Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagać nauczył się w Afryce. Od roku jeździ na wojenny front, by nieść pomoc Ukraińcom. Rozmowa z Ireneuszem Markowskim [WIDEO]

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
W studio Gazety Wrocławskiej gościliśmy prezesa fundacji Kapnij dla Afryki.
W studio Gazety Wrocławskiej gościliśmy prezesa fundacji Kapnij dla Afryki. Paweł Relikowski / Polska Press
Ireneusz Markowski, założyciel i prezes wrocławskiej fundacji "Kapnij dla Afryki" odwiedził nas w studio Gazety Wrocławskiej. Rozmawialiśmy między innymi o jego działalności w Kenii, a także wyprawach na front, do objętej od roku wojną Ukrainy. - Pomagać trzeba umieć. Trzeba zrozumieć, że wszystkiego nie da się zrobić - podkreślał Markowski. Przeczytaj rozmowę z człowiekiem, który nauczył się pomagać, porzucając własne dobra materialne na rzecz obcych sobie ludzi. O dostawach na front w Ukrainie, studniach i sierocińcu w Kenii i samym podejściu do pomagania.

Nadia Szagdaj: Przedstawił się Pan jako "po prostu Irek". Ja chciałabym określić Pana działaczem społecznym. Ale najlepiej jeśli opowie Pan o swojej działalności sam. Co robi Pan w życiu?

Ireneusz Markowski: Mogę powiedzieć, że w moim "poprzednim" życiu byłem hulaką. Miałem narty, motor i kilka innych pasji. Cztery lata temu przeżyłem traumę związaną ze śmiercią taty. To mnie "poukładało". Uznałem, że muszę coś ze swoim życiem zrobić. Wziąłem plecak i wróciłem do Afryki, którą odwiedziłem jako turysta. Spotkałem się tam ze znajomym i zapytałem jak mogę mu pomóc.

NS: A ten znajomy czym się zajmował?

IM: Kiedyś łowił ryby, a potem organizował wycieczki dla turystów przy hotelach.

NS: Czyli opowiedział Panu o tym, o czym nie mówi się turystom?

IM: Tak, wprowadził mnie w afrykańskie problemy. Pierwszą osobą, która mi o nich opowiedziała była jego mama, która narzekała na bóle nóg. Okazało się, że ci ludzie chodzą codziennie po 7, po 10 kilometrów po wodę. Opowiadała mi o tym dość długo, aż w końcu dostałem przysłowiowym "jabłkiem z drzewa". Uznałem, że chcę zostać i chcę tym ludziom dawać wodę.

Niesie pomoc w Kenii i Ukrainie. Twierdzi, że pomagać trzeba umieć. Rozmowa z Ireneuszem Markowskim.
Niesie pomoc w Kenii i Ukrainie. Twierdzi, że pomagać trzeba umieć. Rozmowa z Ireneuszem Markowskim. Kapnij dla Afryki

NS: Na których miejscach W Afryce, bo to przecież duży kontynent, skupia się Pan najbardziej?

IM: Obecnie na Kenii. Działałem w Ugandzie, Rwandzie i trochę w Kongo. Uznałem jednak na pewnym etapie, że wszystkim nie pomogę i skupiłem się na jednym miejscu.

NS: Łatwo jest dojść do takiego wniosku: "wszystkim nie pomogę"?

IM: Bardzo trudno. To są przeżycia. Wiadomo, człowiek na początku rzuca się na wszystko, a potem już wie, że ma pewne możliwości finansowe i czasowe. Lepiej pomóc jakiejś lokalnej społeczności, niż jeździć od miejsca do miejsca i pomocą "kapać". Pomagać trzeba umieć.

Pełny wywiad z Ireneuszem Markowskim obejrzysz tutaj:

od 16 lat

NS: Poruszyliśmy kwestię finansów i zaangażowania. Spróbujmy rozwinąć tę wątki. Skąd wziąć pieniądze na pomoc w Afryce gdy jest się Polakiem?

IM: Przez kilkanaście lat tworzyłem firmy, które montowały między innymi instalacje przy halach logistycznych. Udało mi się zgromadzić znaczne fundusze. Po traumie, którą przeżyłem cztery lata temu i mojej wizycie w Afryce uznałem, że dwa samochody i dwa motory i wiele innych rzeczy to dla mnie za dużo. Bez sensu, kiedy na świecie są ludzie, którzy chorują, głodują, nie mają leków... Uznałem, że mogę coś im oddać.

NS: Od siebie... ale czy są darczyńcy, którzy też pomagają?

IM: Przez trzy lata wszystko finansowałem z moich własnych, prywatnych środków. Kilkanaście studni, sierociniec, jedzenie. Od roku mam kilku darczyńców, dla których wybudowałem 6 indywidualnych studni. Ludzie po prostu widzą na fanpage' u fundacji "Kapnij dla Afryki" co robię.

NS: Czyli sytuacja w Kenii została w miarę "opanowana", kiedy bierzemy pod uwagę Pańską działalność, bo przecież ustaliliśmy, że nie wszystkim da się pomóc. Ale jest inny kraj, w pomoc dla którego się Pan zaangażował. Tam chyba w ogóle jest teraz ciężko.

IM: Myślimy o Ukrainie?

NS: Dokładnie.

IM: W lutym zeszłego roku wróciłem z Kenii. Moi znajomi Ukraińcy powiedzieli, że mają problem, bo chcą przewieźć coś do Lwowa, a nie mają ani samochodu ani nawet kierowcy, który odważyłby się tam pojechać. Mnie było prościej, bo cały czas ścieram się z konfliktami i napięciami w Afryce. Nie widziałem problemu, spakowałem samochód i jeszcze pod koniec lutego, w pierwszych dniach konfliktu, pojechałem z transportem do Lwowa.

NS: 24 lutego będzie miała miejsce ta wielka i ważna dla Świata i nas, Polaków rocznica. Co przez ten czas udało się Panu zorganizować?

IM: Wrócę jeszcze do tego, że podczas mojej pierwszej wizyty w Ukrainie, kiedy zobaczyłem tysiące kobiet i dzieci na mrozie, z walizkami - oczywiście jeszcze po stronie ukraińskiej, dotarło do mnie, że świat się zmienił. Europa jeszcze śpi i nic nie wie, a ja to widzę na własne oczy. Dwa dni później wróciłem i uznałem, że muszę teraz skupić się na Ukrainie, bo Afrykę mam w jakimś stopniu opanowaną. W ciągu półtora miesiąca zorganizowaliśmy 11 przejazdów, 35 samochodami. Z różnymi znajomymi organizowaliśmy towar, który zwoziliśmy od poniedziałku do piątku. W piątek wieczorem pakowaliśmy go i wieźliśmy w różne części Ukrainy.

"Podczas mojej pierwszej wizyty w Ukrainie, kiedy zobaczyłem tysiące kobiet i dzieci na mrozie, z walizkami - oczywiście jeszcze po stronie
"Podczas mojej pierwszej wizyty w Ukrainie, kiedy zobaczyłem tysiące kobiet i dzieci na mrozie, z walizkami - oczywiście jeszcze po stronie ukraińskiej, dotarło do mnie, że świat się zmienił. Europa jeszcze śpi i nic nie wie, a ja to widzę na własne oczy." Kapnij dla Afryki

NS: A co wozicie i woziliście do Ukrainy?

IM: Znów przydało się to doświadczenie z Afryki: "pomagać trzeba umieć". Wiemy, że nie należy wszystkiego zawozić w jedno miejsce, bo wiadomo co się z tym stanie. Poza tym, warto spytać samych zainteresowanych czego im najbardziej potrzeba. Dlatego teraz już, jak jeździmy na linię frontu, blisko Donbasu, najpierw dostajemy informację czego potrzeba w przyfrontowym szpitalu i żołnierzom, a dopiero potem gromadzimy towar, z tym towarem jedziemy na front.

NS: A jak się jest wojennym dostawcą na froncie?

IM: Po pierwsze jak się już wjeżdża do miejscowości objętej wojną, (której nazwy nie podam, bo obiecałem), nikt się tobą nie interesuje. Ci ludzie mają taką traumę, że są jak widma. Spaliśmy w zimnym szpitalu przyfrontowym, w podziemiach, gdzie za ścianą był lej po bombie wyłożony workami z piaskiem. Ci ludzie ciągle chodzą z radiostacjami, bo w każdej chwili mogą dostać informację o tym, by uciekać. To miejsce jest tak blisko linii frontu! A w całym zamieszaniu, w tym zimnie próbują pomóc wszystkim rannym. Zawieźliśmy tam podgrzewacze dla pacjentów. Byli zszokowani. Lekarze przyznali, że część żołnierzy ginie z zimna. Druga część pomocy to ta dla żołnierzy. Oni mają pociski, mają broń ale potrzebne są im wypełniacze - ciepłe rękawice, ogrzewacze, konserwy... Wszystko to, co jest potrzebne człowiekowi, który stoi w zimnie.

NS: A jak przebiega sama podróż? Czy Wy też musicie się do takich wypraw przygotowywać?

IM: Teraz już nie. Ja poza tym cały czas migruję po świecie i dla mnie jest to łatwiejsze. W pierwszych dniach byliśmy w Buczy i Ierpieniu, zaraz po tym, jak wyjechali stamtąd Rosjanie. Dostaliśmy się tam tylko dlatego, że pomogliśmy w dwóch jednostkach koło Białej Cerkwi. Pamiętam, że odwdzięczyli się nam dając nam auto z żołnierzami na eskortę. To było około 14 kwietnia. To co zobaczyliśmy - rozbite czołgi, ciała na ulicach i usłyszeliśmy - opowieści lokalnego popa przy grobie masowym, po prostu nas... rozbiło.

NS: Jak Pan to w ogóle godzi? Jeden kraj gorący i suchy. Drugi zimny i w stanie wojny. Wiem, że wkrótce Pan znów wyjeżdża. Nie zapomina Pan o Afryce. Kiedy znów Ukraina?

IM: Nie zapominam. Zawsze powtarzam, że powinno się wybierać takie miejsca, gdzie będzie można wracać by dalej pomagać. Jak się daje nadzieję, to trzeba ją kontynuować. Ze względu na to, że mamy we Lwowie magazyn, czekamy na kolejną listę i jedziemy tylko w dwa, może trzy miejsca w obręb Doniecki. I to tyle, bo cały czas skupiam się na dzieciach w Afryce.

NS: Czyli to niejako rozrywające uczucie, wiedzieć, że trzeba kogoś dla kogoś zostawić. I tak cały czas...

IM: Stworzyłem dlatego pewien system pomagania. Pomagać trzeba umieć, ale bez kultu jednostki. Gdy jestem tam, dzieci się cieszą, ale wyjadę nie piszę do nich i nie dzwonię. Nie pozwalam się im do mnie przywiązać bo co się stanie, kiedy zniknę? Gdy coś mi się stanie? Znam przypadki, kiedy dzieci umierały bo tak się do kogoś przywiązały.

NS: Ale ma Pan współpracowników?

IM: Mam lokalnych. Oni informują mnie o opłatach za lekarzy, za szkoły i potrzebach zakupowych. Oni pilnują tego, żeby cały czas działo się dobrze.

Niesie pomoc w Kenii i Ukrainie. Twierdzi, że pomagać trzeba umieć. Rozmowa z Ireneuszem Markowskim.
Niesie pomoc w Kenii i Ukrainie. Twierdzi, że pomagać trzeba umieć. Rozmowa z Ireneuszem Markowskim. Kapnij dla Afryki

NS: A co się czuje kiedy się pomaga? Spróbujmy zachęcić innych do pomagania...

IM: Wszyscy powinniśmy rozglądać się za możliwością niesienia pomocy, bez względu na to czy to Afryka, czy Ukraina czy...

NS: Czy sąsiad?

IM: Tak, czy sąsiad. Po prostu trzeba się rozejrzeć. W czasie pandemii zajechałem do mojego rodzinnego miasta Ełku i okazało się, że był problem z respiratorami. Skontaktowałem się z prezydentem miasta, wrzuciłem pierwszą część kasy, zorganizowaliśmy zbiórkę i w niedługim czasie mieliśmy respirator. Czyli pomagamy tam, gdzie nas akurat potrzebują.

NS: Jak tak Pana słucham, to mam wrażenie, że to pomaganie trzeba mieć we krwi. Takiej woli, żeby dostrzec to co ważne

IM: Trzeba być asertywnym i określić priorytety, co jest najważniejsze, co chcemy osiągnąć, tak by na koniec powiedzieć, że było warto.

NS: Jakie Pan ma zatem plany na najbliższą przyszłość?

IM: Wracam do dzieciaków na północ Kenii, w "róg Afryki" - tam gdzie Etiopia i Somalia i gdzie jest najgorzej. Kupujemy jedzenie, leczymy dzieci, zoperowaliśmy dwóch młodych chłopców... Cały czas są potrzeby. Dzieci widzą, że ktoś o nie dba. To już jest dużo. Śpiewają mi czasem: "jeśli będziemy mieli nadzieję w sobie, to przetrwamy wszystko".

Jeśli chcesz wesprzeć fundację Irka Markowskiego wejdź na stronę fundacji Kapnij dla Afryki i dowiedz się więcej.

Pełny wywiad z Ireneuszem Markowskim obejrzysz tutaj:

od 16 lat

ZOBACZ TEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska