Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Bross przetarł szlaki

Zbigniew Figat
Wracamy do tematów, które poruszyły Czytelników "Słowa Polskiego".

Profesor Wiktor Bross wrócił do Wrocławia pod koniec lat 50. z Ameryki pełen optymizmu i nadziei. W udzielonym dziennikarzowi "Słowa Polskiego" wywiadzie dzieli się radością, że niebawem wstawi do sali operacyjnej zastępującą ludzkie płuca i serce machinę, która pomoże mu uratować życie wielu ludziom.
- Co Pan sądzi o tej podróży prof. Brossa do USA w 1959 i jego akcji na rzecz płucoserca?
- Wtedy brakowało pieniędzy na nowoczesny sprzęt, a i teraz nie mamy ich za wiele - mówi prof. Wojciech Kustrzycki, szef Kliniki Chirurgii Serca Akademii Medycznej we Wrocławiu. - W pionierskich latach 50., gdy prof. Bross organizował we Wrocławiu, w Polsce, w Ameryce akcję zbierania pieniędzy na tamto sztuczne płuco-serce, miało ono wartość dwóch, trzech dobrych samochodów. Dziś na obu salach operacyjnych zainstalowane są dwa nowoczesne płucoserca, a na tamtym historycznym pracował też mój ojciec, prof. Anatol Kustrzycki. Od wczesnych lat 50. był prawą ręką Brossa na chirurgii. Wtedy na świecie dopiero powstawała kardiochirurgia i stała ona się pasją Brossa.

Wrocławska historia kardiochirurgii zaczęła się w budynku przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie we Wrocławiu, w 1955 r., kiedy prof. Bross dokonał pierwszej operacji zastawki mitralnej w bijącym sercu. Natomiast 31.III 1958 r. przeprowadził pierwszą w Polsce operację na otwartym sercu, bez maszyny umożliwiającej krążenie pozaustrojowe. On pierwszy w Polsce otworzył jamę serca, które przeciął i operował w jego wnętrzu.
- Cała operacja, przy której Brossowi asystował mój ojciec, trwała kilkanaście godzin, ale samo otwarcie serca tylko kilka minut. Oni perfekcyjnie opanowali technikę operacyjną, nie dysponując jeszcze maszyną do krążenia pozaustrojowego, a mój ojciec stworzył już w tamtych latach kardiologiczną pracownię diagnostyczną, oczywiście, z inicjatywy Brossa.

- Porównajmy te dwie epoki w dziejach wrocławskiej kliniki - tamtej z połowy XX wieku, którą kierował prof. Wiktor Bross i tej z końca pierwszej dekady XXI wieku, której pan jest szefem.
- Wtedy operowali oni ludzi z wrodzonymi oraz nabytymi poreumatycznymi wadami serca. Takich pacjentów już prawie nie mamy. Leczymy przede wszystkim chirurgicznie chorobę wieńcową oraz wady zastawkowe, spowodowane różnymi przyczynami
- A jak prof. Wiktor Bross radziłby sobie dziś z Ministerstwem Zdrowia, z umowami z NFZ?
- Z wielkim trudem wyobrażam go sobie we współczesnych realiach służby zdrowia. On działał w atmosferze pionierskiego tworzenia, a dziś zmagałby się z reformami, które przeciągają się i nawet grożą destrukcją. Profesor Bross w sytuacji, gdy pacjent czeka na operację, a tu dzwonią telefony z NFZ, że kontrakty nie są podpisane, że trwają jakieś negocjacje? Dla tego człowieka, który nie znosił sprzeciwu - to byłby szok!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska