Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót Myslovitz

Marcin Mindykowski
Na płycie "Nieważne jak wysoko jesteśmy" będzie słychać, że podczas jej nagrywania byliśmy wolni - zapewniają muzycy
Na płycie "Nieważne jak wysoko jesteśmy" będzie słychać, że podczas jej nagrywania byliśmy wolni - zapewniają muzycy Grzegorz Mehring
Z Przemkiem Myszorem i Wojtkiem Powagą, muzykami grupy Myslovitz, której nowa płyta wczoraj trafiła do sklepów, rozmawia Marcin Mindykowski.

Kiedy po roku przerwy wróciliście do wspólnego grania, otwarcie mówiliście o kryzysie przyjaźni i nieporozumieniach w zespole. Udało się je zażegnać podczas pracy nad nowym albumem?
Przemek Myszor: Szczerze mówiąc, nie wiem, czy to napięcie na dobre z nas uleciało.
Wojtek Powaga: Z czasem te złe emocje nas opuściły, ale pewnie w każdym z nas gdzieś to jeszcze siedzi. Wiedzieliśmy jednak, że musimy wziąć się za bary artystycznie i skupiliśmy się nad muzyką, nad płytą. Dziś każdy z nas ma swoje zespoły, rodziny, dzieci. Musieliśmy więc po pierwsze wyjechać z Mysłowic i wynająć willę w Ustroniu, żeby odciąć się od tego wszystkiego, a po drugie wziąć producenta, który by to wszystko spiął i zebrał do kupy.

I praca z Marcinem Borsem spełniła wasze oczekiwania?
W.P.: Praca z Marcinem dawała mi komfort - mogłem się totalnie otworzyć. Nie stresowałem się tym, że zagram krzywo, nierówno, że czegoś zapomnę. On wręcz się cieszył, kiedy się pomyliliśmy. Wychwytywał takie sytuacje, szukał w nich wartości. Bo Marcin Bors zwraca uwagę nie tylko na warsztat, ale i na kreatywność.

Fani, którzy obawiają się, że to będzie płyta Borsa, a nie Myslovitz, nie mają racji?
W.P.: Mamy do Marcina zaufanie, ale to jest płyta Myslovitz. On ją miksował, ale my zatwierdzaliśmy to, co proponował.
P.M.: Oczywiście, Marcin mocno odciska się na płytach, ale kiedy szedł w kierunku, w którym nie chcieliśmy iść, po prostu tam nie szliśmy - i tyle.

W singlowym utworze "Ukryte" dużą rolę odgrywa elektronika, perkusyjny bit. Nie boicie się porównań do - także wyprodukowanej przez Borsa - ostatniej płyty Hey?P.M.: Wszyscy sugerują się elektronicznym singlem. Ale my znamy całą naszą płytę i nie boimy się porównań. Przy całym szacunku i naszych dobrych relacjach z zespołem Hey nie ma też powodów, żebyśmy musieli korzystać z ich osiągnięć.

Tym razem wpuściliście też fanów za kulisy nagrywania - mogli podglądać was pracujących w studiu, czytać na blogu o waszych postępach... P.M.: Generalnie myślę, że ten krok był jak najbardziej na plus. Zmieniają się sposoby komunikacji, a nas takie rzeczy interesują. Doszliśmy też do wniosku, że gdyby coś takiego zaproponował któryś z naszych ulubionych zespołów, chętnie byśmy w tym uczestniczyli. To nic nowego.

Także pozostałe nowe narzędzia sprawiły, że odbiór waszej muzyki jest dziś inny. Grane podczas koncertów utwory natychmiast trafiały na YouTube i były oceniane przez fanów. Ten komunikat zwrotny to dobra rzecz?
P.M.: To sytuacja obosieczna. Jeśli jest okazja, to rozmawiamy. Nie mamy powodów, żeby bać się naszych fanów. Inna rzecz, że są fani i kibole. My też mamy swoich kiboli, ale nie jesteśmy zespołem piłkarskim i nie dajemy się traktować w ten sposób. Jeśli więc ktoś jest niezadowolony, bo oczekiwał po nas czegoś innego, to trudno.

W kilku zdaniach - jaka będzie nowa płyta?
W.P.: Myślę, że będzie na niej słychać, że byliśmy totalnie wolni - i podczas komponowania, i pracy nad aranżacjami. Nikt nas do niczego nie zmuszał, nie byliśmy zestresowani tym, że jesteśmy w studiu i że mamy producenta, który ma słuch absolutny. I po prostu nagrywaliśmy to, co chcieliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska