Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Lubina: Nie mielibyśmy tego sukcesu, gdybyśmy nie traktowali rządu jak partnera

Janusz Życzkowski
Janusz Życzkowski
"W wielu miejscach Polski ludzie mnie pytają, jaka jest ta współpraca z PiS? Odpowiadam, że na bycie "na nie" szkoda czasu i energii. To do niczego nie prowadzi" - mówi prezydent Lubina Robert Raczyński w rozmowie z Januszem Życzkowskim.

W jakim momencie jest Lubin?

Przechodzimy dość gwałtowny rozwój. W ostatnich pięciu latach mieliśmy duży wysyp inwestycji infrastrukturalnych. Trzy lata temu uruchomiliśmy kolej, choć mało kto wierzył, że ona będzie i że zmieni układ komunikacyjny nie tylko dla samego centrum Lubina, ale także dwóch powiatów. Przez prawie 15 lat walczyliśmy o to, żeby zmodernizować linię kolejową, która służyła wyłącznie dla pociągów towarowych, a nie była dostosowana do pociągów pasażerskich, bo nie spełniała podstawowych wymogów bezpieczeństwa. Uruchomiliśmy ją w 2019 roku, to znaczy rząd uruchomił. I wtedy okazało się, że tą koleją jeździ prawie pół miliona pasażerów. Kolej dla Lubina wpłynęła na lepsze połączenia do Legnicy i Głogowa. Można powiedzieć, że była to rewolucja komunikacyjna dla całego zagłębia miedziowego.

To jest kluczowa inwestycja. Ale co idzie za nią?

Opracowaliśmy plan rozwoju wokół centrum przesiadkowego. Zbudowaliśmy tam infrastrukturę sportową, będziemy budować gigantyczny aquapark.

Wszystko musi być możliwie blisko tego punktu?

Tak, żeby mieszkańcy Środy Śląskiej, Legnicy czy Wrocławia wysiedli w pociągu i mieli blisko do celu. Budujemy w tej chwili w Lubinie pierwszy w Polsce szpital psychiatryczny dla dzieci i młodzieży. Znajdzie się on w odległości 100 m od stacji kolejowej. Kolejne inwestycja - inkubator dla przedsiębiorców - 200 m od kolei. Oczekiwaliśmy, że po uruchomieniu kolei nastąpi dynamiczny rozwój miasta, więc już wcześniej wykupiliśmy większość gruntów wokół. Stare budynki zostały zburzone, powstają nowe obiekty, wszyscy widzą tam olbrzymi potencjał.

Liczba mieszkańców Lubina się zwiększa?

Liczby mieszkańców miast są trudne do ustalenia. Po zniesieniu obowiązku meldunkowego nikt dokładnie nie wie, ile osób mieszka w danej gminie. Możemy za to powiedzieć o liczbie nowo budowanych mieszkań, które są natychmiast sprzedawane. Bezrobocie mamy na poziomie 2 procent - każdy, kto chce pracować, w Lubinie znajdzie pracę. Dla nas nie jest istotne, ile osób mieszka w Lubinie, ale ile ludzi bez Lubina nie może żyć.  

Na co jeszcze kładzie pan akcenty w swojej wizji Lubina? Jakie najważniejsze wyzwania stoją przed miastem?

Trzeba zachęcić ludzi do osiedlenia się tutaj, stworzyć im odpowiednie warunki. Miasto musi być atrakcyjne do zamieszkania. W Lubinie nie ma problemów ani ze żłobkiem, ani z przedszkolem. Nie ma problemów z edukacją - powstały prywatne szkoły, które finansujemy tak samo jak szkoły publiczne. Likwidujemy bariery, także komunikacyjne. Stworzyliśmy mieszkańcom bezpieczeństwo socjalne, czyli te wszystkie struktury, które pomagają im organizować swoje życie.

Pomogła też S3?

Tak. Wszystkie inwestycje spowodowały, że staliśmy się miastem niesamowicie atrakcyjnym do zamieszkania, miastem, w którym ludzie lubią spędzać czas na rekreacji i sporcie.

A co z otoczeniem biznesowym?

Nie ma co ukrywać, że obecność KGHM w Lubinie nie wpływa pozytywnie na przedsiębiorczość mieszkańców. Młodzi ludzie nie są zainteresowani zakładaniem własnych firm, podejmowaniem ryzyka biznesowego. Atrakcyjna praca jest w KGHM.

Silny pracodawca daje dobre warunki, więc w tym obszarze jest pewien regres?

Tak. Ale my zachęcamy młodych ludzi do biznesu, ułatwiamy im wejście w biznes. W związku z tym, utworzyliśmy dwa inkubatory przedsiębiorczości, które mają łącznie powierzchnię ponad 4000 mkw. Liczymy na to, że będzie w nich działać kilkadziesiąt firm.

Czy jest jakaś rywalizacja między miastem a KGHM?

Nowe firmy w Lubinie to dla KGHM konkurencja płacowa i walka o pracownika. W związku z tym, współpracy - jeśli chodzi o rozwój innej sfery - nigdy nie było i pewnie jej nie będzie. Uważam, że KGHM powinien funkcjonować w otoczeniu nowoczesnych firm technologicznych, choć sam nie jest tym zainteresowany. Musimy się wzajemnie uzupełniać.

Czy docenia pan rolę opozycji? Jak pan traktuje współpracę i dialog o możliwości realizacji konkretnych zadań?

Opozycja to jest często tlen dla rządzących. Brak opozycji powoduje, że rządzący albo stają się leniwi, albo popełniają błędy. Nie ma w nich refleksji. Każdy powinien rozumieć, że opozycja - mimo że jest złośliwa, przykra i przeszkadza na co dzień - w rzeczywistości pomaga. Opozycję trzeba traktować jak sojusznika.

Stał pan u zarania ruchu Bezpartyjnych Samorządowców. Jak pan ocenia miejsce, w którym ta formacja jest w tej chwili, w roku wyborów do parlamentu? Wiemy, że są aspiracje dotyczące możliwości wystawienia własnych list.

Formacje partyjne najczęściej proponują nam wstąpienie do nich - wtedy pierwiastek samorządności zanika. Partie polityczne mają swoją wewnętrzną dynamikę, mają inne rozłożenie akcentów na zadania do realizacji. Mimo, że często są tam ludzie z doświadczeniem samorządowym, to ich doświadczenie nie odgrywa żadnej roli, a po czasie traci wartość. My, bezpartyjni samorządowcy wychodzimy z założenia, że my musimy być formacją nastawioną głównie na samorządność. Powinniśmy wskazywać rządzącym, ile w samorządzie jest uśpionego potencjału.

Bezpartyjni rządzą na Dolnym Śląsku.

Bezpartyjni rządzą z rządem centralnym, to znaczy z PiS, który wpływa na decyzje rządu. Nie mielibyśmy tego sukcesu, gdybyśmy nie traktowali rządu jako partnera. Nie da się działać w opozycji do rządu. Można być w opozycji do jakiegoś projektu, ale do rządu...?

Mamy samorządowców skupionych wokół ruchu „Tak dla Polski”. To jest ewidentne zaangażowanie polityczne na tym właśnie poziomie.

I widzimy, jak przez tę świadomą opozycyjność i niechęć do rządu oni wygasają. Tracą swoją wyrazistość, tożsamość. Cele, do których wydawałoby się, że będą zmierzać, okazują się nieistotne. Samorządność nie odgrywa żadnej roli w ich strukturach, jest tylko opozycyjność. Przejrzałem wszystkie programy partii politycznych - w żadnym nie ma jakiejkolwiek nowej myśli samorządowej. Oni nie widzą potencjału, bo poszli w konfrontację z rządzącymi, a nie w konfrontację z programem rządzących. My jesteśmy często w konfrontacji z programem rządzących, ale nie jesteśmy w konfrontacji rządem.

I w kontekście Dolnego Śląska są konkretne rzeczy, które założyliście do realizacji.

W wielu miejscach Polski ludzie mnie pytają, jaka jest ta współpraca z PiS. Odpowiadam, że jeśli PiS ma partnera, to się da zrobić. Jeśli macie projekt, to przekonujcie drugą stronę do tego projektu. Na bycie "na nie" szkoda czasu i energii. To do niczego nie prowadzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prezydent Lubina: Nie mielibyśmy tego sukcesu, gdybyśmy nie traktowali rządu jak partnera - Gazeta Lubuska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska