Z samochodu wygramolił się facet i swobodnie oddalił z miejsca zdarzenia. I to też trudno uznać za coś niesamowitego. A teraz najlepsze: zdaniem świadków jegomość paradował w łatwej do rozpoznania mikołajowej czapce. Wydaje mi się, że w grę wchodzą dwie sytuacje i obie mogą wzbudzić zastanowienie.
Według pierwszej wersji, kierowca tak mocno nasunął czapkę na głowę, że nie spadła mu ona potem, podczas gdy auto po zboczeniu z kursu obróciło się o 180 stopni. Człowiek musiał przez moment zawisnąć do góry nogami, co na skutek grawitacji powinno spowodować zsunięcie się czapki z jego czerepu. Chyba że akurat dysponował modelem z gumką zaciąganą pod brodą.
Według drugiej wersji, czapka jak najbardziej zgodnie z prawami fizyki spadła, przyciągana w kierunku środka Ziemi. Tyle że mężczyzna sięgnął po nią i ponownie umieścił na głowie przed wyczołganiem się z pojazdu. To może oznaczać, że odznacza się stalowymi nerwami, nietuzinkową fantazją albo był po prostu pod wpływem tradycyjnych środków wyskokowych, ewentualnie wspomagał się specyfikiem zacierającym granicę między światem rzeczywistym i wyobrażonym.
Nie wiem, czy w gronie świadków zdarzenia znajdowały się dzieci. Jeżeli tak, to należałoby rozwiać ich wątpliwości i stanowczo wykluczyć, by mógł być to prawdziwy Mikołaj - taki, który co roku zostawia pod choinką paczki z atrakcyjną zawartością. Podkreślmy dobitnie: w dachującym samochodzie nie było żadnego świętego.
Nie znam się na saniach ciągniętych po niebie przez renifery, lecz mogę zaręczyć, że w ich przypadku nie może być mowy o dachowaniu. Nie tylko z tego powodu, iż nie posiadają w ogóle dachu. Otóż, prawdziwy Mikołaj musi dbać o reputację.
Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?