Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy znaleźli w Cieplicach 19 skrzyń z dziełami sztuki, które Niemcy zrabowali m.in. na Wawelu

Artur Szałkowski
Na czele powołanej przez prezydenta Wrocławia ekipy, która miała ratować zabytki i dzieła sztuki stanął pułkownik Jan Ciałowicz. Jego zastępcą mianowano kierownika referatu muzeów - profesora Majewskiego
Na czele powołanej przez prezydenta Wrocławia ekipy, która miała ratować zabytki i dzieła sztuki stanął pułkownik Jan Ciałowicz. Jego zastępcą mianowano kierownika referatu muzeów - profesora Majewskiego fot. archiwum Polskapress
Przed polską administracją, która po zakończeniu wojny obejmowała władzę w zrujnowanym Wrocławiu stało poważne zadanie. Bolesław Drobner - pierwszy polski prezydent miasta musiał w trybie pilnym ratować ocalałe z pożogi wojennej mienie. Szczególnie dzieła sztuki. Na czele powołanej przez prezydenta Wrocławia ekipy, która miała ratować zabytki i dzieła sztuki stanął pułkownik Jan Ciałowicz. Jego zastępcą mianowano kierownika referatu muzeów - profesora Majewskiego.

Zadanie, które powierzono ekipie pułkownika Ciałowicza wydawało się nie do zrealizowania. Jej członkowie nie znali jeszcze dobrze topografii zniszczonego Wrocławia. Nie wiedzieli też gdzie szukać ukrytych przez Niemców dóbr kultury. Bezcenna okazała się pomoc oraz informacje od zamieszkujących Wrocław przedstawicieli mniejszości polskiej oraz Polaków - robotników przymusowych, których przywieziono do miasta w czasie wojny

Chociaż działania wojenne dobiegły końca, we Wrocławiu wciąż wybuchały pożary wzniecane przez dywersantów niemieckich. W nocy z 13 na 14 maja podpalili Muzeum Zamkowe i Zamek. Pułkownik Jan Ciałowicz kierował akcją ratowania zbiorów. Część jego ludzi wynosiła eksponaty, inni z powodu braku sprzętu przeciwpożarowego, bezskutecznie próbowali ugasić ogień. Jedyne wrocławskie muzeum, którego nie zniszczono w czasie wojny uległo zagładzie po jej zakończeniu.

Działalność niemieckich dywersantów nie zakończyła się na pożarze muzeum. Ogień podkładali każdej kolejnej nocy. Wśród ludności cywilnej, która przygotowywała się do przesiedlenia w głąb Niemiec, rozpuszczali również plotki o tym, że Wrocław decyzją zachodnich aliantów nie zostanie oddany Polsce. Miało się to przyczynić do oporu ludności cywilnej wobec przesiedleń. Dywersanci najsurowiej karali rodaków, którzy próbowali kolaborować z Polakami i Rosjanami. Ujawnianie skrytek z dziełami sztuki lub wyposażeniem fabryk, był karany śmiercią.

Z czasem Polacy ogarnęli sytuację. Powstały ochotnicze patrole i brygady, które pilnowały dobytku. Jedną z większych zagadek stanowił dla Polaków kolejowy Dworzec Główny z rozbudowaną podziemną infrastrukturą, gdzie Niemcy utworzyli szpital i magazyn. W dniu kapitulacji Niemcy mieli otworzyć śluzy i woda zalała najniższe kondygnacje dworca, podobno topiąc przebywających tam rannych. Polacy podejmowali kilka prób wypompowania. Zakończyły się fiaskiem Pułkownik Ciałowicz i ludzie z jego ekipy żałowali nie tylko zniszczenia Muzeum Zamkowego. Wcześniej jego los podzieliły - muzeum Przemysłu Artystycznego i Starożytności oraz Muzeum Sztuk Pięknych. Zniszczono je w związku z budową lotniska, z którego korzystali hitlerowscy dygnitarze uciekając z miasta zamienionego rozkazem Hitlera w twierdzę, m.in. Karl Hanke, gauleiter Wrocławia.

Nim zniszczono muzea, ich kierownictwa w porozumieniu z lokalnymi władzami partii nazistowskiej i władzami miasta, ukryli najbardziej cenne eksponaty. Po wojnie polskie władze pracowały nad rozwiązaniem zagadki ukrycia bezcennych zbiorów muzealnych. Rozwikłano ją przez przypadek. Historyk sztuki Józef Gębczak - bliski współpracownik pułkownika Ciałowicza, wybrał się do piwnic zburzonego Muzeum Przemysłu Artystycznego i Starożytności. W gruzowisku znalazł teczkę z dokumentami, które okazały się kluczem do miejsc ukrycia skarbów. Günther Grundmann, konserwator zabytków Prowincji Dolnośląskiej oraz dyrektor Muzeum Przemysłu Artystycznego i Starożytności, zebrał w teczce dokumentację tej placówki. Wynikało z niej, że dyrektor muzeum już w 1944 r. licząc się z długotrwałym oblężeniem miasta ewakuował cenne zabytki do różnych miejsc na Dolnym Śląsku. W raportach i notatkach zawarto informację, że z Wrocławia wyjechało 207 transportów.

Analiza dokumentów przyprawiła polskich naukowców o zawrót głowy. Na liście znajdowały się dzieła o ogromnej wartości, wśród nich m.in. sztuki starożytnej, zabytki prehistoryczne i z czasów późniejszych. W dokumentach opisano wszystko ze szczegółami. Opis zabytku, jak został zapakowany i numer skrzyni, w której go umieszczono. Był tylko jeden problem - nazwy miejscowości, gdzie ukryto skarby zaszyfrowano. Zamiast nich figurował zapis: Bergungsort A i Bergungungsort B. Rozwikłaniu zagadki nadano kryptonim „Operacja X” i objęto klauzulą tajności. W tajemnicy wysłano ekipy poszukiwawcze w różne zakątki Dolnego Śląska. Już pierwsze dni przyniosły efekty. W Jeleniej Górze natrafiono na transport dzieł sztuki zrabowanych w Warszawie.

W jednym z miasteczek poszukiwacze zainteresowali się składem kolejowym stojącym na bocznicy. W wagonach towarowych z napisami „Nach Breslau” były księgi wieczyste i dokumenty historyczne o dużej wartości, które Niemcy wywieźli z Warszawy. O odnalezieniu skrytek ze skarbami kultury wywiezionymi z Wrocławia zdecydował przysłowiowy łut szczęścia. Historyk sztuki Józef Gębczak znalazł w piwnicy jednego ze zniszczonych muzeów kopię listy gaśnic i kubłów na piasek, które miejska straż pożarna wysłała do różnych miejsc na Dolnym Śląsku. Gębczaka zaintrygowało, po co dyrekcji muzeum informacja o wysłaniu 50 gaśnic i 120 kubłów do Roztoki i Warmątowic, a do Grodźca 70 gaśnic i 200 kubłów. Polscy naukowcy słusznie wywnioskowali, że taka ilość sprzętu przeciwpożarowego potrzebowano, by chronić ukryte tam dobra kultury.

O odkryciu Gębczak powiadomił Witolda Kieszkowskiego, delegata Ministerstwa Kultury i Sztuki . Udało mu się załatwić samochód oraz strażnika z pistoletem do zapewnienia ochrony naukowcom. Trasa wiodła przez: Nowy Kościół, Borową, Namysłów, Łojowice, Prudnik, Grodziec, Henryków, Warmątowice, Kamieniec Ząbkowicki, Kłodzko, Jelenią Górę, Cieplice, Lubomierz, Lwówek i Siedlisko. Do Wrocławia Kieszkowski powrócił sam. W każdej z miejscowości pozostawił pracownika do pilnowania skrytki w zamku, klasztorze lub kościele, gdzie spoczywały ukryte przez Niemców skarby.

Nagrobki Piastów Śląskich, książąt Henryka II i IV z wrocławskich kościołów św. Krzyża i św. Wincentego zamurowano w kaplicy w Wierzbnej koło Świdnicy. W Cieplicach odnaleziono 19 skrzyń ze zbiorami katedry na Wawelu, katedry warszawskiej, Wilanowa, Łazienek, Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Czartoryskich. Pojawił się wówczas problem, gdzie na terenie zniszczonego w czasie działań wojennych Wrocławia przechowywać dzieła sztuki wydobyte ze skrytek rozrzuconych po Dolnym Śląsku.

Z pomocą przyszły inne miasta. Większość bezcennego zbioru przejęło na przechowanie Muzeum Narodowe w Warszawie, część jako depozyt trafiła do muzeum Śląskiego w Bytomiu. Do Muzeum Narodowego we Wrocławiu powróciły w 1947 i 1948 r. Nie wszystkie zaginione w czasie wojny skarby i dzieła sztuki, które Niemcy mieli ukryć na Dolnym Śląsku udało się jednak odnaleźć. Wielu twierdzi, że jest wśród nich także Bursztynowa Komnata.

Lata 1925-1930 , Śnieżnik zimą.

Zobacz dolnośląską zimę na starych fotografiach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polacy znaleźli w Cieplicach 19 skrzyń z dziełami sztuki, które Niemcy zrabowali m.in. na Wawelu - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska