Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca musi stać się pasją

Bożena Kończal
- W firmę trzeba inwestować i cały czas się uczyć - mówi Monika Lelonkiewicz
- W firmę trzeba inwestować i cały czas się uczyć - mówi Monika Lelonkiewicz Fot. Tomasz Hołod
Recepta na sukces?

Na twarzy pani Moniki pojawia się grymas. - Nie, nie mówmy o sukcesie. Sukces to takie napuszone słowo. Jestem z natury optymistką, więc tu bardziej pasuje spełnienie marzeń. Marzeń jedynaczki o rodzinie, o pracy zawodowej, która jest zarazem pasją. O stworzeniu centrum urody pomagającego odnaleźć swoje miejsce w życiu nie tylko paniom. Drobne korekty wizerunku, ładniejsza cera, zmiana fryzury czy koloru odzieży potrafią przywrócić pewność siebie, zmienić nastawienie do świata. Kiedyś sama tego doświadczyłam.

Medycyna
W rodzinnym domu pani Moniki Lelonkiewicz zawsze obecna była medycyna. Jej tato był internistą. Opowiadał o swojej pracy, o pacjentach. Większość znajomych odwiedzających rodziców to byli lekarze. Gdy ukończyła liceum, nie miała żadnych wątpliwości, że pójdzie na Akademię Medyczną.

- Chyba wtedy nawet nie wiedziałam, że są inne zawody, że można być np. nauczycielem, sprzedawcą, muzykiem - opowiada pani Monika. Widziała siebie w białym kitlu, w gabinecie zabiegowym lub na sali operacyjnej. Zdecydowała się na specjalizację: dermatologia-wenerologia. Specjalizacja I stopnia, potem II.

Staż we wrocławskim szpitalu wojskowym, praca w przychodni na Nowym Dworze, a wcześniej jeszcze dojazdy małym fiatem do pacjentów w miejscowości odległej o 90 km. W wolnej chwili wypady na narty, z Leszkiem, przyszłym mężem. Potem ślub, narodziny Basi, dziś już licealistki. Na świat przychodzi Zosia, potem Borys. Radość przepleciona z bólem. Tragiczna śmierć mamy, długie leczenie po wypadku samochodowym pierworodnej córki i marzenia o własnym gabinecie.

Wiedziała, że chce go mieć, że chce stworzyć coś swojego. Utwierdziła ją w tym pierwsza praca. Tuż po studiach, aby zarobić na życie, była przedstawicielem firmy medycznej. Zajęcie przynosiło niezłe profity, ale szczerze go nie znosiła. Każdego ranka toczyła wewnętrzną walkę, aby wstać z łóżka i ruszyć do klientów. Wtedy zrozumiała, że praca zawodowa ma wtedy sens, gdy jest pasją, a nie tylko źródłem dochodu.

Rodzina
W jej rodzinie są dwie pasje: narty i nurkowanie. Mąż, inżynier, jest instruktorem narciarskim. Od września do czerwca niemal każdy weekend spędza z dziećmi w górach. Efekty są. Zosia i Borys, którzy na nartach stanęli pierwszy raz, gdy mieli 3,5 i 2,5 roku, w 2009 roku wygrali Family Cup. Zosia ma też na koncie II miejsce w Pucharze Polski w slalomie. Pani Monika, gdy tylko może, przyłącza się do tych wypadów.

Na pierwszym planie zawsze stawia rodzinę. Gdy dzieci kończą zajęcia o 15, ona stara się być wolna o 14. Ale gdyby nie nieoceniona pani Tereska, ich życie rodzinne nie byłoby teraz takie proste. Gdy dwa razy w tygodniu pracuje po południu, opiekunka odbiera dzieci, pilnuje, aby odrobiły lekcje, aby coś zjadły. Zawsze, gdy dzieci wyjeżdżają na dłużej, nie liczy godzin spędzonych w Centrum. Gdy dopada ją zmęczenie, ucieka od wszystkiego... pod wodę. I to dosłownie. Zaraz po kontuzji kolana zalecono jej pływanie. Ale nurkowanie okazało się o wiele ciekawsze.

Intro - pierwsze zejście - odbyło się chyba w najpiękniejszym miejscu do nurkowania, w Egipcie. Tu narodziła się wielka pasja. Potem w Polsce jeden kurs nurkowania, potem drugi i kolejny. Wreszcie uprawnienia instruktora. Przez 4,5 roku 300 nurkowań. Gdy zaczyna się nurkować grupowo, myśli się tylko o jednym: aby nie zabrakło powietrza, by wytrzymać kondycyjnie. Dopiero potem, gdy zdobywa się umiejętności i pokonuje strach, schodząc w głąb, dostrzega się ławice niezwykłych ryb, wspaniałe kolory, wchodzi się w stan półsnu, półletargu.
- Dla mnie nurkowanie to stan nieważkości, medytacja, olbrzymi relaks - opowiada pani Monika. - Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się znaleźć tyle czasu, aby polecieć do Meksyku, aby zanurkować w Cenotoch, zalanych wodą jaskiniach w dżungli.

Praca
Centrum Dermatologii Estetycznej i Laseroterapii Uroda ma w swoim logo czerwone maki. W gabinecie zabiegowym na ścianie spod tynku strukturalnego wyłania się wielki mak. Na pozostałych białych, gładkich ścianach obrazy z makami. Zabiegi raczej nie są bolesne, ale ostre barwy kwiatu przełamują klimat lecznicy. W nowej siedzibie Centrum działa od maja 2010 r. Wreszcie atmosfera, zakres usług i sprzęt - wszystko tak, jak sobie to pani Monika wymarzyła. Przychodzący może poddać się metamorfozie od przysłowiowego a do z. Nad urodą czuwa pani Monika, nad wizerunkiem Lidia Sokołowska.

Kredyty zaciągnięte na realizację marzeń zawodowych, jej, optymistki, nie przerażają.
- Kto dziś żyje bez kredytu? - pyta. - W firmę trzeba inwestować i cały czas się uczyć.
Sama też prowadzi szkolenia dla lekarzy.

Kilka razy w roku uczestniczy w międzynarodowych kongresach. Na ostatnim CoPlsaDy (kontrowersje w chirurgii plastycznej i dermatologii) w Barcelonie razem z dr Ewą Szpringer z Lublina przedstawiały swój opatentowany już w Polsce zabieg hydrolift nici hialuronowej. To coś podobnego, jak znane już wprowadzanie złotych nitek pod skórę twarzy dla jej odbudowy. Ale złoto to ciało obce, a nić, którą je zastąpiły, bez groźby powikłań czy odrzucenia, modeluje twarz. Jest zwolenniczką paryskiej szkoły chirurgii plastycznej i dermatologii, która mówi o wzmacnianiu skóry, odbudowywaniu jej siły, a nie zmianie kształtu twarzy.

Jeszcze osiem lat temu była zabieganą kobietą z trójką dzieci. Gdyby nie pomoc męża, wizja tego, co chce osiągnąć w życiu, i siła fizyczna młodego organizmu, pewnie by jej się nie udało.
Co może poradzić tym, którzy myślą o swojej firmie? Określić cel, nigdy się nie poddawać i zaczynać od małych kosztów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska