Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pobił, dźgał nożem i zostawił na dywanie, by powoli umierała. Poszedł spać, a rano... pojechał po piwo. We Wrocławiu ruszył jego proces

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
W poniedziałek 8 maja rozpoczął się proces w sprawie brutalnego morderstwa jakiego na Monice K. dokonał w październiku 2022 roku jej konkubent, Paweł K.
W poniedziałek 8 maja rozpoczął się proces w sprawie brutalnego morderstwa jakiego na Monice K. dokonał w październiku 2022 roku jej konkubent, Paweł K. Nadia Szagdaj / archiwum prywatne
W poniedziałek 8 maja we Wrocławiu rozpoczął się proces w sprawie brutalnego morderstwa, jakiego na Monice K. dokonał w październiku 2022 roku jej konkubent, Paweł K. Mężczyzna bił swoją ofiarę po całym ciele, rzucał kobietę na ściany i meble, a na koniec skakał po niej i dźgał nożem wędkarskim. Kiedy charczała w agonii, poszedł spać. Rano, nie sprawdzając, czy żyje... wyskoczył do sklepu we wsi obok i kupił piwo.

Do potworności opisanych w akcie oskarżenia, który został 8 maja odczytany na sali sądowej doszło w nocy z 1 na 2 października 2022 roku. Paweł K., w miejscu gdzie oboje mieszkali, pokłócił się ze swoją konkubiną, a motywem tej kłótni miała być zazdrość. Oprawca bił swoją konkubinę po twarzy, głowie i całym ciele, uderzył ją wielokrotnie butelką po wódce, a gdy już leżała, kopał ją w głowę. Potem także skakał po niej i deptał. W końcu sięgnął po nóż.

- Oskarżony spowodował u Moniki K. obrzęki głowy i twarzy, rozległe rany błon śluzowych jamy ustnej, rany tłuczone całego ciała, w wyniku czego powstał krwiak podtwardówkowy i obrzęk mózgu, na skutek których ofiara zmarła. Kobieta miała także ranę ciętą szyi, 6 ran kłutych biodra pośladków, rany cięte lewej ręki - wymieniał prokurator.

Paweł K. ma 40 lat. Nigdy nie był karany. Twierdzi, że ma dwoje dzieci, choć sędzina zadała mu na sali pytanie: "Jest pan pewien, że tylko dwoje?". Przyznaje, że jest w separacji i na dzieci nie łoży, choć spoczywa na nim obowiązek alimentacyjny. Na sali sądowej odmówił składania wyjaśnień, dlatego sąd powołał się na to, co Paweł K. powiedział w czasie policyjnych przesłuchań.

Z Moniką K. żył trzy lata, jak sam mówi "na kocią łapę", w niewielkim Zaborze Małym (gm. Miękinia). Przed tragiczną nocą, kobieta była w stałym kontakcie z matką.

- Nigdy nie widziałam po niej, żeby była bita. Nie skarżyła się na przemoc fizyczną. Paweł K. dobrze się wobec niej zachowywał, przynajmniej w mojej obecności. Ale byli u mnie raz. Trudno po jednym razie kogoś oceniać - opisywała ich relacje w sądzie matka zamordowanej Moniki, Barbara.

Paweł K. do zarzutów przyznaje się, jak mówi, częściowo. Podtrzymał dziś w sądzie wszystkie zeznania. Według nich powodem kłótni z Moniką K. była zazdrość.

- Monika mnie sprowokowała - twierdził z zeznaniach oskarżony. - Włączyła w łazience światło i tym samym dała sygnał sąsiadowi, że jestem już w domu. To było koło 21:00.

Paweł K. wrócił z domu i zobaczył włączone światło w łazience. Uznając to za znak dla sąsiada, o którego był zazdrosny, wszczął awanturę. Oboje z z ofiarą spożywali wcześniej alkohol. Sam oskarżony twierdzi, że pił wódkę i piwo. Kiedy bił swoją konkubinę, ta prosiła go by przestał.

- Ale ja nie przestawałem. Jak się przewróciła to ją kopałem. Uderzyła głową w zawór od wody. Potem deptałem po niej, a ona się już nie odzywała. Nie wydawała odgłosów - opisywał policji już po zatrzymaniu oskarżony.

Przyznał też, że w międzyczasie kobieta uciekła do jego rodziców, gdzie przez chwilę leżała na tapczanie. Gdy wróciła do ich wspólnego pokoju, Paweł K. znów ją zaatakował. Opisywał też, że kiedy leżała pobita na podłodze, głośno charczała i nic już nie mówiła. Policja znalazła ją przykrytą kocem. Paweł K. zeznał, że sama się nim przykryła, choć jak sam powiedział, ucichła leżąc na podłodze.

Gdy po tym akcie agresji rano Paweł K. się obudził, nie sprawdził co u konkubiny. Zamiast tego wskoczył na rower i pojechał po piwo do wsi obok. Gdy wrócił do domu, jego matka stwierdziła, że Monika K. nie oddycha. Dopiero wtedy wezwano do niej pomoc medyczną.

- W głowie mi się nie mieści, żeby nie wezwać pogotowia czy policji do osoby pobitej - mówiła w czasie przerwy w rozprawie matka ofiary. - Każdy dorosły człowiek wie, że jeśli ktoś charczy to pewnie jest w agonii - dodała.

Po morderstwie Paweł K. uciekł do lasu. Jak mówi, był w szoku. To tam zatrzymała go policja. Do winy częściowo się przyznał, choć w kolejnych przesłuchaniach dość często odmawiał odpowiedzi na pytania, zasłaniając się niepamięcią spowodowaną alkoholem. Odmówił też udziału w wizji lokalnej.

- Nie chcę więcej wchodzić do tego domu. teraz bardzo źle się czuję z tym co zrobiłem - zapewniał w zeznaniach, wciąz utrzymując jednak, że Monika K. sprowokowała go do agresji.

Zapytana o to, jaki wyrok chciałaby usłyszeć, matka ofiary, pani Barbara stwierdziła jasno. - Za taki czyn jest tylko jedna kara. Dożywocie.

Za czyn, o który oskarżony jest Paweł K. faktycznie grozi taka kara.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska