Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogardliwy wzrok klienta z piwem i paczką kondomów, czyli nie samym chlebem człowiek żyje

Wojciech Koerber
Dobry pijar to dziś podstawa, widzę po tzw. wirtualnych znajomych. Mówię o nich - bohaterowie własnej opowieści. Wyśmienity pijar ma też ostatnio wrocławianin Martin Kaczmarski, właśnie ukończył Rajd Dakar, a ja chcąc nie chcąc jechałem wraz z nim. Tzn. pewna firma pilotująca młodego człowieka słała mejla za mejlem. I, jeśli mam być szczery, była to ze strony agencji naprawdę dobra robota.

Te panie się chyba zmieniały i każda pytała codziennie mniej więcej tak: "Panie Wojciechu, a może napisałby Pan o nadziei polskiego motorsportu, Martin ukończył dzisiejszy etap na 13. miejscu?". No więc raz nawet napisałem, bardzo pozytywnie zresztą, liczyłem, że dadzą już spokój, ale nie. Chciały więcej i więcej. Właśnie czytam, że zapraszają mnie dziś na wrocławskie lotnisko, można Martina powitać, i żebym dzwonił w razie jakichkolwiek pytań. Jakby to powiedzieć - zaproście mnie następnym razem na lotnisko w Chile lub Argentynie, z bliska będzie mi łatwiej coś sensownego napisać.

Na te wszystkie rajdy spoglądam jak na tenis mniej więcej. Z dystansem. Bo czy to sporty dla najlepszych, czy może dla najbogatszych? Choć ten młody Kaczmarski utalentowany jest bez wątpienia, co właśnie udowodnił dziewiątą lokatą na kresce Dakaru. To syn Macieja, który swego czasu wykładał pieniądze na dolnośląski sport, a później został honorowym konsulem Słowacji. Prywatnie przyjaźni się z Maciejem Jaroszem, ambasadorem siatkarskich MŚ 2014 we Wrocławiu. Zatem panowie witają się następująco: "dzień dobry, panie konsulu", "dzień dobry, panie ambasadorze".

No, ale każdy ma w życiu swój własny Dakar. Mnie ordynarnie pociął ktoś ostatnio oponę i nieco później niż zwykle dotarłem na biwak w Smolcu. Idiotów nie brak, a tak sprytnie są do tego rozstawieni, że spotyka się ich na każdym niemal kroku. Wspominam o tym, by kilku osobom lepiej się tydzień zaczął. Przy okazji wielkie dzięki dla właściciela zakładu wulkanizacji z ul. Modlińskiej we Wrocławiu. Kibic sportu, porządny człowiek, w niedzielę też pomoże. I jeszcze potrafi rozbawić, gdy z kamienną twarzą zaczął rozgrzeszać pewnego człowieka tymi słowy: "wie pan, dużo pił, bo szewcem był". Taki związek przyczynowo-skutkowy, okazuje się.

Są po prostu zawody narażone bardziej, dziennikarstwo również bym do tej grupy zaliczył. Wiecie - dużo pił, bo o polskiej piłce musiał pisać. Choć, jak mawiał Grzegorz Lato, suma sumarów nie narzekałbym aż nadto na cały polski sport. Ten zawodowy czysty nie jest nigdzie, za to dla zdrowotności polecam receptę, którą swego czasu proponowała nam telewizja publiczna, gdy była jeszcze jedyna. Mianowicie uczyła ona tak: 3x30x130, co oznaczało trzy razy w tygodniu po 30 minut i tak, by tętno skoczyło do 130. Nie trzeba od razu biegać maratonów, by liczyć się towarzysko. Znam takich, co najpierw pół roku się szykują, biegną, a później pół roku piją. Ani to pierwsze zdrowe, ani to drugie.

Dobra, dowcip na koniec. Rozmawiają dwa korniki, pyta jeden, co dziś na kolację. A drugi: "nie jest źle, szwedzki stół." Ja, bym miał ostatnio co na kolację zjeść, zahaczyłem późnym wieczorem o Biedronkę. Po chleb słowiański, czekał na mnie ostatni bochenek. Stoję z nim przy kasie, a z tyłu jegomość też ze skromnym zakupem. Położył na taśmę Redds'a i paczkę prezerwatyw, patrząc na mnie z niemałą pogardą. Wniosek? Nie samym chlebem człowiek żyje. I nie samym sportem, bo to w końcu chleb mój powszedni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska