Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porwał byłą dziewczynę dla okupu?

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Anna M., 24-latka z Wrocławia, została uprowadzona przez swojego byłego chłopaka, Grzegorza S., i jego kolegę. Założono jej worek na głowę i związano. Była straszona. Porywacze zawieźli ją do mieszkania przy ul. Struga na Kleczkowie. Tam grozili, że w czarnym worku wywiozą ją na Zachód i sprzedadzą do domu publicznego. Od rodziny Anny zażądali 20 tysięcy złotych okupu. Tak twierdzi prokuratura. Dziś ruszył proces w tej sprawie. Oskarżeni mężczyźni przekonują, że żadnego porwania nie było. I że wszystko było pomysłem 24-latki, bo chciała w ten sposób zdobyć pieniądze.

Anna M. razem z mamą siedziała dziś w sądzie w ławach dla publiczności. Miała oczy czerwone od łez. Na ławie oskarżonych zasiadło trzech mężczyzn: Grzegorz S., 29-letni były partner Anny, jego kolega Sławomir i najmłodszy, 23-latek, Paweł. Ten ostatni jest oskarżonym, bo znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Pewnie gdyby mógł cofnąć czas zachowałby się inaczej.

Według oskarżenia do porwania doszło w piątek 27 marca ubiegłego roku w Rożnowie koło Strzelina. Prokuratura utrzymuje, że to Grzegorz i Sławomir zaplanowali porwanie. Załatwili ciche mieszkanie przy ulicy Struga. Załatwili też transport. Podeszli do grupki „małolatów” stojących na podwórku przy peugeocie. Zapytali, czyje to auto i czy jego właściciel nie zgodziłby się podjechać po dziewczynę. Właściciel, Paweł, zgodził się.

W Rożnowie dziewczyna – dalej relacjonujemy wersję oskarżenia – została zwabiona na przystanek autobusowy. Tam została siłą wciągnięta do samochodu, na głowę założono jej worek foliowy. Rzekomi porywacze dotarli do mieszkania na Kleczkowie. To tu dziewczyna miała być przetrzymywana przez trzy dni. Uwolnili ją policjanci. W czasie przetrzymywania padały groźby. Żądano 20 tysięcy od siostry Anny. Porywacze – utrzymuje prokuratura – grozili też jej 2-miesięcznemu synkowi.

Obrona? Główny oskarżony, Grzegorz S. - dziś wciąż aresztowany – nie chciał składać wyjaśnień. Odczytano jego zeznania złożone podczas śledztwa. Usłyszeliśmy o Annie jako o rozwiązłej dziewczynie, zdradzającej swojego chłopaka. Na dodatek pomogła siostrze okraść jego matkę. Podrobiła klucze do jej domu, dała je siostrze, a siostra ukradła 20 tysięcy złotych.

„Porwanie” - przekonywał Grzegorz S. w prokuraturze – miało być fikcyjne. Ona przepraszała, chciała pomóc w odzyskaniu pieniędzy i padł pomysł, by udawać porwanie. Dziewczyna zadzwoniła do siostry, udając przerażoną i powiedziała, że jak nie będzie 20 tysięcy, to ona nie wróci do domu.

- To, co usłyszałam, to kłamstwo i oszczerstwo – mówiła w przerwie rozprawy dziennikarzom Anna M. - To bolesne, co usłyszałam.

A w mieszkaniu na Kleczkowie – zapewniał Grzegorz S. – nie było wiązania i przemocy. Była impreza, marihuana, a na końcu… zjawili się policjanci i zatrzymali jego i Sławka. A skąd się wziął Sławek? To kolega Grześka. Zgodził się pojechać na wieś po Ankę i załatwił mieszkanie, w którym mogli spokojnie poimprezować. I zadzwonić po ten okup.

Sławomir – drugi z oskarżonych – też odmówił wyjaśnień. Ale w śledztwie obciążał Grzegorza. Przyznał, że Anna została zawieziona na ulicę Struga siłą. Choć nie było przemocy i nie było czarnego worka na głowie. Sławomir przyznał, że była wiązana czarną taśmą izolacyjną i kablami. Relacjonował, że w czasie, gdy rozmawiała z siostrą o okupie, było widać, że jest przerażona. Przyznał, że padły groźby wywiezienia do agencji towarzyskiej. Choć nie mieli zamiaru ich spełnić.

Pawła w domu przy Struga nie było. Zgodził się zawieźć dwóch ludzi, których wcześniej nie znał, po dziewczynę. Dali mu 25 złotych na paliwo. Dopiero po drodze, gdy przysłuchiwał się rozmowie Grześka ze Sławkiem, zaczął się bać. Do Anny mówili - niby żartem – że jak nie wsiądzie do samochodu, to ją wrzucą do bagażnika. Grzegorz miał mieć gaz pieprzowy. Z relacji Pawła wynika, że Grzesiek był „nabuzowany”. Nie mógł spokojnie usiedzieć. Dziewczyna do auta wsiadła sama, choć pod presją Grzegorza. Po drodze Grzegorz i Sławek „przesłuchiwali ją” i wypytywali o kradzież pieniędzy.

Gdy dojechali do Wrocławia – już pod domem przy Struga - Grzegorz i Sławek wyszli z auta. Na krótką chwilę zostali sami, Paweł i Anna. - Nie zrobiłem nic, żeby jej pomóc – przyznał w śledztwie. - Nic nie powiedziałem, ona też milczała.

Gdy zabrali dziewczynę z samochodu, odjechał. Chciał pójść na policję, ale się bał. Nie wiedział, co ma zrobić. Dziś odpowiada za udział w porwaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska