecjalnie, możne je było przewidzieć wcześniej. Mam jednak pewne wątpliwości, co do wyniku tego sondażu, bo trzeba jeszcze wziąć pod uwagę tych, którzy głosowali korespondencyjnie i tych, którzy oddali głos za granicą, a to może jakieś 2 do 3 procent wszystkich głosujących.

Co nam te wyniki mówią o II turze wyborów? Jak ona będzie?
Mówią nam tyle, że jeżeli ci wszyscy, którzy nie chcą, aby prezydentem RP był urzędujący prezydent i głosowali w I turze na któregoś z kandydatów opozycji, zagłosują w II turze na Rafała Trzaskowskiego, bo to on do niej przeszedł jako ich przedstawiciel, to Andrzej Duda, zwany Adrianem, nie będzie prezydentem.

Panie profesorze, długa była ta kampania wyborcza, długa i pełna wybojów, prawda?
Można powiedzieć, że długa, a z drugiej strony - bardzo krótka. Ta kampania, która zaczęła się pod koniec września, albo trochę później była niemrawa. Bardzo szybko, kiedy zaczął się zbliżać termin wyborów wpadła, jak w studnię - w epidemię koronawirusa. Mieliśmy wtedy do czynienia z występami jednego aktora, czyli urzędującego prezydenta. Kiedy wreszcie podjęto coś, co do tej pory uważane jest za niekonstytucyjne, a więc decyzję o dacie wyborów, kampania zaczęła się tak naprawdę na nowo. Niektórzy kandydaci mogą się czuć potraktowani niesprawiedliwie, bo mają za sobą wiele miesięcy pracy, a pan Trzaskowski włączył się do kampanii zdecydowanie później. Z drugiej strony musiał włożyć więcej wysiłku, żeby zaistnieć. Był ważnym politykiem w kręgu swojego zaplecza politycznego, stał się bardziej znany dzięki wyborowi na prezydenta Warszawy, ale nie powszechnie rozpoznawalny. Powinniśmy mu być wdzięczni za jego osiągnięcia dotyczące paktowania z Unią Europejską, ale mało kto o tym wiedział, poza osobami, specjalnie się tym interesującymi. Więc on był też w bardzo trudnej sytuacji. Tym bardziej, że poprzednia kandydatka Koalicji Obywatelskiej i PO pozostawiła po sobie marne wrażenie. Więc, ta kampania była bardzo dziwna, skomplikowana, złożona, ale tym bardziej ciekawa.

Wspomniał pan o tym, nie boi się pan, że przegrani będą kwestionować te wybory, podnosić właśnie, że według wielu prawników odbyły się niezgodnie z konstytucją?
Cały czas słyszymy wypowiedzi wybitnych polskich prawników, ostatnio wypowiedział się Mirosław Wyrzykowski, którzy mówią, że decyzja o wyborach 28 czerwca jest w gruncie rzeczy niezgodna z Konstytucją. Tym bardziej ciekawe, co będzie się działo po wyborach. Po pierwsze dlatego, że mamy do czynienia z rzeczywistym ustępstwem partii rządzącej i starającej się posiąść wszechwładzę, czyli Prawa i Sprawiedliwości, z drugiej strony kwestia niejasności konstytucyjnej jest ważna. Jak wiadomo sam PiS i pan prezydent, który ubiega się o reelekcję, już w pierwszych tygodniach swojego urzędowania łamali Konstytucję RP w ewidentny sposób, prezydent Duda - choćby ułaskawiając pana Kamińskiego. Swoją drogą, Prawo i Sprawiedliwość lubi powoływać się na Konstytucję wtedy, kiedy jest to dla niego wygodne. Kiedy indziej Konstytucja RP w ogóle ich nie obchodzi. Zobaczymy więc, jak rozwinie się sytuacja. Chociaż myślę, że zlekceważenie w tej chwili opinii publicznej i nie uznanie tych wyborów, bez względu na to, jak będą wyglądały, byłoby czymś skandalicznym i bardzo niedobrym dla rządzącej partii z bardzo prostego powodu.

Jakiego?
Badania, które jakiś czas temu zrobiła prof. Grabowska, jednoznacznie pokazują, że demokracja kojarzy się Polakom przede wszystkim z wolnością słowa, wypowiedzi oraz – z wolnymi, demokratycznymi wyborami. Stąd atak PiSu na Trybunał Konstytucyjny i inne organa państwa nie był tak negatywnie postrzegany przez ogół, jak powinien. Zatem, w tej sytuacji nie wyobrażam sobie, żeby komukolwiek z rządzącą partią na czele opłacało się w tej chwili podważanie ważności tych wyborów, gdy się dokonają. Mimo, że z Konstytucją RP mają na bakier.

Który z kandydatów się panu w tej kampanii najbardziej podobał?

Trudno, żebym powiedział o kimś innym, jak o Rafale Trzaskowskim. Byłem potrójnie zadowolony, ponieważ dotychczasowe kampanie Platformy Obywatelskiej, czy Koalicji Obywatelskiej były po prostu skandaliczne. To najlepsze słowo, które je charakteryzuje. Tymczasem teraz znaleźli się fachowcy, którzy mieli na tę kampanię wpływ, sami politycy też zaczęli się inaczej zachowywać, inaczej myśleć o tej kampanii. Ważną osobą jest także sam główny aktor. Chociaż oczywiście, to sztabowcy stoją za kampanią, bo główni bohaterowie w pewnym momencie są już zmęczeni. Pamiętamy, jak głupie pomysły podsuwano prezydentowi Komorowskiemu, z czego wynikły same kłopoty. W tej kampanii głupie pomysły miał w pewnym momencie sztab aktualnego prezydenta – Andrzeja Dudy. Żeby wspomnieć chociażby o walce ze zmianę klimatu za pomocą oczek wodnych – pusty śmiech! Widać było panikę w otoczeniu urzędującego prezydenta. To, co prezentuje Rafał Trzaskowski jest bardzo pocieszające dla ludzi – ludzi jako obywateli. Nie chodzi tylko o odzyskiwanie elektoratu PO, ale o coś więcej. Trzaskowski akcentuje swoją rzeczywistą tożsamość samorządową, bo okazało się, że jest ona bardzo silna, że jest ważną wartością. Zamach na niezależne samorządy lokalne, zamach, który PiS przygotowywał i przygotowuje, ciągle nie bardzo mu się udaje, bo nawet przedstawiciele tej partii są zbyt przywiązani do idei władzy samorządowej, do daleko idącej niezależności, do tego, że dbają w istotny sposób o swoją społeczność. Więc ten zamach, siłą rzeczy, nie może się do końca PiS-owi udać. Jest jeszcze jedna sprawa, która wydaje mi się bardzo ważna.

Tak?
Ona trochę wiąże się z tym, co przed chwilą powiedziałem. Podstawowym deficytem w obrazie polskiej polityki, polskich polityków jest fakt, iż obywatel jest gdzieś tam na drugim, trzecim miejscu. Oczywiście, daje się temu obywatelowi różne zabawki, ostatnio pieniążki, bo PiS nie prowadzi żadnej konsekwentnej polityki rodzinnej, czy społecznej, ale rozdaje datki, żeby zdobyć populistyczne poparcie. Tak czy inaczej nie traktuje obywatela poważnie, obywatel nie jest na pierwszym miejscu. Teraz miałem po raz pierwszy wrażenie, a słuchałem wielokrotnie Trzaskowskiego, że to polityk, który ma wolę przywrócenia podmiotowości obywateli. Obywatele nie są pionkami, to nie są ludzie, którym coś się obiecuje, których się mami, okłamuje, ale podmiot, do którego trzeba się odwoływać. To ważny, istotny element kampanii Rafała Trzaskowskiego. Mam nadzieję, że wyborcy to dostrzegą, nawet ci, który mają taki, a nie inny stosunek do PO.

W sondażach przed wyborami całkiem niezłe wyniki osiągał Szymon Hołownia, czego nie wszyscy się spodziewali.
Nie mam trudności, żeby to zinterpretować. Siłą Hołowni jest to, o czym przed chwilą powiedziałem - powrót do idei, że obywatele są reprezentowani przez kogoś, kto nie jest uwikłany w partyjne gry, czy stosunki. On ma wielką siłę przekonywania, także dlatego, że jest spoza dotychczasowego politycznego układu. Nie miał żadnych relacji politycznych, był człowiekiem, który z dziennikarstwa przeszedł na celebrytyzm – mnie to osobiście trochę przeszkadza i nieco podważą zaufania do niego, jako polityka, ale zarazem bardzo pozytywnie oceniam jego wchodzenie w politykę. Chociaż, z drugiej strony, polityka wymaga pewnego otrzaskania się i umiejętności gry, która jest bardzo istotna. Polityk musi być swego rodzaju graczem po to, żeby tę grę przenieść na inny poziom – na poziom obywateli.

Dobrą, równą kampanię miał Władysław Kosiniak-Kamysz, na chwile przeszło do niego część wyborców PO, tuż przed wyborami lider ludowców sondaże miał jednak słabe, a do doświadczony, inteligentny polityk.
No tak – mówił o rzeczach, które nigdy nie będą zależały od prezydenta, ale jako przewodniczący partii mógł sobie na to pozwolić, ma – można by rzecz – większą moc sprawczą. Mnie się też podobała jego kampania, podobały mi się jego wypowiedzi, chociaż Kosiniak-Kamysz czasami był może za bardzo kunktatorski, ale widocznie nie ma w sobie wystarczającej siły, aby przyciągnąć do siebie większej ilość ludzi. Wyborcy wolą innych.

Notowanie Roberta Biedronia przed wyborami też nie były najlepsze, można by rzec – na poziomie Magdaleny Ogonek, co komplementem nie jest.
Tak się już naraziłem Biedroniowi i wyborcom lewicowym, że wolę się na ten temat nie wypowiadać. Ale jeśli robi się tak absurdalne założenia, które zwłaszcza pod koniec kampanii zaczął rozwijać Robert, to nic dziwnego, że takie są tego konsekwencje. Siła oddziaływania i Trzaskowskiego, i Hołowni wiąże się ze znaczenie wzmocnionym przekonaniem ludzi, iż te wybory to nie jest wybór lepszego, albo gorszego prezydenta, że z tym wyborem wiąże się opowiedzenie albo za zachowaniem demokratycznego ładu, za Polską naprawdę wolnych obywateli, albo za Polską autorytarną, za Polską kościelno-narodową pod wodzą tego małego człowieka, którego niektórzy uważają za wielkiego, myślę tu oczywiście o Jarosławie Kaczyńskim. To bardzo ważne. Moim zdaniem te wybory nie byłyby tak znaczące, mamy przecież pandemię koronawirusa, gdyby nie upowszechnienie tej świadomości. Ta świadomość istniała od dawna, istniała w poprzednich wyborach, ale nie była udziałem znacznej części społeczeństwa. Teraz ludzie przekonali się, że to gra o wielką stawkę: albo spadniemy na poziom Białorusi, albo jednak uratujemy demokrację. Przypominam, że 10 milionów członków dawnej Solidarności wciąż żyje. I nawet, jeśli część z nich przeszła na pozycje PiS-u, to oni nawet, jako pisowcy, myślą trochę inaczej, zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które grozi nam w tej chwili. Dlatego niepokoi mnie fakt, iż Hołownia tak mętnie wyraża się o tym, jak odezwie się do wyborców, gdyby w II turze znalazł się Duda i Trzaskowski. Czyżby już wszedł w rywalizację, którą zarzuca „partyjnym”?

Niektórzy mówią, że w II turze wyborów może zostać pobity rekord frekwencyjny. Pan też tak uważa?
Byłbym bardzo ostrożny z tymi wszystkimi diagnozami. Wciąż żyjemy w pandemicznej rzeczywistości – mogę o tym mówić na własnym przykładzie. W dzień wyborów są moje imieniny, w które zawsze organizowałem przyjęcie. W tym roku przyjęcia nie było, bo większość ludzi jednak się boi. Więc byłbym ostrożny z tymi diagnozami. Uważam, że deklarowana chęć uczestnictwa w wyborach może odbiegać od rzeczywistej frekwencji, co zresztą zawsze ma miejsce. Daj jednak Boże, żeby to uczestnictwo było wysokie, bo będzie dawało silną legitymację temu, kto zostanie wybrany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Ireneusz Krzemiński: Te wybory to gra o wielką stawkę - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska