Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityk bez skazy? Może to i trudne, ale zawsze próbować warto

Arkadiusz Franas
Paweł Relikowski
Demokracja to niewątpliwie najwspanialsza forma rządzenia, ale jak każdy byt idealny jest mitem, ideą ku której należy dążyć, choć wiemy, że nigdy jej w pełni nie osiągniemy. I to, co jest już mało popularne, a trzeba o tym mówić: ma też wady. Mówiąc brutalnie, ludzie jako grupa też mogą się mylić.

Ten przydługi wstęp teoretyczny był mi potrzeby, by Państwu oznajmić, że dla mnie największym skandalem ostatnich dni był wybór Henryka Stokłosy na senatora. Nie jestem w stanie pojąć jak człowiek, za którym został wydany europejski nakaz aresztowania w związku z podejrzeniem popełnienia przezeń przestępstw korupcyjnych, może wrócić do życia politycznego. Zwłaszcza, że jest jeszcze kilka innych powodów dla których nie powinien piastować żadnych publicznych funkcji. Oczywiście w ostatnią niedzielę wybrali go ludzie, więc ma mandat społeczny. Tylko trzeba od razu postawić pytanie: dlaczego to zrobili?

Odpowiedź jest wbrew pozorom prosta: bo nie mieli innego wyboru. W królestwie Henryka Stokłosy, a obejmuje ono tereny dawnego województwa pilskiego, ten przedsiębiorca jest prawie monarchą absolutnym. Zatrudnia tysiące ludzi, organizuje im igrzyska, wydaje gazety.

Jednak tak naprawdę winę za ten wynik wyborczy w dawnym województwie pilskim ponoszą politycy, którzy od 20 lat z różnym skutkiem próbują rządzić tym krajem. Począwszy od ekipy Mazowieckiego i Balcerowicza, którzy wprowadzili nam wolny rynek. I chwała im za to, ale okazał się za bardzo wolny, a poza tym zapomniano o dość istotnych sektorach naszej gospodarki jak na przykład rolnictwo, które w niektórych rejonach kraju było bardzo skolektywizowane. Dawne PGR-y czasami w przedziwny sposób trafiły w prywatne ręce, tylko nikt nie zatroszczył się o ludzi tam pracujących.

Strach na to patrzeć, ale czasami człowiek ma wrażenie, że mamy do czynienia z feudalizmem XXI wieku. Są bogaci baronowie typu Stokłosa, którzy w swych rękach zgromadzili tysiące hektarów i sfrustrowani ludzie mieszkający w betonowych czworakach, u których bezrobocie staję się dziedziczne.

Zaniechał ten problem Mazowiecki z Balcerowiczem, ale następne ekipy też nic z tym nie zrobiły, bez względu na to czy byliśmy w III czy IV RP. To grzech pierwszy. Drugi jest nie mniej przerażający, choć nie pociąga za sobą takich skutków społecznych. Otóż przez wiele lat ustawodawca nie znalazł sposobu, by uniemożliwić ubieganie się o funkcje publiczne osobom podejrzanym lub podejrzewanym o różne nieciekawe zachowania. Dopiero niedawno zabrano ten przywilej ludziom z wyrokami, a wiemy że na wyroki w tym kraju czeka się czasami bardzo długo.

Idąc nazwiskami mamy już na razie spokój z politykami typu Andrzej Lepper czy Stanisław Łyżwiński (choć nie do końca, bo trwają jeszcze apelacje), ale co w takim razie zrobić ze Zbigniewem Chlebowskim czy Mirosłewem Drzewieckim lub Romanem Ludwiczukiem. W tym ostatnim przypadku to na razie bardziej kwestie etyki niż prawa, choć dla mnie ta nagrana rozmowa przed wyborami w Wałbrzychu pod jakieś paragrafy powinna podchodzić, w najgorszym wypadku pod ustawę o języku polskim. Ale chyba nic złego w tym, że nie chcę we władzach mego kraju polityków, którzy spotykają się na cmentarzu, by rozmawiać z biznesmenami o zmianach polskiego prawa.

Każdy przyzna, że nie jest to typowe zachowanie dla przewodniczącego najważniejszego klubu parlamentarnego w naszym kraju. A przypominam, że taką funkcję miał wtedy Zbigniew Chlebowski. Albo chyba normalnym jest, że wolałbym, aby minister polskiego rządu kilka dni po puszczeniu swojego stanowiska nie mówił, że żyje w dzikim kraju. I nawet tłumaczenia Mirosława Drzewieckiego, że sformułowanie zostało wyrwane z kontekstu niewiele pomaga. Bo podobno miał to powiedzieć w odniesieniu do braku popularności golfa w Polsce...

I czy mamy pochwalać, że dwóch polityków z dość dużego miasta w bezceremonialny sposób rozdziela stanowiska jeszcze przed wyborami? OK, w każdych negocjacjach mogą pojawiać się takie momenty, ale odrobina umiaru chyba nie zaszkodzi. Wałbrzych to nie prywatny folwark senatora Romana Ludwiczuka.

Ja wiem, że takie rzeczy dzieją się w wielu krajach, ale to naprawdę żadne wytłumaczenie. Może nie jesteśmy w szpicy cywilizacyjnej świata, ale aby być coraz bliżej, niej powinniśmy coś zrobić, by wyżej wymienieni już więcej nie rządzili Polską. Stać nas chyba na trochę lepszych ministrów, posłów czy senatorów. Przeraża mnie jedno, że oni sami muszą zmienić prawo, by sobie uniemożliwić kolejny udział w wyborach. I to jest chyba odpowiedź na pytanie dlaczego tak długo to trwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska