Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożyczyli pieniądze, oddawali, ale i tak tracili dorobek życia. I to w majestacie prawa

Marcin Rybak
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne
Masz nóż na gardle. Pilnie potrzebujesz pieniędzy. Kredyt nie wchodzi w grę albo jego załatwiane potrwa zbyt długo. Znajdujesz w gazecie ogłoszenie "pożyczki pod zastaw". Wydaje Ci się, że to dobra oferta. Błąd. Zanim się obejrzysz, możesz stracić wszystko, co masz.

Znamy trzy podobne historie. W każdej pożyczek udziela ta sama osoba. W każdej pożyczając stosunkowo niewielką kwotę ludzie tracą majątek. Pożyczek udziela wrocławski biznesmen. Raz występuje jako właściciel lombardu, innym razem jako człowiek z ogłoszenia. Ci, co wzięli pożyczki, nazywają go oszustem. A on się złości. Straszy procesami. Mówi, że to jego oszukali. Pożyczyli i nie oddali.

Grudzień 2002. Pan Roman z żoną potrzebują 160 tysięcy złotych. Załatwiają kredyt w banku - pod zastaw gruntu, który mają na peryferiach Wrocławia. Procedura się przeciąga, a oni potrzebują pieniędzy. Idą do lombardu. Tam spotykają człowieka od pożyczek. Zgadza się dać pieniądze pod zastaw ziemi. Jest warta przeszło milion.

Pozornie wszystko jest bezpieczne. Macie nieruchomość? No to ja wam dam pieniądze, a zabezpieczeniem będzie wpis na hipotekę. Jakby brali kredyt w banku. Tylko odsetki większe, bo 12,8 tys. zł miesięcznie.

Idą do notariusza i tam człowiek od pożyczek zmienia warunki umowy. Zamiast wpisu na hipotekę proponuje przewłaszczenie. O co chodzi? On pożycza pieniądze, oni dają mu swoją nieruchomość. Jak oddadzą gotówkę, to ziemia do nich wróci.

Rzecz w tym, że nie wróciła. Człowiek z lombardu mówi, że nie wróciła, bo oni nie oddali pieniędzy. Ale to nie takie proste. Co miesiąc zwracali 12,8 tys. zł odsetek. W czerwcu 2003 r. mieli oddać mu pożyczone pieniądze i ostatnią ratę odsetek. Umówionego dnia przynieśli część gotówki z informacją, że całość będzie za kilka dni. Umówili notariusza, by podpisać umowę kończącą pożyczkę.

Nic z tego. Pan z lombardu nie przyszedł. Nie było z nim kontaktu. Wreszcie po kilku miesiącach wysłał komornika i kazał się wyprowadzać. Procesy ciągną się latami. Z kolejnych wyroków wynika, że pan z lombardu ma zwrócić różnicę między wartością gruntu a kwotą pożyczki z odsetkami. Ale ustalenie, ile wynosi różnica, trwa latami. Do dziś nie odzyskali ziemi.

Podobna jest historia państwa G. ze Świdnicy. Potrzebowali pilnie gotówki na leczenie chorego na raka ojca. Pożyczyli 60 tys. zł. Przewłaszczyli kamienicę wartą 800 tys. zł. Gdy przyszło do oddawania pożyczki, powstał spór o kwotę odsetek. Do rozliczenia nie doszło. Do dziś są spory w sądach.

Pożyczkodawca był oskarżony o lichwę, czyli pobieranie od małżeństwa G. zbyt dużych odsetek. Ale go uniewinniono, bo ustawa się zmieniła i przestępstwo Sejm skasował.

Mieszkańcy wsi pod Wrocławiem przestali być właścicielami domu i działki, bo pożyczyli 80 tys. zł. Od tego samego człowieka. - Gdybym wówczas nie wziął pożyczki, dziś byłbym uboższy, ale żona na pewno nie miałaby dwóch zawałów - komentuje pan Roman.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska