Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co krzyżować kurczaka ze szpinakiem? To etyczne

Janusz Michalczyk
archiwum polskapress
Nie czuć w nim szpinaku, ale też nie smakuje jak kurczak. Jest to więc zupełnie nowy smak – tymi słowami Stanisław Łoboziak z Centrum Nauki Kopernik w Warszawie opisał mięso, które sztucznie wyhodował w laboratorium.

Wyjaśnił, że konsystencją szpinakowy kurczak przypomina wodorosty i ma lekko słonawy posmak. Aby uzyskać założony efekt, na celulozowym szkielecie liścia szpinaku umieszczono komórki mięśniowe kurczaka w liczbie dwóch milionów, co nie powinno nas zmylić, bo zajmują one niewielką objętość – tyle, co główka szpilki. Co istotne, te komórki mogą być pobierane od żywego zwierzęcia, bez konieczności podrzynania mu gardła.
Kto poza autorem
eksperymentu skonsumował szpinakowego kurczaka? Na pewno był to Robert Firmhofer, szef Centrum
Nauki Kopernik, który wziął do ust roślinno-zwierzęcy przysmak w ubiegłym tygodniu na oczach uczestników festiwalu „Przemiany”. Widownia nie mogła pójść jego śladem, ponieważ – jak wyjaśnił Stanisław Łoboziak – nie ma w Polsce przepisów, które regulowałyby możliwość podawania takich potraw ludziom. Nie znaczy to bynajmniej, że Robert Firmhofer jest cyborgiem. Jak się domyślamy, dyrektor po prostu skorzystał podczas festiwalu z prawa gospodarza do zaryzykowania własnym zdrowiem, bez narażania gości. Oczywiście, tym samym udowodnił, że zjedzenie szpinakowego kurczaka jest całkowicie bezpieczne.
Tak samo jak spożywanie sztucznie wyhodowanych burgerów, o czym donoszą w ostatnich latach zagraniczne media. Pierwszy w historii burger wyhodowany w laboratorium z komórek macierzystych krowy został usmażony i zjedzony sześć lat temu podczas konferencji w Londynie. Degustatorzy ocenili, że danie przypominało mięso, ale brakowało mu aromatu.
Tamtego burgera zmajstrował zespół kierowany przez profesora Marka Posta z Uniwersytetu w Maastricht w Holandii. Wszystkie tego rodzaju próby są rzecz jasna na razie dość kosztowne. Mało kogo stać na zjedzenie burgera za grube tysiące dolarów. Jednakże tak było z każdym wynalazkiem, a upowszechnienie technologii zawsze prowadzi do obniżenia ceny.
Po co w ogóle kombinować z jedzeniem w laboratorium? Robert Firmhofer twierdzi, że – aby wyżywić mnożącą się szybko ludzkość – tradycyjna hodowla może nie wystarczyć. Natomiast obrońcy praw zwierząt i wegetarianie podnoszą argumenty moralne. Należy skończyć z hodowlą zwierząt na masową skalę, bo całkowicie zatrujemy środowisko naturalne. W dodatku stosowane metody hodowlane czynią konsumentów wspólnikami okropnych, nieludzkich praktyk. Muszą cierpieć stłoczone w boksach wieprzki i jałówki albo kurczaki trzymane tysiącami w halach. To dlatego żywność wytwarzana dziś w laboratoriach powinna za jakiś czas wznieść ludzkość na wyższy poziom etyczny.
Jakoś trudno mi być w tej sprawie optymistą. Upłynie wiele wody w Odrze i Nysie, zanim większość miłośników schabowego, steku lub pieczonego udka będzie gotowa do rezygnacji z kulinarnych przyzwyczajeń. Dziesiątki tysięcy lat ewolucji sprawiły, że spożywanie zwierzęcego mięsa nie tylko zaspokaja głód, ale dostarcza również mnóstwa przyjemności. Naukowcy musieliby więc przestawić nam mózgi. Chyba wcześniej dolecimy na Marsa.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska