Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porozmawiajmy o śmierci jako skutku świadomie podjętego wielkiego ryzyka

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk Paweł Relikowski
Większość ludzi ceni życie, ale niektórzy z tylko sobie znanych powodów uważają, że egzystencja bez dreszczyku emocji jest nudna jak flaki z olejem. I ryzykują. Prawdopodobnie uważają, że w ich przypadku koniec życia nastąpi dopiero wtedy, gdy sami uznają to za właściwe. Najnowszym przykładem takiego podejścia jest wyczyn 28-letniego Włocha, który transmitował w internecie własny skok w technice wingsunit, co oznacza, że leciał w dół w specjalnym kombinezonie bez żadnych zabezpieczeń. Leciał wspaniale do momentu, gdy zapadła cisza i na ekranach obserwatorów pojawiła się ciemność.

Nie był to żaden trik czy sztuczka - policja potwierdziła śmierć amatora ekstremalnych przeżyć. Młody Włoch zginął dosłownie na oczach internautów, choć prawdopodobnie zamierzał jedynie oszołomić ich swoją brawurą. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam do niego żadnych pretensji, bo to było jego życie. Uważam, że każdy ma prawo zrobić ze swoim życiem, co tylko chce. Nawet jeśli żona czy narzeczona tego Włocha, jego rodzice, rodzeństwo, być może dzieci i wszyscy bliscy i dalecy kuzyni mają w tej sprawie inne zdanie.

Delikatną kwestią jest oddanie życia w imię istotnych wartości, gdy na przykład ktoś rzuca się w płomienie, by kogoś uratować, skacze w tym celu do wody albo zostaje trafiony kulą, pociskiem czy bombą podczas wojny. Pakujemy tych wszystkich osobników do jednego worka z napisem „bohaterowie”, lecz rzecz jest do pewnego stopnia dyskusyjna. Weźmy słynnego poetę Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, który podczas powstania warszawskiego wyszedł na dach, żeby sobie dla fantazji postrzelać i został trafiony przez niemieckiego snajpera. Mam też inny przykład - Franciszek Gajowniczek, za którego życie oddał w niemieckim obozie koncentracyjnym ojciec Maksymilian Kolbe. Właściwie do końca swego życia Gajowniczek dawał jedynie świadectwo nadzwyczajnemu czynowi świętego. W przypływie szczerości mówił, że nie czuje się godny, był wyraźnie przytłoczony i zmęczony swoją rolą.

Uściślijmy zatem - chodzi nam o takie przypadki, gdy człowiek ryzykuje, nie będąc bynajmniej samobójcą. Chodzi o wyczyny w rodzaju włażenia na czubek wieży, mostu lub jeszcze innej konstrukcji tylko po to, by zrobić sobie selfie, czyli fotkę za pomocą smartfona, co w niektórych przypadkach kończy się śmiertelnym upadkiem. Kiedyś mówiło się o takim zdarzeniu „głupia śmierć”, ale przecież żadna śmierć nie jest mądra. Chociaż właściwie... Można by za taką uznać odejście z tego świata na skutek naturalnego ustania funkcji życiowych, powolnego wyczerpania sił witalnych, inaczej mówiąc - ze starości. Być może w otoczeniu kochającej rodziny. Tylko ilu ludzi tak dzisiaj umiera?!

Podobno obecnie najstarszym człowiekiem jest Mbah Gotho z Indonezji, który ma papiery poświadczające przeżycie 145 lat. Nie dziwota, że pochował cztery kolejne żony i dzieci (ich liczby agencje informacyjne nie podają). Nie może też zaskakiwać wiadomość, że od 25 lat jest gotowy w każdej chwili położyć się do grobu. Urodził się w tym samym roku co Lenin, ale nie warto go pytać o sens życia, bo wie tyle samo, co ja i wy, czyli... nic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska