Po co nam las?

Czytaj dalej
Fot. Fot. Adam guz
Małgorzata Moczulska

Po co nam las?

Małgorzata Moczulska

Polska jest światowym liderem w produkcji mebli. W 2016 roku Lasy Państwowe na sprzedaży drewna m.in. tej branży zarobiły 7,5 miliarda złotych. Czy przyroda wytrzyma konkurencję z potrzebą zarabiania i żądzą zysku?

Wydaje się, że na pytanie: po co na lasy, każdy odpowiedź zna. Produkują tlen, dają schronienie trakom i zwierzętom, w końcu są miejscem gdzie można odpocząć.

Dlaczego więc niszczymy to co tak cenne? - Bo drzewa można przerobić na deski i sprzedać. Lasom nie zagraża kornik, a człowiek i jego chciwość - mówi Krzysztof Żarkowski, przyrodnik z Wałbrzycha.

Iga Malinowska ze Świdnicy ma 12 lat i kocha przyrodę. Kiedy pytamy ją po co nam las uśmiecha się szeroko.

- Uczyłam się tego na sprawdzian z przyrody i wciąż pamiętam - odpowiada dziewczynka. Chwile później recytuje z głowy, jakby mówiła wiersz: - Lasy produkują ponad połowę rocznego zapasu tlenu na ziemi. Tylko jedna 60-letnia sosna w ciągu doby wytwarza tyle tlenu, ile potrzebują trzy dorosłe osoby. Lasy oczyszczają powietrze, dlatego zimą, kiedy jest smog, trzeba tam często chodzić na spacery. Jeden hektar lasu bukowego zatrzymuje aż 65 ton pyłu. Chronią też przed erozją i powodzią. Są naturalnym zbiornikiem retencyjnym, filtrem i magazynem czystej i zdrowej wody.

- Czyli są potrzebne?

- Bez nich nie byłoby nas! - mówi stanowczo i poważnie Iga.

- Więc dlaczego je niszczymy? Wycinamy na potęgę? - pytam.

Nastolatka chwilę się zastanawia.

- Nie wiem, może zapominamy jak są ważne? - odpowiada po chwili.

Pewnie tak właśnie jest, bo znajomość teorii, której każde dziecko uczy się już w szkole podstawowej na lekcjach przyrody, to za mało. Dodatkowo traktujemy ją jak każdą wyuczoną wiedzę. Większość z nas bardzo szybko o niej zapomina.

Krzysztof Żarkowski, ekolog i fotograf przyrody z Wałbrzycha dodaje, że tak jest nam wygodniej.

- Wyobraźmy sobie taką sytuacje, że rząd znosi zakaz wycinania drzew w lesie i przeciętny Kowalski może to robić bezkarnie. Jestem przekonany, że już nazajutrz wielu ruszyłoby do lasów z piłami. Bo niby wszyscy wiemy, że drzewa są nam potrzebne, ale jak w grę wchodzą własne korzyści i pieniądze myślimy tylko o tym co tu i teraz. A jak tak dalej pójdzie to kolejne pokolenia będą miały problem… - nie kryje Żarkowski i mówi wprost, że współczesne pokolenie to ludzie egoiści.

- Nikt nie myśli o tym, co będzie za kilkadziesiąt lat. Ważne jest, by mieć pieniądze najlepiej tu i teraz. Dlatego jeśli ktoś ma działkę, a na niej dwadzieścia dębów, to jak mu się na to pozwoli, wytnie je bez zbędnej zwłoki. To przecież nawet 30 tysięcy złotych, które poza zakupem piły nie wymagają większych inwestycji - podkreśla.

Dowód na to mieliśmy na początku tego roku, kiedy ministerstwo środowiska zliberalizowało przepisy dotyczące wycinki drzew na prywatnych terenach. Korzystali z tego nie tylko deweloperzy, którzy „czyścili” sobie działki pod inwestycję. Cięte były też drzewa w lasach niepublicznych i na prywatnych posesjach, gdzie wycinane były głównie drzewa liściaste, które jesienią są kłopotliwe, bo trzeba grabić liście. Dopiero pół roku później ustawę zaostrzono i by zrealizować wycinkę, trzeba mieć pozwolenie z urzędu.

Ekolodzy szacują jednak, że skutki tej dewastacji są ogromne. Polska straciła nawet trzy miliony drzew. A w wielu miejscach na wsi zamiast polskiego krajobrazu i pięknych drzew, pod którymi można odpocząć w cieniu - mamy dziś tuje i przystrzyżone równo trawniki.

Dyskusje o tym, że człowiek jest głównym wrogiem przyrody wraca w Polsce co kilka lat. Jednak w tym roku jest głośna jak nigdy. Wycinany jest bowiem ostatni las niemal nietknięty ręką człowieka - Puszcza Białowieska.

- Dla ministra ochrony środowiska Jana Szyszko puszcza to deski. Zapomina, że to dobro wspólne, a jej największym skarbem jest to, czego człowiek nie zdążył wyrąbać, wyciąć, przekształcić - mówił w lipcu na wrocławskim Rynku profesor Tomasz Wesołowski z Uniwersytetu Wrocławskiego, który wraz z ekologami brał udział w manifestacji w obronie puszczy. I tłumaczył zgromadzonym ludziom, że jest bezcenna przyrodniczo i za żadne pieniądze świata jej nie odtworzymy, jeśli zostanie zniszczona. Profesor podkreślał też, że kłamstwem jest to co mówi minister Szyszko, że wycinanie drzew w puszczy to dla niej ratunek, bo zagraża jej plaga szkodnika - kornika drukarza.

- Dla niego martwe drzewo nie ma wartości, chyba że tę liczoną w złotówkach, ale dla lasu rozkładające się drzewa to konieczne elementy ekosystemu - podkreślał Wesołowski. I z pewnością wie co mówi, bo od 30 lat prowadzi badania na obszarze Puszczy Białowieskiej.

Ekolodzy alarmują jednak, że w puszczy trwają wycinki nie tylko drzew chorych, ale też zdrowych, nawet ponad 100-letnich. Padają dęby, graby i świerki. Wycinki przeprowadzane są za pomocą har-westerów - maszyn wycinających nawet 200 drzew dziennie! Ich zdaniem, by ukryć skalę dewastacji, kolejne nadleśnictwa zakazują wstępu do lasu.

- Puszcza Białowieska nie jest zwykłym lasem i nie należy tylko do nas. Jest ona nie tylko ekologicznym dziedzictwem Polski, ale i całego świata, wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Naszym obowiązkiem jest obrona tego dziedzictwa przed piłami leśników! - mówią i próbują puszczy bronić.

Krzysztof Żarkowski, który organizował protest „Wałbrzych dla Puszczy” nie ma wątpliwości, że dla Lasów Państwowych drzewa to biznes.

- Z wykształcenia jestem leśnikiem, ale pracowałem w zawodzie krótko. Między innymi dlatego, że tak niewiele ma on wspólnego z ochroną przyrody. Nie podoba mi się postawa leśników, ale próbuje ich zrozumieć. To służba mundurowa, w dodatku dobrze płatna, nikt się nie sprzeciwia, bo nikt nie chce stracić pracy - dodaje Żarkowski.

Z przedstawionego kilka miesięcy temu raportu ministerstwa rozwoju wynika, że sprzedaż drewna z wycinanych lasów, w 2016 roku przyniosło Lasom Państwowym blisko 7,5 miliarda złotych! Od kilku lat rośnie w Polsce popyt na drewno. Firmy meblarskie kupują każdą wystawioną przez Lasy Państwową ilość od ręki. Branża meblarska - obok motoryzacyjnej i komputerowej - należy bowiem do najbardziej eksportowych sektorów polskiego przemysłu.

Najwyższa Izba Kontroli alarmuje jednak, że zdecydowana większość pieniędzy „zarobionych” przez Lasy Państwowe to ogromne pensje leśników (średni koszt zatrudnienia jednego pracownika wynosi 9625 złotych miesięcznie), a tylko 13 procent to hodowla i ochrona lasów.

Żarkowski podkreśla, w całym tym barbarzyńskim wycinaniu puszczy jedna rzecz jest ważna.

- Proszę zobaczyć, ile ludzi zaangażowało się w jej obronę, nawet tych, którzy tam nigdy nie byli, ale na hasło „Puszcza Białowieska” mają jednoznaczne skojarzenia. To dostojne żubry, stare drzewa i spokój. Liczę na to, że dzięki dyskusji, która trwa wzrośnie świadomość ludzi i będą przyrodę traktowali dużo lepiej - nie kryje wałbrzyski przyrodnik.

Dr Andrzej Raj, dyrektor Karkonoskiego Parku Narodowego mówi wprost: edukacja jest najważniejsza, ale nie teoria a pokazywanie ludziom w praktyce, jakie korzyści z przyrody czerpią. Edukacja, a więc uczenie szacunku do drzew czy gór już od przedszkolaka.

Zdaniem Andrzeja Raja każdy z nas musi zdać sobie sprawę z tego, że człowiek przyrodzie nie jest do niczego potrzebny, a przyroda człowiekowi niezbędna.

- Tymczasem słyszymy w telewizji słowa, że „żaba nie może być ważniejsza od człowieka” i potem musimy tłumaczyć, że ta żaba jest gwarancją tego, że żyjemy w zdrowym środowisku, a gdyby wyginęła, nam również mogłoby to grozić - tłumaczy dr Raj.

Dyrektor Karkonoskiego Parku Narodowego nie kryje, że największym zagrożeniem Karkonoszy jest... człowiek i masowa turystka. W ubiegłym roku park narodowy odwiedziło blisko 2,5 miliona turystów. W sezonie są dni, kiedy na Śnieżkę wchodzi ich nawet 10 tysięcy.

Karkonoski park ratuje w ostatnich latach pogoda i ocieplenie klimatu. Dzięki niemu sezon turystyczny wydłużył się o październik, listopad i kwiecień. Zbawienne dla przyrody okazały się też wyremontowane szlaki, dzięki czemu góry nie są aż tak mocno rozdeptywane. Nie utwardzony szlak niemal zawsze powodował to, że droga mająca półtora metra szerokości była w ciągu sezonu turystycznego rozdeptywana nawet na kilkanaście metrów.

- Nie chciałbym ograniczenia ruchu turystycznego, ale to może być konieczne. Więcej ludzi na najpopularniejszych szklakach zwyczajnie się nie zmieści. Już dziś depczą sobie po piętach. Dlatego musimy zrobić wszystko, by ten ruch rozładować. Zachęcić turystów by zamiast w Karkonosze szli na przykład w Rudawy Janowickie, czy góry Kaczawskie, gdzie choćby dla rodzin z dziećmi szklaki są łatwiejsze i bezpieczniejsze - tłumaczy dr Andrzej Raj i zarazem podkreśla, że parki narodowe to jedynie jeden procent całego obszaru Polski i choćby dlatego trzeba o nie dbać szczególnie.

- Niestety, zdarzają nam się turyści wandale, bo inaczej ich trudno nazwać, którzy płoszą zwierzęta, niszczą szlaki, albo jak kilka dni temu, mimo suszy robią sobie w lesie piknik z ogniskiem - irytuje się dyrektor Karkonoskiego Parku Narodowego, który pytany o to co dzieje się w ostatnim czasie wokół wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej, nie chce jednak sprawy komentować: - Przyroda nie ma politycznych barw, dla wszystkich, zarówno z tych z prawej jak i lewej strony sceny jest niezbędna i powinna być równie ważna. Wszyscy powinniśmy mieć wobec niej więcej pokory - podsumowuje.

Małgorzata Moczulska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.