Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premier ogłasza, że nie będzie niczego. Wybory jednak będą, co nie oznacza, że nastanie raj

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk Paweł Relikowski
Klasyk polskiej polityki, występujący w charakterystycznym sweterku Krzysztof Kononowicz z Białegostoku, obiecywał jakieś 10 lat temu wyborcom, że jeśli na niego postawią, to "nie będzie niczego". Nigdy nie przypuszczałem, że do tej obietnicy nawiąże Platforma Obywatelska, ale kampania wyborcza jest niezwykłym okresem w życiu polityków, zwłaszcza gdy zanosi się na zmianę ekipy sprawującej władzę.

Premier Ewa Kopacz oświadczyła na sobotniej konwencji, że nie będzie ZUS i NFZ, czym zelektryzowała wszystkich, którzy potrafią prawidłowo rozwinąć te skrótowce jako Zakład Ubezpieczeń Społecznych i Narodowy Fundusz Zdrowia - chyba dwie najbardziej (choć nie zawsze słusznie) krytykowane instytucje. Potem się okazało, że budynki i ludzie zostaną, natomiast znikną składki na ZUS i NFZ, bo zmieni się sposób finansowania. Premier dorzuciła jeszcze obietnicę obniżenia podatku dochodowego do 10 proc., czym wprawiła w konsternację wszystkich wypełniających PIT-y. Potem okazało się, że to oferta dla najgorzej zarabiających, a zresztą szczegółami na razie stratedzy partyjni nie zaprzątają sobie głowy. Cel wystąpienia szefowej PO został chyba osiągnięty, bo opozycję w pierwszym momencie zatkało, po czym oświadczyła, że są to obietnice... nierealne.

Nietrudno zauważyć, że doszło do zabawnej zamiany ról, bo wszyscy się spodziewali, że to PiS będzie szalał z rozdawaniem gruszek wyrosłych na wierzbie, a tu, proszę, rządząca partia chce nagle robić totalną rewolucję, ułatwiając życie Polakom na różne sposoby. W tej sytuacji postulaty PiS-u zaczynają wyglądać wręcz bezbarwnie, jak zestaw zużytych haseł zgłaszanych bez większego przekonania. Dość żałośnie prezentują się też pretensje pod adresem Ewy Kopacz, że rozmawia z ludźmi w pociągach albo organizuje posiedzenia rządu w terenie. Gdyby to samo robił PiS, ci sami krytycy uznaliby niewątpliwie takie posunięcia za genialną taktykę. Dynamika walki politycznej sprawia, że ocieramy się momentami o groteskę. Chętnie wyśmiewano Bronisława Komorowskiego z powodu błędów ortograficznych, ale gdy tym samym "popisał się" niedawno prezydent Andrzej Duda - sprawa już nie nadaje się do publicznego roztrząsania. I tak jest u nas dosłownie ze wszystkim.

Dlatego dochodzę do przekonania, że nie należy poważnie analizować tej całej kotłowaniny. Myślący wyborca ma swoje preferencje i żadne sztuczki ich nie zmienią, a niemyślący zagłosuje zgodnie z tym, co mu przyjdzie do głowy, gdy wstanie z łóżka w dniu wyborów. Ci, którzy głosowali już kilka razy, wiedzą, że zbytnie podniecanie się prowadzi do efektów przypominających kaca - człowiek musi żyć ze świadomością, że przesadził. Niezależnie bowiem od tego, co opowiadają nam politycy, problemy po wyborach w cudowny sposób nie znikają, a lansowane metody ich rozwiązywania mają zazwyczaj zaskakujące skutki uboczne.

Są i takie rachuby, że PiS nie przeżyje skutków swego zwycięstwa, zapowiadanego przez sondaże. W tym sensie, że odrodzą się natychmiast wszystkie znane patologie prawicy, jak np. niepohamowana kłótliwość, napuszczanie grup społecznych na siebie, skłonność do rządzenia społeczeństwem metodą zakazów. Po tym jak prawica ogłosiła, że papież Franciszek nie jest nieomylny (z powodu uchodźców), może się okazać, że nie jest też nieomylny Jarosław Kaczyński, a wtedy dopiero zrobi się ciekawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska