Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Politolog z UWr: Terroryzm jest dowodem na sukces cywilizacyjny

Katarzyna Kaczorowska
Ćwiczenia antyterrorystyczne na Stadionie Wrocław
Ćwiczenia antyterrorystyczne na Stadionie Wrocław Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
- Terroryzm jest efektem ubocznym współczesnego sposobu życia. Urodził się wraz z nowoczesnym społeczeństwem i towarzyszy mu jako jeden z efektów ubocznych, jakimi są choroby cywilizacyjne takie jak otyłość, cukrzyca itd. - mówi dr hab. Bartosz Bolechów, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.

The Spectator Index policzył, że w 2015 roku nienaturalną śmiercią zmarło ponad 52 tysiące Amerykanów: niecałe 38 tysięcy zginęło w wypadkach samochodowych, 36 tysięcy wskutek użycia broni palnej - w tej liczbie znaleźli się też samobójcy. Ofiar terroryzmu było zaledwie 44. Dlaczego więc coraz częściej ludzie wierzą w to, że terrorysta czai się na każdym rogu?
Po pierwsze, dread risk, czyli wszystko to, co odbiega od normy w gwałtowny sposób, powoduje zaniedbanie prawdopodobieństwa.

To znaczy?
Zaczynamy fatalnie oceniać prawdopodobieństwo wydarzeń, skrajnie zawyżając prawdopodobieństwo tych, które są eksponowane. W naszym naturalnym środowisku biologicznym nie mieliśmy do czynienia z mediami masowymi, więc pewne zachowania, rzeczy czy zjawiska można było obserwować lub o nich usłyszeć po jakimś czasie. Dzisiaj jesteśmy narażani bezpośrednio na kontakt z tymi wydarzeniami, które są anomaliami właśnie dlatego, że tymi anomaliami są - gdyby nimi nie były, nie byłyby eksponowane.

Takie sprzężenie zwrotne?
Ciekawe i niebezpieczne zarazem, bo anomalie wydają się normą przez to, że mamy z nimi kontakt, a nie mamy kontaktu z normą, bo jest ona nieciekawa, więc się jej nie eksponuje. Nikogo nie interesuje to, że codziennie tysiące samolotów bezkolizyjnie startuje i ląduje. Większość z nas zainteresuje się za to anomalią, czyli katastrofą lotniczą. To zjawisko nazywamy heurystyką dostępności: to co widzimy, jest uważane za normę, więc w normę przekształcana jest anomalia. To zaś sprawia, że skrajnie źle oceniamy prawdopodobieństwo różnych zagrożeń, co ma podłoże fizjologiczno-psychologiczno-ewolucyjne.

CZYTAJ: Szwecja: Zamach w Sztokholmie. Ciężarówka wjechała w ludzi na Drottninggatan [ZDJĘCIA] [RELACJA]

Źródło: STORYFUL/X-News

Niezależne od racjonalnego myślenia?
Zależne, ale na ten poziom nakłada się drugi mechanizm - społeczno-polityczny. Bo te zjawiska i mechanizmy wykorzystuje się do manipulacji na poziomie politycznym i społecznym. I spotykają się tutaj, co swoją drogą jest i ciekawe, i niebezpieczne, interesy podmiotów, które teoretycznie są sobie wrogie. Jakiś czas temu widziałem fajny obrazek z Wildersem i Erdoganem, przywódcą radykalnej prawicy holenderskiej i autorytarnym premierem Turcji. Obu panom towarzyszył podpis „enemies with benefits”. Tak to działa.

Tak, czyli jak?
Ryba psuje się od głowy. Zawsze znajdą się politycy, którzy politykę do swoich celów zepsują jeszcze bardziej, ześlizgując się coraz niżej na tej akceptowalnej barierce. I pewnie teraz zapyta mnie pani, czy można to zmienić?

Z ust mi Pan to wyjął.
Można, ale tylko jeśli wykonamy wysiłek, ucząc ludzi, uświadamiając im mechanizmy manipulacji, jakiej są poddawani. Tylko praca edukacyjna uruchomi wyższy poziom refleksji, który stanie się filtrem przesiewającym informacje.

Tymczasem żyjemy w państwie, którego społeczeństwo jest monoetniczne i monoreligijne i w którym jest jeden z najwyższych poziomów lęków w Europie przed terroryzmem, imigrantami i uchodźcami.
Cóż, ignorancja jest bardzo użytecznym narzędziem w polityce. Pozwala realizować różne interesy. Język komunikacji degeneruje się stopniowo, ale świadomie dla celów politycznych. Słowa przestają znaczyć to, co oznaczały. To Orwellowski mechanizm - pewne narracje są wprowadzane po to, by ludźmi skutecznie sterować, odwracać ich uwagę od spraw istotnych, a kierować na nieistotne, wreszcie, by mobilizować ich politycznie, konsolidować wokół obozu władzy i realizować swoje interesy. W tej chwili, zwłaszcza w Polsce, uchodźcy, muzułmanie, migranci i terroryści w świadomości społecznej stali się jednym bytem, oczywiście kojarzonym negatywnie.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Clou tego negatywnego skojarzenia jest islam.
Przypuszczam, że na hasło „islam” wielu ludzi w Europie reaguje obecnie strachem i odrzuceniem, bo z tą religią kojarzą terroryzm. Ale pytanie, w czyim jest to interesie?

No w czyim?
Po pierwsze jest to w interesie dżihadu salafickiego, który realizuje strategię polaryzacji. W 7. numerze pisma Państwa Islamskiego, bardzo eleganckim periodyku „Dabiq” wydawanym po angielsku opublikowano artykuł zatytułowany „Wygaszanie z szarej strefy”. Owo wygaszanie to nic innego jak właśnie polaryzacja. Bojownicy Daesh wiedzą, że stanowią margines, który - w ich własnym przekonaniu - toczy słuszną wojnę, podczas gdy milcząca większość jest neutralna. Dlatego tę większość trzeba przekonać, że dzieje jej się krzywda. To zresztą nic nowego, awangardowe ruchy rewolucyjne zawsze stawały przed problemem, co zrobić, by ta pozostająca w ignorancji masa stała się częścią rewolucji. Dlatego, żeby osiągnąć tę zakładaną polaryzację, trzeba zmusić przeciwnika do tego, by zaatakował masę.

Jeśli ludzie na Zachodzie zaczną postrzegać islam jako wynaturzenie i religię przemocy to…
… cel zostanie osiągnięty, bo ta milcząca większość będzie musiała stanąć po stronie dotychczasowego marginesu, który przecież ostrzegał przed niewiernymi.

Wydaje się, że tak właśnie się dzieje.
Oczywiście, Daesh osiągnął sukces strategiczny, kreując samospełniającą się przepowiednię. Stopniowo, w miarą jak rośnie nasza ksenofobia, rośnie też przekonanie, że islam jest atakowany i znienawidzony. Muzułmanie czują się coraz bardziej wyobcowani i pojawia się narracja, odwołująca się do poczucia krzywdy i upokorzenia.

Na wzór żydowskiej Antidefemation League tropiącej przejawy antysemityzmu, powstała Mea-suring Anti-Muslim Attacks, monitorująca ataki na muzułmanów.
To jest realizacja strategii, która - tak mi się wydaje - jest na trajektorii powodzenia. Chodzi o to, by powstały dwa wielkie bloki - Zachód, ogólnie uznawany za chrześcijański i świat islamu.

Polaryzowane według religii?
Tak, według religii, która w zasadzie nie jest traktowana jako obszar duchowości, ale jako tożsamość rozumiana ogólnie a zarazem totalnie. Kulturowa, polityczna, zbiorowa…

W przypadku prawicy jest przecież podobnie - religia nie jest sacrum, ale spoiwem narodowym.
Bo znaki religijne są traktowane jako totemy polityczne, które wbijamy, by zaznaczyć terytorium i naszą tożsamość, i oczywiście odróżnić się od wrogów. To jest podstawa - przy kreowaniu tożsamości musimy zobaczyć, kto nie jest nami, kto posługuje się inną symbolika, gdzie są wyznaczane granice. Na tym polega mobilizacja. Wielu polityków, którzy usiłują się przebić z marginesu do głównego nurtu, korzysta na tej narracji.

Bo jest kompatybilna?
Dokładnie: Zachód jest oblężony, za chwilę zostanie podbity przez islam, właściwie jesteśmy już na straconych pozycjach i to jest ostatni dzwonek, by coś zrobić. Co ciekawe, po obu stronach odzywają się głosy, że to jest ostatni dzwonek. Mark Juergensmeyer, badacz zajmujący się przemocą religijną, napisał, że wskazówki apokaliptycznego zegara zawsze są ustawione na za pięć 12. Zawsze jesteśmy tuż przed wielkim przełomem, zawsze jest ten ostatni moment, by się przebudzić.

Dlaczego na ostatnia chwila przed jest ważna?
To sposób na mobilizację. Te narracje zawsze opierają się na przekonaniu, że jesteśmy oblężeni przez wielkie zło. Narracja Daesh też. Ona jest w gruncie rzeczy defensywna, choć na Zachodzie jest prezentowana jako ofensywna. Kluczowe jest jednak to, że trzeba zrzucić jarzmo Zachodu, który nas gnębi i dlatego, musimy ten Zachód pokonać.

Ale jaki jest sens zamachów terrorystycznych w Europie , kiedy obszarem zainteresowania Daesh jest Afryka Północna i Bliski Wschód, a kluczowym przeciwnikiem Arabia Saudyjska.
Ale wraz z utratą zajętych przez Daesh terytoriów będziemy mieli więcej zamachów w Europie. Uwaga skupiona na budowie państwa i ekspansji terytorialnej ulegnie rozproszeniu i żeby ją znów skonsolidować, trzeba będzie eksportować przemoc na Zachód. Kiedy Państwo Islamskie było w miarę stabilne, jego przekaz był następujący: muzułmanie mają obowiązek przybyć na terytorium Daesh. To druga hidżra, powtórka ze świętej migracji do ziemi obiecanej i obowiązek wszystkich muzułmanów. Na filmikach propagandowych w internecie w różnych językach można usłyszeć: „nie wstydzicie się, że siedzicie w kraju niewiernych? Zostawcie go, przybywajcie do nas, tutaj budujemy nasze własne państwo. Nawet nasze żony w ciąży tu przyjechały i nie obawiały się, a wy się boicie?”. A ci, którzy nie mogą dołączyć do bojowników i budowniczych nowego państwa mogą atakować krzyżowców na miejscu. Bo jak ich będą atakować w ich państwie, to niewierni będą musieli zająć się sobą, a nie Daesh.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Nie przypomina to Panu radykalnych odłamów judaizmu, czy prawicy amerykańskiej, która wierzy, że aby Mesjasz mógł ponownie przyjść na świat musi wybuchnąć trzecia wojna światowa - i to właśnie na Bliskim Wschodzie? Stąd też przecież bierze się wspieranie osadnictwa żydowskiego na terytoriach palestyńskich.

Bardzo uważnie przyglądałem się tym ruchom i generalnie przemocy, która jest religijnie uzasadniana.

I?
I to wszystko są odłamy tego samego, bardzo szerokiego światopoglądu czy sposobu myślenia - pod ogólne schematy są podstawiane nieco odmienne treści.

Czyli wszyscy czekamy na Mesjasza?
Tak, to jest właśnie mechanizm ruchów mesjańskich, apokaliptycznych, nie tylko religijnych, bo świeckie ukradły go religii. Jeśli przyjrzymy się wczesnemu terroryzmowi, jeszcze w XIX wieku, to w miejsce Boga wpisywany był jakiś mechanizm historyczny. Generalnie zaś stoi za tym gnoza polityczna, czyli przekonanie, że historia i rzeczywistość same w sobie są ukrytym, zaszyfrowanym tekstem oraz, że istnieje jakaś grupa wybrańców, którzy znają szyfr do tego tekstu. To niewielka awangarda, grupa rewolucjonistów, dość często nazywa się ich ostrzem włóczni, która posiadła prawdę na temat rzeczywistości.

Manicheizm w czystej postaci.
Światem rządzą ukryte siły, siły dobra i siły zła, i niektórym ludziom dane jest rozpoznać tę prawdę, podczas gdy większość żyje w ciemności, więc gnoza, czyli wiedza, daje szansę na ich obudzenie i przeprowadzenie do światła. I to jest zadanie grupy przebudzonych. Ja moim studentom mówię, że to jest ideologia w stylu „Matrixa”, bo „Matrix” to jest film o gnozie. Ludzkość jest pogrążona w śnie, manipulacji, ale jest grupa wybrańców, którzy ją z tego snu muszą wyrwać dla ich dobra. Ta idea przewija się w ekstremistycznych narracjach. Zawsze jakaś mała grupa ma za zadanie przebudzić masy, by ruszyły przeciwko wrogowi i dokonały samo-zbawienia lub zrealizowały plan: Boga, historii lub narodu, który się wciela w przywódcę-nadczłowieka. Wybrańca, w którym koncentruje się wola rasowa, narodowa, historii czy właśnie łaska Boga.

W XIX wieku postrachem byli Słowianie. Wywoływali powstania, domagali się różnych praw, własnych państw, przeprowadzali zamachy terrorystyczne.
To wynika z podobnych mechanizmów politycznych. Znaczna część Słowian została podporządkowana obcym interesom politycznym, rozczłonkowana pomiędzy różne państwa imperialne, podbita. Zaistniał więc problem etniczno-polityczno-kulturowy. Kiedy imperia zaczęły słabnąć, otworzyła się nisza dla działania grup, które dostrzegały w zmianach szansę na samodzielność polityczną. To samo powtarza się w świecie islamu. On też został podbity, czy skolonizowany przez Zachód. To wielkie starcie tych dwóch cywilizacji skończyło się na pewnym etapie zwycięstwem Zachodu. Pokonany przez niego świat, kiedy w końcu odzyskał niepodległość, wraz z nią zaczął zbierać gorzkie owoce.

Jakie?
W tej postkolonialnej rzeczywistości wypróbowywano różnych rozwiązań ustrojowych i wszystkie przyniosły porażki, za każdym razem wywołując jakże żywe i niezmienne hasło powrotu do korzeni. Zaczęło się w Egipcie w 1922 roku po zniesieniu przez Kemala Paszę kalifatu. Wtedy pojawiło się przekonanie, że zniszczono jedyną instytucję, która była uprawniona politycznie do reprezentowania interesów muzułmanów. I od razu pojawiły się dwa skrzydła. Jedno, które mówiło, że trzeba się zmodernizować na wzór Zachodu, bo jego instytucje są sprawniejsze. Drugie zaś mówiło: Musimy wrócić do istoty naszej odmienności. Wtedy też zrodziło się przekonanie, że trzeba oczyścić islam ze wszystkich naleciałości. W skrajnej formule oznaczało to, że prawie wszystko jest naleciałością i trzeba się cofnąć aż do VII wieku, do samego Mahometa.

Ale sury są interpretowane przez immamów, którzy znajdują w nich chyba to co chcą znaleźć.
To jest nieszczęście ludzi, którzy uważają, że wiara jest źródłem poznania. Wiara jest fatalnym źródłem poznania. Język zaś nie jest szczególnie doskonałym pośrednikiem między rzeczywistością a umysłem, ale sam w sobie jest artefaktem kulturowym i jako taki poddaje się różnym interpretacjom.

Stąd te dyskusje na temat tego co jest wypaczeniem, a co jest słuszne?
Przecież znamy to z chrześcijaństwa, bo też się mordowaliśmy w imię Pisma Świętego. Te wojny tworzyły odłamy polityczne do dzisiaj widoczne na mapie Zachodu. Trwa nieustanna walka o to, co jest słuszną a co wypaczoną interpretacją poszczególnych zapisów w świętych księgach.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

A może rewolucja Chomeiniego była próbą stworzenia trzeciej drogi? Obalono Rezę Pahlawiego, marionetkę Zachodu, i stworzono republikę islamską, która stała się jednym ze światowych mocarstw.
I tam też istotna była narracja powrotu do korzeni, odzyskania utraconej tożsamości, zrzucenia jarzma i wstawania z kolan, bo to wstawanie z kolan, jak można zauważyć, jest uniwersalne. Trzeba też dostrzegać, że największe tragedie biorą się z poczucia upokorzenia. Za tym idzie przekonanie, że można zrzucić jarzmo i wrócić do własnej tożsamości, oczywiście w wykładni religijnej. Rewolucja islamska 1979 roku to jednak osobne zjawisko w kontekście tego o czym mówimy. To jest rewolucja szyicka, która była też napędzana prześladowaniami ze strony sunnitów i poczucie - proszę zobaczyć, jak ten schemat jest powszechny mimo różnic kulturowych - bycia osaczoną mniejszością.

Irańczycy nie są Arabami.
I dlatego byli osaczeni przez Zachód, przez obce etnicznie ludy i ludy obce religijnie, a racja była oczywiście po ich stronie. Nie ma nic silniejszego mobilizacyjnie niż przekonanie, że jesteśmy świetlistym miastem na wzgórzu otoczonym przez hordy wrogów, które marzą tylko o tym, żeby zgwałcić nasze kobiety i spalić nasze domy,

Według koncepcji jednej z amerykańskich socjolożek, terroryzm islamski ma też podłoże w restrykcyjnym traktowaniu seksualności. Mówiąc wprost, młodzi mężczyźni nie mają dostępu do legalnego seksu - poza małżeństwem, na które niewielu nie stać.
Bo na tradycyjne, patriarchalne przekonania, struktury społeczne i kodeksy zachowania nakładają się procesy modernizacji, które trudno poddać kontroli i które niosą ze sobą destrukcyjne skutki uboczne.

Jakie?
Dzięki modernizacji spada na przykład analfabetyzm. Ludzie stają się opinią publiczną. Rośnie znaczenie szkolnictwa wyższego, a szkolnictwo wyższe zawsze było niebezpieczne politycznie i zawsze detonowało konflikty.
Rosjanie zauważyli to w XIX wieku, kiedy przez ich kraj przetaczała się fala anarchizmu i terroryzmu. Doszli wtedy do wniosku, że problemem są uczelnie wyższe i próbowali zamykać niektóre kierunki. I to pokazuje dylemat: jak się unowocześniać i być konkurencyjnym, nie pozwalając ludziom się kształcić? Bo jak pozwalamy im się kształcić, to do głowy im przychodzą różne niebezpieczne pomysły... Co zresztą karykaturalnie pokazał Gogol w „Rewizorze”, gdzie sędzia Lapkin-Tiapkin przeczytał pięć, czy sześć książek i stał się przez to nieco wolnomyślny.
Na tę dychotomię nałożyła się niewydolność systemów ekonomicznych - wyprodukowano absolwentów o pewnej świadomości politycznej, aspiracjach, ale system nie był w stanie ich wchłaniać, co wygenerowało frustrację. Dodajmy do tego jeszcze tradycyjne tabu, obostrzenia, również związane z seksualnością, bo przecież tłumienie ludzkiej seksualności generuje agresję.

Pamięta Pan na pewno grecki mit o porwaniu Sabinek. Przecież to nic innego jak usankcjonowany normą gwałt wojenny.
Jesteśmy zwierzętami, które dorabiają sobie historie do różnych bodźców o charakterze biologiczno-ewolucyjnym. Wystarczy przejrzeć baśnie i legendy. Zawsze jest ten królewicz, który w nagrodę dostaje królestwo, czyli terytorium, z którego może czerpać zasoby do wychowania potomstwa i księżniczkę, czyli inkubator na to potomstwo.

Każdy chyba powinien przeczytać „Cudowne i pożyteczne” Brunona Bettelheima.
Pytanie, kto nie czytał? Jeżeli chcemy rozumieć politykę, musimy zgłębiać antropologię, biologię… My to tylko ładnie opakowujemy w różne historie.

Powiedziałby Pan, że terroryzm jest immanentnie wpisany w cywilizację?
Powiedziałbym, że jest efektem ubocznym współczesnego sposobu życia. Urodził się wraz z nowoczesnym społeczeństwem i towarzyszy mu jako jeden z efektów ubocznych, jakimi są choroby cywilizacyjne takie jak otyłość, cukrzyca itd. Terroryzm jest drugą stroną monety.

To znaczy?
Nie możemy się pozbyć tego, co jest złe, nie pozbywając się tego, co jest dobre. Kiedy rodzi się terroryzm? Kiedy likwidowany jest analfabetyzm, ludzie są masowo kształceni, pojawia się technologia, która umożliwia druk taniej prasy, a więc jest opinia publiczna, odbiorca, który jest w stanie wchłonąć treści. A to oznacza, że pojawiają się różne pasożytnicze struktury, które chcą przejąć te narzędzia po to, by uzyskać własne korzyści i zrealizować własne interesy. Terroryzm jest po prostu narzędziem wpływu. I sposobem komunikacji politycznej, choć oczywiście większość woli komunikować się bez przemocy, bo tak jest taniej i bezpieczniej. W przypadku terrorystów chodzi jednak o wzmacnianie treści. Jeśli pod jakiś przekaz podwiesimy przemoc, to jest bardzo prawdopodobne, że zwróci on naszą uwagę, ale też tylko w pewnych kontekstach.

Mamy zresztą do czynienia z ogromnym paradoksem, na który ludzie nie zwracają uwagi. Uważamy terroryzm za ogromny problem, a nie dostrzegamy, że świadczy on tylko o tym, jaki ogromny sukces odnieśliśmy w budowaniu naszych społeczeństw.

Nie rozumiem.
Kilkaset lat temu taka intensywność przemocy, jaką są w stanie wygenerować terroryści, na nikim nie zrobiłaby wrażenia, bo zginęłaby w domyślnym poziomie przemocy, który był charakterystyczny dla tamtych społeczeństw. Tak się spacyfikowaliśmy, tak bardzo bezpieczne struktury i społeczeństwa stworzyliśmy, że teraz bardzo łatwo niską intensywnością agresji wywołać panikę i przekonanie, że świat się kończy.

Przyzwyczailiśmy się do bardzo bezpiecznych środowisk, w których nigdy nie żyliśmy. Terroryzm paradoksalnie jest dowodem na sukces cywilizacyjny.

Efektem ubocznym nowego poziomu bezpieczeństwa jest mentalność, którą Frank Furedi określił jako „kultura strachu”, obsesyjnie skoncentrowana na ryzyku i zagrożeniu. Znowu włącza się heurystyka dostępności - przekonanie nieustające od dekad, że Zachód schodzi na psy w tym sensie, że przestępczość kryminalna rośnie, kiedy ona de facto spada.

Anomalie są traktowane jak norma?
I przez to podejmuje się irracjonalne decyzje w sferze politycznej, generując koszty i prawdziwe zagrożenia. Terroryzm sam w sobie jest zagrożeniem marginalnym, chociaż to jest bardzo niepopularne stwierdzenie. Prawdziwym zagrożeniem są irracjonalne reakcje, które generują terroryzm jako efekt uboczny.

Jak się przyjrzymy destabilizacji Bliskiego Wschodu, niszy, która się otworzyła dla Państwa Islamskiego, to przecież jest to pośrednio efekt 11 września i nie tyle samego zamachu, ile sposobu reakcji na to co się stało w Nowym Jorku w 2001 roku. Zwalczając terroryzm, wygenerowano go na nowym poziomie. Zdestabilizowano całe terytoria, nie dostrzegając, że najskuteczniejszym podmiotem, który zabija ludzi są państwa a nie terroryści. I domagamy się, by coś zrobić z zagrożeniem, które jest marginalne…

Zdrowy system absorbowałby te zagrożenia.

A my budujemy państwa quasi-policyjne, z rozbudowanymi systemami inwigilacji społeczeństw, by chronić je przed samymi sobą.
W tej kulturze strachu i obsesyjnego zainteresowania bezpieczeństwem, chcemy marginalne liczby sprowadzać do zera, czego się nie da zrobić. Ale robimy to ogromnymi kosztami, które powodują, że zagrożenie może nas dotknąć gdzie indziej - bo musimy te środki przesuwać na inny cel wyciągając je z systemu bezpieczeństwa.

Wie pani, po zamachu 11 września, Amerykanie ze strachu przed lataniem przesiedli się do samochodów. W rezultacie zginęło ich więcej niż we wszystkich porwanych wtedy samolotach...

Rozmawiała Katarzyna Kaczorowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Politolog z UWr: Terroryzm jest dowodem na sukces cywilizacyjny - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska