Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja złapała napastników i ich wypuściła, żeby... znów ich łapać

Marcin Rybak
Nie wiadomo, jakie były motywy mężczyzn, którzy zaatakowali panią mecenas w jej biurze. Przyjechali do Wrocławia z Wołomina
Nie wiadomo, jakie były motywy mężczyzn, którzy zaatakowali panią mecenas w jej biurze. Przyjechali do Wrocławia z Wołomina Paweł Relikowski
Napad na kancelarię adwokacką to nietypowa sytuacja. Dziwne były też działania policji w tej sprawie. W czwartek w nocy policja wypuściła napastników. W sobotę ścigała ich w Wołominie.

Już kilka godzin po zdarzeniu, w czwartkowy wieczór, zatrzymano dwóch mężczyzn podejrzewanych o udział w napadzie i ataku na adwokatkę we Wrocławiu. Użyto nieznanej, drażniącej substancji.

Szybko ich jednak zwolniono, bo - jak twierdzi policja - nie było podstaw do zatrzymania. Co istotne, osób tych nie pokazano pokrzywdzonej i świadkom. Po kilkudziesięciu godzinach mężczyzn ścigano kolejny raz - nie we Wrocławiu, lecz w pobliżu Wołomina. Po przesłuchaniu w prokuraturze i postawieniu zarzutów obu zwolniono do domów.

Policja nie ma sobie nic do zarzucenia w tej sprawie. Prokuratura nie chce komentować działań funkcjonariuszy, którzy zwalniają podejrzanych tylko po to, by wkrótce znów ich zatrzymywać. I to - dodajmy - kilkaset kilometrów od Wrocławia.

Do napadu doszło w czwartek ok. godz. 17. Kancelaria wrocławskiej adwokatki mieści się w biurowcu przy ul. Krupniczej. Dwaj mężczyźni w czapkach bejsbolówkach i ciemnych okularach weszli do biura. Jeden stanął w drzwiach, drugi prysnął w adwokatkę nieznaną substancją.

Być może napastnicy liczyli na to, że pani mecenas będzie sama w kancelarii. Tymczasem było tam kilka innych osób. Świadkowie podnieśli alarm, napastnicy uciekli. Po drodze zaatakowali pracownika firmy ochroniarskiej w recepcji. Przed samym wyjściem zgubili torbę, w której był młotek.

Kilkanaście dni wcześniej ta sama pani mecenas padła ofiarą prowokacji. Nieznany mężczyzna udający klienta zostawił jej w aucie tajemnicze zawiniątko, a zaraz potem policja dostała informację, że adwokatka przewozi narkotyki. Ona jednak wcześniej wyrzuciła pakunek myśląc, że to śmieć. W jednym z napastników adwokatka rozpoznała mężczyznę od zawiniątka.

Policja jeszcze w czwartek zatrzymała dwóch mężczyzn podejrzewanych o udział w napadzie. Szli ulicą Kołłątaja w stronę Dworca Głównego. Rozpoznano ich po ubraniach, napastników nagrały bowiem kamery w biurowcu.

Po kilku godzinach zostali zwolnieni, mimo że nie okazano ich świadkom ani adwokatce, a policja ma 48 godzin na wyjaśnienie sprawy. Rzecznik dolnośląskiej policji Paweł Petrykowski mówi, że były rozbieżności w relacjach i policja uznała, że nie ma podstaw do zatrzymania. Dodaje, że mężczyźni dostali wezwanie na następny dzień, czyli na sobotę.

Następnego dnia panowie się nie stawili, więc zarządzono ich zatrzymanie. Tyle że musieli to zrobić policjanci z Wołomina, gdzie obaj podejrzani mieszkają. Świadkowie rozpoznali w nich napastników. Jeden z nich usłyszał zarzut uszkodzenia ciała adwokatki (grozi za to do dwóch lat więzienia), a drugi tworzenia fałszywych dowodów i zawiadomienia o przestępstwie, którego nie było (do trzech lat).

Czy zachowanie funkcjonariuszy było profesjonalne? - Nie komentuję tego - mówi prokurator Jakub Przystupa z Prokuratury Okręgowej.

Adam Rapacki, doświadczony policjant, do niedawna wiceszef MSWiA, tłumaczy, że policjanci mogli obawiać się, że mężczyznom zostaną postawione zarzuty mało poważnych przestępstw. Jednocześnie przyznaje, że powinni wykonać wszystkie czynności (np. okazanie pokrzywdzonej i świadkom), skoro podejrzani byli w komisariacie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska