Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po Londynie, Amsterdamie i Barcelonie jeżdżą riksze zrobione w Wałbrzychu

Paweł Gołębiowski
W Wałbrzychu powstają riksze typu cargo bikes oraz do przewożenia osób.
W Wałbrzychu powstają riksze typu cargo bikes oraz do przewożenia osób. Dariusz Gdesz
– Myślę, że 80-90 procent riksz, poruszających się po ulicach Londynu, Amsterdamu i Barcelony, to te wyprodukowane przez nas. Jeżdżą też w wielu innych miejscach. Eksportujemy je właściwie na cały świat. Między innymi do Nowej Zelandii, Australii, USA, Korei Południowej czy do krajów skandynawskich – wylicza Andrzej Łoziński, prezes firmy MAXPRO CNC.

Ta mała, rodzinna firma od kilku lat działa w Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Sąsiaduje z takimi potęgami, jak: NSK, Toyota czy Faurecia. Oczywiście, do wielkich koncernów bardzo im jeszcze daleko, ale cieszą się, bo wyszli z garażowej produkcji.
– Dosłownie. Nasze pierwsze riksze powstawały właśnie w garażu. To była patologia przemysłowa – śmieje się Andrzej Łoziński.

Podkreśla jednak, że już wtedy robili pojazdy naprawdę wysokiej jakości. A wszystko zaczęło się właściwie przypadkiem. Łoziński opowiada, że był kolarzem i przez pewien czas pracował w sklepie z rowerami. Kiedy w 2004 r. wyjechał do Wielkiej Brytanii, aby podszlifować język angielski i trochę popracować, pierwsze CV zaniósł do sklepu rowerowego w Londynie. Po kilku minutach od jego wizyty zjawił się tam właściciel firmy, która świadczyła w tym mieście przewozy rikszami. Akurat odchodził serwisant i potrzebowali człowieka do utrzymywania tych pojazdów w dobrym stanie technicznym. W sklepie przekazali mu zatem numer telefonu do pana Andrzeja.

– Zatelefonował do mnie, i jakoś umówiliśmy się na spotkanie, chociaż mój angielski był wtedy bardzo słaby – wspomina Łoziński. Pojechał do ekskluzywnej części miasta. Kiedy zobaczył riksze, trochę się zdziwił, gdyż był to jednak zupełnie innego rodzaju pojazd. Doszedł do wniosku, że to jednak nie jest to samo co rowery – i że może być ciężko. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Zapewniał, że poradzi sobie z prowadzeniem serwisu.

– Zrobiłem chyba dobre wrażenie, bo zostałem przyjęty – opowiada. – Na szczęście byłem w serwisie sam i nikt nie zorientował się, że naprawiając riksze, przy okazji pewnych rzeczy dopiero się uczę – dodaje. A że miał umiejętności techniczne, to nauka szła mu szybko.

Wkrótce zorientował się, że używane w firmie riksze mają wiele mankamentów. Kiedy na kilka miesięcy przyjechał do niego ojciec, doszli do wniosku, że mogą wyprodukować lepsze pojazdy. Ojciec inżynier, projektant, konstruktor, wrócił do kraju i zaczął produkcję w garażu. Miało to być 30 riksz dla firmy, w której pracował syn. Były gotowe po pół roku.

Pracodawca pana Andrzeja chciał zamówić kolejne. Był jednak 2006 rok i właśnie rozpoczynał się ogólnoświatowy kryzys. W Londynie był bardzo odczuwalny. Dotknął też i ten biznes. Andrzej Łoziński odszedł, zanim zaczęły się problemy. Nie chciał już być serwisantem. Ukończył studia biznesowe w Londynie, założył firmę oraz rodzinę.

Z ojcem postanowili kontynuować produkcję użytkowych rowerów, w tym m.in. riksz oraz rowerów transportowych (cargo bikes). Robią to do dzisiaj. Oczywiście, ulepszali swoje pojazdy.

– Podstawowy model jest jednak tak dobry i wytrzymały, że większość pierwszych trójkołowców jeździ po Londynie do tej pory – zapewnia szef MAXPRO CNC.

Ciekawostką może być fakt, że ich rikszą pojechali do ślubu Allice Hadden Paton i Nicholas Van Custem, bliscy przyjaciele brytyjskiej pary książęcej, księżnej Kate i księcia Williama. Ci ostatni byli obecni na uroczystości weselnej.

– Kiedy przeprowadziłem się z rodziną do Polski, sprzedałem produkcję rowerów i zostaliśmy przy rikszach – opowiada.
Wspomina, że i rikszowy interes też przeżywał wzloty i upadki. Na przykład, kiedy rynek zaczęły zalewać pojazdy produkowane w Turcji. Były tańsze, ale strasznie się psuły i po dwóch latach przestały być konkurencją.

– Trochę też zaszkodziliśmy sobie sami, bo robimy riksze, które są niemal bezawaryjne. Jak ktoś taką kupi, to nie wydaje za dużo na części. Ale trudno. Naszym celem jest przede wszystkim uszczęśliwienie riksiarzy, operatorów i mechaników – zapewnia Andrzej Łoziński.

Do tej pory wyprodukowali trójkołowców typu pedicab oraz cargo bikes około 550. Rocznie powstaje 50-60. Do tego dochodzą części zamienne oraz tzw. moduły. Niektóre riksze są ze wspomaganiem elektrycznym. Dotyczy to zwłaszcza rowerów transportowych, które służą do przewożenia towarów.

– Mamy znakomite maszyny do frezowania, toczenia, precyzyjnej obróbki skrawaniem. Ponieważ dołączył do nas mój brat, który jest znakomitym fachowcem, świadczymy też takie usługi. Uruchomiliśmy dział wysoko precyzyjnej obróbki skrawaniem na centrach obróbczych CNC. Jesteśmy w stanie sprostać najbardziej wymagającym projektom – mówi pan Andrzej.

– Do wejścia do specjalnej strefy ekonomicznej namówił nas Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha. Dowiedział się, że w mieście ktoś produkuje w garażu riksze – opowiada prezes wałbrzyskiej firmy.

W Polsce riksz nie sprzedają. Cała produkcja jest dla odbiorców zagranicznych. Obecnie zatrudniają 10 osób.

Zobacz też:
Kilkaset złotych w kieszeni! Ale musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska