Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod swoimi skrzydłami ma gwiazdy

Małgorzata Moczulska
Cezary Zacharewicz/archiwum domowe Filipa Mecnera
Okrzyknięty jednym z najpopularniejszych menedżerów gwiazd w Polsce. Kolorowe pisma zastanawiają się, czym ujął Annę Muchę i Joannę Brodzik, że postanowiły powierzyć mu swoją dalszą karierę. Pochodzi z Wałbrzycha. Tu zaczynał karierę. Przystojny, szarmancki, o niezwykłym głosie. Twierdzi, że to, co osiągnął, zawdzięcza szczęściu. O Filipie Mecnerze pisze Małgorzata Moczulska.

Kiedy jeszcze chodziłem do szkoły średniej w Wałbrzychu, Andrzej Wajda kręcił Pannę Nikt, gdzie Anna Mucha grała jedną z głównych ról - opowiada Filip Mecner, dziś menedżer aktorki. - Pamiętam, że pewnego dnia zerwaliśmy się z kolegami z lekcji i zmierzaliśmy do Rynku. Obok księgarni na rogu placu Magistrackiego natknęliśmy się na ekipę filmową.

Stójcie, stójcie, będziecie statystami! - krzyknęli do nas. Zgodziliśmy się. Kilka razy przeszliśmy chodnikiem przed księgarnią, gdzie wewnątrz kręcono jakieś sceny, a potem poszliśmy do pobliskiego kościoła. Graliśmy tam chłopaków siedzących w ławkach. W kościele była też Anna Mucha. Wtedy nawet nie śniło mi się, że w ogóle ją poznam. A tu proszę! Jestem szczęściarzem - dodaje mężczyzna.

Trudno się z nim nie zgodzić. Jest młody, a osiągnął już bardzo wiele. Ma 33 lata, ogromne doświadczenie, w branży opinię profesjonalisty, a pod swoimi skrzydłami kilka prawdziwych gwiazd.
Dwa lata temu założył agencję menedżerską - postanowił zaopiekować się artystami z różnych dziedzin: od fotografii, przez film, literaturę, po świat mody. Jego pierwszym klientem był jeden z najbardziej uznanych polskich fotografów Marek Straszewski, który szukał wtedy menedżera.

Wiedział, że Filip Mecner ma doświadczenie biznesowe i PR, ufał mu. Rok później Mecner podpisał kontrakt z Anną Muchą. Znów dopisało mu szczęście. Aktorka znała się ze Straszewskim, ten opowiedział jej o Filipie. Mucha szukała akurat menedżera. Była po powrocie z USA i występie w programie Jak oni śpiewają. Chciała zmian. Pod skrzydłami Mecnera stała się jedną z najpopularniejszych polskich gwiazd, która nie może opędzić się od atrakcyjnych propozycji zawodowych.

- Muszę przyznać, że w przypadku Ani dopisało mi znów wiele szczęścia - mówi Mecner. - Zaledwie po dwóch tygodniach od momentu podpisania kontraktu poszedłem na spotkanie do jednej z firm producenckich, by powiedzieć, że reprezentuję Anię. Wyszedłem od nich z propozycją roli w serialu Teraz albo nigdy.

Niedługo potem zaczęto kompletować obsadę do Tańca z gwiazdami i kolejny raz zaproponowano jej udział w show. Początkowo chciała znów odmówić, ale przekonana m.in. przez Mecnera wzięła w nim udział i... wygrała.

Wiele osób twierdzi, że to dzięki udziałowi w show posypały się kolejne propozycje: m.in. rola w filmie Och, Karol i serialu Usta-usta czy jurorowanie w programie You Can Dance. Branża z coraz większym zainteresowaniem zaczęła też przyglądać się Mecnerowi, o którym zaczęto mówić, że jest ojcem tego sukcesu. On sam uważa, że rozwój kariery Anna Mucha zawdzięcza przede wszystkim sobie, swojej pracy i obecności na rynku od 20 lat.

W ostatnich tygodniach znów było o nim bardzo głośno. Podpisał kontrakt z aktorką Joanną Brodzik. Jako menedżer ma za-dbać o to, by kariera aktorki poszła we właściwym kierunku. - Mam na to pomysł, ale na razie nie chcę o tym mówić - zastrzega. Przyznaje, że to on zadzwonił do Brodzik proponując swoje usługi. Poznał ją rok wcześniej i już wtedy pomyślał, że fajnie by było ją reprezentować. Teraz wie, że przed nim wielkie wyzwanie, bo mnóstwo osób wiąże z nim duże oczekiwania, a aktorka od czasów serialu Magda M. nie ma na swoim koncie żadnych spektakularnych sukcesów.

Dziennikarze kolorowych gazet piszą o Mecnerze, że to jeden z nielicznych na polskim rynku profesjonalnych menedżerów. Jego zdjęcia można zobaczyć na okładkach, plotkarskie portale internetowe poświęcają mu coraz więcej miejsca. Niedawno np. huczały o tym, że Anna Mucha przez niego spędza za mało czasu ze swoim narzeczonym, który jest o Mecnera zazdrosny. On sam patrzy na to z przymrużeniem oka.

- Wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Jeszcze niedawno sam pisałem, a teraz piszą o mnie - mówi Mecner i dodaje, że z drugiej strony ma świadomość tego, iż ten rozgłos może mu tylko pomóc i byłby obłudny, twierdząc, że tego nie potrzebuje.

Byłem młody, bezczelny, dziś pewnie zanim poszedłbym do radia, tak bez doświadczenia i wykształcenia, zastanowiłbym się pięć razy

- Na szczęście moi przyjaciele i rodzina wiedzą, że na te wszystkie sensacje muszą patrzeć z dystansem, choć moja mama, która wciąż mieszka w Wałbrzychu, czasem dzwoni do mnie i mówi, że znajomi powiedzieli jej, iż znowu jestem w jakieś gazecie, i pytali, czy to, co piszą, to prawda.
Przyznaje, że za Wałbrzychem tęskni, i przykro mu, że ma tak mało czasu, by rodzinne miasto odwiedzać. Wychował się na Starym Zdroju, przez chwilę mieszkał na Podzamczu i wciąż ma tu wielu kolegów z podwórka, podstawówki czy szkoły średniej. Z niektórymi ma kontakt, ale tylko mejlowy lub telefoniczny, na spotkania wciąż brakuje mu czasu.

- To cena za to, że mieszkam w stolicy - tłumaczy i podkreśla, że Wałbrzycha nigdy się nie wypierał, zawsze opowiada o nim z sentymentem, chwaląc piękne okolice i zachęcając do przyjazdu w pobliskie góry. Wałbrzychowi też dużo zawdzięcza.
- Cały czas myślę sobie, że gdybym w wieku 19 lat nie wszedł na 9. piętro hotelu Sudety, gdzie znajdował się lokalny oddział Radia Wrocław, to dziś nie rozmawiałbym z panią - mówi i wspomina, iż ogłoszenie, że radio szuka współpracowników, zobaczył przypadkiem, a że miał w planach podczas wakacji pracować, stwierdził, że lepiej pójść spróbować swoich sił w redakcji, niż obrywać śliwki.

- Byłem młody, bezczelny, dziś pewnie zanim poszedłbym do radia, tak bez doświadczenia i wykształcenia, zastanowiłbym się pięć razy. Ale młodość ma swoje prawa. Postawiłem wszystko na jedną kartę i się opłaciło - wspomina.

Pierwszy poważny materiał, na jaki wysłano go w radiu, to był pożar samochodu w garażu. Pojechał na miejsce, nagrał strażaków, okolicznych mieszkańców, a po powrocie do studia okazało się, że nie włączył magnetofonu. - To był niesamowity czas, tyle się wtedy działo, lubiłem radio. Pracowałem m.in. z Jarkiem Kuźniarem, dziś dziennikarzem TVN-u - opowiada.

Ada Kondratowicz, dziś współwłaścicielka wrocławskiej agencji Profit Communications, pracowała z Filipem kilka lat. Poznała go jeszcze w radiu. - Wtedy, tak jak wszyscy, zachwycałam się jego głosem. Wielu wróżyło mu radiową karierę - wspomina. Mecner szybko jednak zakończył przygodę z radiem.

Po maturze w Zespole Szkół Elektryczno-Energetycznych w Wałbrzychu Mecner wiedział już, że jego miłość do elektroniki i informatyki, która sprawiła, iż uczył się w tej szkole, nie idzie z parze z wiedzą matematyczną, i zdecydował się, że na politechnikę nie będzie zdawał. Wybrał dziennikarstwo na Uniwersytecie Wrocławskim. W tym samym czasie szukano pracowników do wałbrzyskiego oddziału Gazety Wyborczej.
- Któregoś dnia zadzwoniła do mnie szefowa oddziału Ela Mosingiewicz, która tak naprawdę nauczyła mnie pisania i dziennikarstwa, i spytała, czy nie chciałbym spróbować. Pomyślałem: czemu nie i zostałem w Wyborczej 6 lat. Najpierw pracując w Wałbrzychu, potem we Wrocławiu, jednocześnie ściśle współpracując z redakcją w Warszawie.

Nasza redakcyjna koleżanka Alina Gierak była wówczas szefową wałbrzyskiego oddziału Słowa Polskiego. Filipa pamięta bardzo dobrze.
- Zdolny dziennikarz, bardzo sympatyczny i przystojny. Wzdychały do niego tłumy dziewcząt. Pamiętam, jak kiedyś pojechał do uzdrowiska robić materiał o paniach przyjeżdżających tam do sanatorium. On siedział, a wokoło wianuszek pań w różnym wieku. Potrafił je pięknie czarować - śmieje się Alina.

Jego ówczesny redakcyjny kolega dodaje, że Filip wrócił z materiału z kilkoma sanatoryjnymi powiedzonkami, np. Turnus mija, a ja wciąż niczyja. Długo je potem wszyscy cytowaliśmy - wspomina.

Inna znajoma Filipa tłumaczy jednak, że łatka Casanovy, która w pewnym momencie do Mecnera przylgnęła, była krzywdząca. - On podobał się kobietom, był przystojny, dowcipny, pięknie mówił i lubił towarzystwo dziewczyn, ale zawsze do każdego związku podchodził poważnie.

Po studiach Filip dostał się na studia doktoranckie. W gazecie czuł, że się już wypala, że potrzebuje odpoczynku. Postanowił wyjechać do Londynu. W London School of Economics chciał zebrać część materiałów do pracy doktoranckiej (pisał pracę z pogranicza świata biznesu i mediów, o roli prasy w tworzeniu ładu korporacyjnego w Polsce), podszkolić angielski w szkole językowej i zmienić całkiem otoczenie. W gazecie wziął półroczny, bezpłatny urlop, ale do pracy w redakcji już nie wrócił.

- Zostałem w Londynie ponad półtora roku, głównie dlatego, że chciałem nabrać doświadczenia, spróbować czegoś nowego, rozwijać się, ciągnęło mnie w stronę biznesu - wspomina. - Postawiłem na PR, bo w prasie z moją znajomością języka nie miałbym szans. Wysłałem kilka CV. Odpowiedziały dwie firmy. Chciała mnie jedna. Była to duża, ale niezależna, zatrudniająca 100 osób agencja PR, która zajmowała się m.in. promocją angielskiej ekstraklasy piłkarskiej.

Mecnerowi podobało się, że trafił właśnie do teamu sportowego. Piłka nożna zawsze była jego pasją, do dziś kibicuje Górnikowi Wałbrzych. W połowie 2005 roku wrócił do Polski. Tęsknił za krajem, poza tym miał pomysł, by tu, w kraju, stworzyć podobną agencję do tej, w której praco-wał w Londynie. Wspólnie ze znajomymi założył agencję PR, która pracowała m.in. z polską ekstraklasą, a sam został jej rzecznikiem prasowym.

- To była wyprawa na głęboką wodę, trudna szkoła zawodu biznesmena i PR-owca w polskich realiach. Dostałem mocno w kość - dodaje. Będąc jeszcze blisko sportu, zorientował się, że na rynku jest spora luka - brakuje profesjonalnych menedżerów i PR-owców dla artystów. Dlatego postanowił założyć całkiem nową firmę, w której połączyłby swoje umiejętności negocjacji, poruszania się w biznesie i świecie mediów, wykorzystał wiedzę zdobytą w trakcie pisania doktoratu oraz doświadczenia z Londynu.

I wtedy znów dopisało mu szczęście, bo pojawiła się propozycja od Marka Straszewskiego, którego wcześniej znał prywatnie. - Oprócz sportu od zawsze interesowałem się różnymi dziedzinami sztuki: fotografią, filmem, dużo czytałem - mówi. - Wymyśliłem sobie, by pod swoimi skrzydłami w nowej agencji mieć ludzi z różnych dziedzin świata artystycznego - dodaje. - Stąd poza fotografem i aktorkami mam też dwie zdolne pisarki: Sylwię Chutnik i Małgorzatę Rejmer.

- On ma wyjątkową zdolność rozładowywania trudnych sytuacji poczuciem humoru - mówi Ada Kondratowicz. - Zna set-ki dowcipów i cytatów z polskich filmów, zwłaszcza z Misia - dodaje i podkreśla, że w osiągnięciu dzisiejszego sukcesu pomogła mu też jego wyjątkowa intuicja. - On z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji, dzięki swoim trafnym, jak się potem okazywało, decyzjom, wychodził obronną ręką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska