Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożegnanie z Tuskiem. W PO już nikt nie tęskni

Anna Wojciechowska
Grzegorz Schetyna i Donald Tusk
Grzegorz Schetyna i Donald Tusk Bartek Syta
Nieco w cieniu zawirowań wokół list i dyskusji o wyborczych szansach Koalicji Europejskiej przeszedł fakt ostatecznych przegrupowań wewnętrznych w samej Platformie Obywatelskiej. Dopinając wspólne listy opozycji do Parlamentu Europejskiego, Grzegorz Schetyna, którego przywództwo w partii było jeszcze niedawno kontestowane i podważane, ostatecznie potwierdził swoją siłę w partii.

Nie ma wątpliwości, że jeśli ktoś jest w stanie wygrać te wybory z PiS, a konkretnie z Kaczyńskim, to tylko Schetyna - mówi z przekonaniem polityk PO, znany długo jako bliski Donaldowi Tuskowi, zacięty przeciwnik obecnego szefa PO w partii. Tak on, jak i inni politycy PO, wspierając Schetynę, pomału reorientują się jednak wyraźnie już też w kierunku prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. - Nie ma też wątpliwości, że jeśli Schetyna przegra te wybory, to my już mamy nowego lidera: Rafała Trzaskowskiego - mówi nasz rozmówca. I tak sytuacja polityczna wyklarowała nowy taktyczny duet w Platformie Obywatelskiej: Schetyna - Trzaskowski. To na tej linii zapadają dziś kluczowe dla kampanii decyzje.

Skąd taka nagła wiara w Schetynę? Pan już nie tęskni za Donaldem Tuskiem? - dopytuję swojego rozmówcę z Platformy. - Tusk to gra już tylko na siebie i faktycznie na naszą przegraną w wyborach europejskich, żeby okazało się, jak to bardzo jest tu potrzebny. Przecież on utrudniał Schetynie to klecenie koalicji. A jednak udało się. I tak Schetyna przy okazji utrudnił ewentualny powrót na polską scenę polityczną Tuskowi - tłumaczy mój rozmówca.

- Bez przesady. Mimo wszystko nie sądzę, by Donald chciał zwycięstwa PiS, bo to też wcale nie była dla niego dobra sytuacja. A to, że gra na siebie przede wszystkim, wiadomo nie od dziś - kontruje inny polityk PO.

Takie nastroje są dziś powszechne w Platformie. O ile jeszcze kilka miesięcy temu przeważały oczekiwania, że Tusk wróci, bo tylko on ze swoją „charyzmą” może zjednoczyć podzieloną i wyraźnie pogubioną opozycję, o tyle dziś w partii coraz mocniej zżymają się, że obecny przewodniczący Rady Europejskiej gra na dwa fronty. Z jednej strony, jak widać, co i rusz przypomina o sobie polskim wyborcom, dając im sygnał, że te nadchodzące wybory to i „jego wojna” i snując, rzecz jasna bez uprzedzenia kierownictwa Platformy, wizję ruchu obywatelskiego niezależnego od partii, którą tworzył.

Z drugiej strony, w partii Schetyny coraz głośniej słychać, że Tusk intensywnie prowadzi jednak starania w Brukseli, by znaleźć sobie miejsce w międzynarodowych strukturach po zakończeniu kadencji szefa Rady Europejskiej. Ostatnio spekuluje się, że były szef PO myśli o przedstawicielstwie UE przy ONZ. Unia ma obecnie ambasadora przy tej organizacji. W unijnych kręgach pojawiły się jednak koncepcje wzmocnienia tej pozycji. Mówi się nawet o stałym miejscu UE w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Ale są to wizje bardzo mgliste, bo i nawet wbrew interesowi części krajów samej UE. - Donaldowi marzy się tak naprawdę przeprowadzka do Nowego Jorku, ale ponieważ ta perspektywa jest bardzo mglista, to jednocześnie co i rusz wpada do Polski i podtrzymuje swój ogień - opowiada jeden z polityków PO.

Symboliczny dla zmiany nastrojów i orientacji w Platformie jest fakt, że do Schetyny po rozwodzie z polityką zgłosił się z chęcią pomocy spec od PR, były minister w kancelarii Donalda Tuska Igor Ostachowicz. Ten sam, który, dbając o osobisty wizerunek Tuska, najmocniej rekomendował pozbycie się Schetyny z rządu po wybuchu afery hazardowej. - Teraz Igor pomaga nam - mówi polityk z otoczenia Schetyny.

Z Tuskiem mocno kojarzony był też były minister ds. europejskich Rafał Trzaskowski, dziś prezydent Warszawy. Jeszcze trzy miesiące temu, kiedy pytałam polityków PO o plany Tuska, odsyłali z uśmiechem do Trzaskowskiego, mówiąc, że jest jedynym politykiem z czołówki partii, z którym przewodniczący Rady Europejskiej spotyka się od czasu do czasu, wpadając do Warszawy. Sam obecny prezydent Warszawy nie ukrywał w publicznych wypowiedziach, że blisko mu do Tuska i że imponuje mu jego droga polityczna. - Potrzebuję czasu, żeby narodzić się jako nowy Tusk. Jeżeli pani mnie pyta, czy za jakieś 10 lat będę miał jakieś ambicje polityczne, to odpowiadam: nie wykluczam - mówił w wywiadzie dla „Polski”Trzaskowski już w fotelu prezydenta Warszawy.

- Może i Tusk mu imponuje, ale jego obecne relacje ze Schetyną są o wiele lepsze niż były z Tuskiem w najlepszym momencie. Spotykają się przynajmniej dwa razy w tygodniu - przekonuje mnie jeden z ważnych polityków PO. - To nie jest i nie będzie nigdy wielka przyjaźń z wielu powodów, choćby takiego, że na przyjaźni w polityce to Schetyna już zęby zgubił - kontruje z kolei polityk z otoczenia Trzaskowskiego. - Ale te relacje są naprawdę dobre. Spotykają się regularnie i dogadują, jaką taktykę przyjąć - zaznacza jednocześnie ten rozmówca. - Rafał jest dziś megalojalny wobec Schetyny, bo Grzegorz wspierał go konsekwentnie na początku kampanii w Warszawie, kiedy wszyscy wieszali na niego psy. Ale jest też coś więcej: po tej kampanii Trzaskowski, jak wielu zapatrzonych w Tuska, uznał, że ze Schetyną jak się już w jakiejś sprawie dogadasz, to dotrzymuje słowa. Inaczej niż z Tuskiem - twierdzi poseł PO znający dobrze obu polityków.
Nie jest jednak tak, że obecny szef PO ma pełnię władzy nad prezydentem Warszawy, który uważany jest za głównego zwycięzcę politycznego ostatnich wyborów samorządowych. - Owszem, Rafał rozmawia z Grześkiem o tym, co zamierza, ale ma też margines niezależności. To on dziś ma jednak realne instrumenty władzy i Schetyna musi się z tym liczyć. Z pewnością jak by mógł, to pomysł tramwaju różnorodności wybiłby mu z głowy, ale na takie rzeczy nie ma wpływu - odpowiada polityk PO. Inny dodaje, że obecny szef nigdy nie lekceważy nastrojów tzw. dołów partyjnych, a tam dziś notowania Trzaskowskiego jako tego, który „spektakularnie pokonał PiS”, naturalnie poszybowały w górę. To z nim dziś lokalni działacze chcą sobie robić zdjęcia.

Tak Schetyna, jak i Trzaskowski mają świadomość, że jeden nieprzemyślany czy fałszywy ruch prezydenta Warszawy może dużo kosztować całą PO.

- Chcecie zobaczyć, co się będzie działo, jak Platforma wróci do władzy, patrzcie na Warszawę - taką retorykę przyjęło wyraźnie Prawo i Sprawiedliwość, nie na darmo uważnie monitorując działania Trzaskowskiego. Poważny kryzys zresztą już był, kiedy PO w Radzie Warszawy po wyborach wycofała się z przegłosowanych tuż przed nimi 98 proc. bonifikat od opłat za przekształcanie użytkowania wieczystego we własność. Trzaskowski po rozmowie ze Schetyną przyznał publicznie, że to był błąd polityczny i przywrócił bonifikaty.

Ryzyko kolejnego takiego, a nawet poważniejszego kryzysu, stanęło przed PO też dziś, wraz z podpisaniem przez prezydenta Warszawy Karty LGBT Plus. Trzaskowski wspominał o swoich planach Schetynie, ale decyzję o tym, by ten budzący kontrowersje ruch zrobić już teraz, u progu kampanii wyborczej, podjął sam, ponieważ - jak tłumaczą jego koledzy - zależy mu na wykazaniu, że realizuje obietnice wyborcze. - Metra w miesiąc nie wybuduje. Coś musiał więc pokazać - tłumaczy warszawski polityk PO.

Podpis prezydenta pod deklaracją LGBT PLUS oznacza gwarancję realizacji oczekiwań tych środowisk przez władze stolicy. Jednym z postulatów jest wprowadzenie „edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej w każdej szkole, uwzględniającej kwestie tożsamości psychoseksualnej i identyfikacji płciowej, zgodnej ze standardami i wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia”. I tak PiS, który jak powietrza potrzebował paliwa, by zmobilizować swój, w dużej części zupełnie niezainteresowany wyborami europejskimi, elektorat, otrzymał je z rąk samego lidera PO. Po tym, jak burza wybuchła, Trzaskowski uspokajał co prawda, że zajęcia będą dobrowolne i dotyczyć mają dzieci od czwartej klasy, ale przekaz już poszedł według narracji PiS. - Wara od naszych dzieci - nawiązał do karty LGBT na kolejnej konwencji wyborczej sam prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Zresztą wizja edukowania seksualnego według takich standardów przedszkolaków musiała przebudzić nie tylko twardych wyborców PiS. - Oczywiście, że uruchomili emocje. Mój tata natychmiast zadzwonił do mnie oburzony z pytaniem, co się dzieje i ostrzeżeniem, żebym nie ważył się tego popierać. Tyle że proszę pamiętać, że to paliwo napędza obie strony. Atakując w ten sposób, PiS dotknął kolejną dużą grupę społeczną, a ja, pochodząc z małej miejscowości, wiem, że to już nie te czasy, że ludzie na wsi gejów się boją - przekonuje jeden z posłów PO.

Podobnie argumentują inni rozmówcy z Platformy. - Badania tak nasze, jak PiS są jednoznaczne w dwóch sprawach: po pierwsze, tematy europejskie kompletnie się nie liczą. Po drugie, pokazują, że nastroje po obu stronach są już tak radykalne, że możemy mówić naprawdę o wojnie dwóch światów, dwukulturowości wręcz - tłumaczy polityk z otoczenia Schetyny i dodaje, że ten spór światopoglądowy trochę pomoże PiS w zaktywizowaniu swoich wyborców, ale nie jest wykluczone, że przy okazji zmobilizuje i część tych, którym do partii Kaczyńskiego daleko.
Tak czy inaczej, sprawa Karty LGBT Plus, jak i zresztą ostateczny kształt Koalicji Europejskiej, z którą Platforma idzie do wyborów, po raz kolejny przywołują pytania o nową identyfikację światopoglądową tej partii. Sam Schetyna, który współtworzył Platformę, w wewnętrznych rozmowach - jak relacjonują politycy z jego otoczenia - wciąż wyraża sentyment do konserwatywno-liberalnych korzeni PO. - Tyle że dziś on już kieruje zupełnie inną partią. Zmieniają się też nasi wyborcy. Nie ma szans z Kaczyńskim w starciu na konserwatyzm. Dziś w partii raczej pojawią się głosy, że to my powinniśmy postawić w kampanii postulat zniesienia finansowania przez państwo lekcji religii - mówi polityk PO.

Jeszcze niecałe dwa lata temu działacze LGBT walczący o związki partnerskie, którzy przyłączyli się do czoła Marszu Wolności, zostali natychmiast przegnani przez współpracowników Schetyny, a wizja pokazania się na tle tęczowej flagi wyraźnie zdenerwowała szefa PO. Dziś scenariusz, w którym to właśnie Schetynie przyszłoby wprowadzić związki partnerskie w Polsce już nikomu w Platformie nie wydaje się egzotyczny. - A dlaczego nie? Nasi wyborcy się zmieniają i my też - wzrusza ramionami polityk PO. Inny zwraca uwagę, że to scenariusz tym bardziej prawdopodobny, że nawet jeśli PO udałoby się wygrać jesienne wybory, to już raczej nie na tyle, by samodzielnie czy nawet w ramach obecnej Koalicji utworzyć rząd. - Wtedy przyjdzie się na przykład oprzeć na partii Biedronia. I co? - analizuje ten polityk.

Zresztą jeśli tego zwrotu na lewo Platformy nie dokona sam Schetyna, to z pewnością zrobi to za niego kto inny. - Proszę mi wierzyć, taki Rafał Trzaskowski w starej Platformie byłby w awangardzie światopoglądowej, dziś na tle niektórych polityków PO, nie mówiąc już o całej Koalicji, wypada nawet bladziutko - kwituje jeden z naszych rozmówców.

POLECAMY:






















Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pożegnanie z Tuskiem. W PO już nikt nie tęskni - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska