Dwa busy Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego jeżdżą od poniedziałku po regionie z ekipą głoszącą rządową, dobrą nowinę czyli założenia nowego programu nazwanego #Nowa Piątka. Sam Wojewoda dolnośląski Paweł Hreniak wyruszył z pierwszym kursem do Oławy. Obok programu 500Plus na pierwsze dziecko, trzynastek dla emerytów oraz obiecywanego zmniejszenia podatku PIT oraz jego całkowitej likwidacji dla młodych, jest też jeszcze jedna obietnica - reanimacja publicznej komunikacji, a dokładniej autobusowych połączeń między mniejszymi miejscowościami na Dolnym Śląsku i całym kraju.
Jak piąty element ma zadziałać?
Założenia „Projekt ustawy o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej” można streścić tak: poprzez dopłaty z budżetu centralnego, we współpracy z samorządami gminnymi, powiatowymi i wojewódzkimi, rząd planuje odtworzenie połączeń autobusowych, które w minionych dziesięcioleciach zniknęły z mapy transportowej kraju. Jak się szacuje dotknęło to nawet 14 milionów Polaków w tym nawet około 800 tysięcy mieszkańców Dolnego Śląska. Decydującym czynnikiem był brak opłacalności ich dalszego utrzymywania. - Rzeczywiście sporo było takich linii, gdzie do autobusu czy busa wsiadało zaledwie czterech, góra siedmiu pasażerów. Takie obłożenie w żaden sposób nie zapewniało nawet zwrotu kosztów utrzymania takiego połączenia – mówi nam Elżbieta Żytyńska, prezes PKS-u Kłodzko.
Nowy program ma to zmienić – przekonują nas przedstawiciele Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. Wojewoda ma nadzieję że dolnośląskie przedsiębiorstwa PKS, najczęściej sprywatyzowane, a także konkurujące z nimi prywatne firmy w porozumieniu ze starostwami skorzystają z rządowego zastrzyka finansowego.
Problem jak zwykle tkwi w szczegółach. Szczególnie w pieniądzach
Do maja utworzony ma zostać fundusz, dzięki któremu - jak przekonuje strona rządowa - będzie możliwe przywrócenie połączeń autobusowych w wielu polskich powiatach i gminach. W zamyśle urzędników resortu transportu, załatwi to dofinansowanie w kwocie do 80 groszy za wozokilometr plus jeszcze 30 procent jakie mają dorzucić samorządy. Gwoli wyjaśnienia: wozokilometr to jednostka miary długości drogi przebytej przez autobus w określonym czasie np. doby, miesiąca, roku. Jednostkę tę używa się też do rozliczeń przewoźników ze zleceniodawcami przewozów.
Jako przykład we wrocławskim Urzędzie Wojewódzkim wskazano PKS w Oławie. W ostatnich trzech latach dysponujący 70 autobusami PKS zlikwidował 54 kursy, co stanowiło około 10 procent wszystkich połączeń. Dzięki rządowemu programowi przynajmniej połowa z nich ponownie znajdzie się w rozkładach już w najbliższym czasie - zapewnili nas urzędnicy.
Przedstawiciele firm przewozowych działających w naszym regionie bardzo ostrożnie podchodzą do rządowych obietnic. Najczęściej nie chcą się wypowiadać nim program nie zostanie klepnięty na posiedzeniu rządu, przegłosowany przez parlament, a następnie podpisany przez prezydenta. Usłyszeliśmy też i taką odpowiedź: przyjmą czy nie, to i tak nie ma dla nas większego znaczenia, bo proponowane dofinansowanie i tak będzie za niskie by zapewnić rentowność na trasach, gdzie jak wiadomo tych pasażerów będzie niewielu. Z nadzieją na nową ustawę czeka za to wspomniana już prezes PKS w Kłodzku. - Z niecierpliwością czekamy na przeforsowanie tych pomysłów, kto wie może zaczniemy przywracać zamknięte już połączenia czy kursy - powiedziała nam Elżbieta Żytyńska.
Realny program czy propaganda?
- Jak na razie widzę w tym głównie propagandowe hasła, a nie program, który realnie mógłby reanimować lokalne, autobusowe linie - ocenia w rozmowie z nami Adrian Furgalski współkierujący Zespołem Doradców Gospodarczych TOR, firmą specjalizującą się w doradztwie i analizach z dziedziny transportu publicznego i energetyki. Po pierwsze niepokoi go topniejące dofinansowanie dla przewoźników. - Na początku padła kwota 1,5 mld rocznie w skali kraju, następnie stopniała do 800 mln złotych, a teraz mów się nawet, że i 640 mln złotych wystarczy - mówi Furgalski.
Wskazuje też na zadeklarowane 30 procentowe wsparcie z strony samorządów. - Nie wiadomo czy województwa, powiaty i wreszcie gminy będą mogły wygospodarować dodatkowe, wielomilionowe, coroczne dopłaty. Ponadto nie wiadomo, co z planami transportowymi czyli wyznaczeniem połączeń, które miałyby zostać reanimowane. Niektóre samorządy je stworzyły, a inne nie. To nie jest proste, bo przy tworzeniu takiej siatki trzeba oszacować liczbę potencjalnych pasażerów i zgrać ją też ze schematem połączeń kolejowych– argumentuje. Ekspert obawia się, że skończy się na tym, że dodatkowe pieniądze posłużą jedynie na utrzymanie już istniejących i zagrożonych obecnie linii, a na odtwarzanie starych o prostu ich zabraknie. Biorąc pod uwagę, że teraz średnio na każdym wozokilometrze firmy są stratne ponad 60 groszy, to proponowana dopłata pomogła by im zalewie utrzymać się na powierzchni – wylicza.
Kasa na dodatkowych urzędników. Co z gimbusami?
Niepokój eksperta budzi też pomysł powołania nowej instytucji do zarządzania dodatkowymi pieniędzmi na reanimację PKS-ów. Budżetowe pieniądze popłyną tradycyjnie jak w innych programach wsparcia z Banku Gospodarstwa Krajowego, ale ma nimi zarządzać nowy, specjalnie utworzony fundusz. - To niepotrzebne, dodatkowe koszty związane z tworzeniem nowej instytucji i opłaceniem dodatkowych urzędników - argumentuje. Na utrzymanie samego funduszu ma pójść rocznie co najmniej 6 mln złotych.
Furgalski wskazuje też jeden, jego zdaniem dobry pomysł - dodatkowe wykorzystanie gimbusów. Autobusy, które rano i po południu w tygodniu rozwożą uczniów, mogłyby dodatkowo zostać wykorzystywane do przewożenia zwykłych pasażerów właśnie na tych rasach na których nie ma teraz żądnych połączeń.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?