Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Janusz Wójtowicz
Pożegnaliśmy w piątek pierwszego polskiego mistrza świata w kolarstwie, medalistę olimpijskiego z Meksyku, Janusza Kierzkowskiego. Długo walczył z chorobą, chciał jeszcze zostać w peletonie. Mam przed oczami obrazek z kwietnia, tuż po obchodach Centralnych Dni Olimpijczyka w Auli Leopoldyńskiej. Wracam do auta, a na rozstaju rozkopanych uliczek, oparty o jakąś budowlaną barierkę, stoi Kicha, wpatrując się to tu, to tam, z lekko drwiącym uśmiechem. Jakby z siebie drwił.

"Słuchaj, nie mogę samochodu znaleźć" - mówił niby bezradnie, lecz właśnie z tym uśmieszkiem na ustach. Dodał, że poradzi sobie i byłem pewien, że tak będzie. Przecież i mnie zdarzało się już zapomnieć, gdzie auto stoi. Później widzieliśmy się jeszcze na milickiej Alei Gwiazd Siatkówki. Siedział na trybunce, kibicował, znów uśmiechnięty. Miał blisko ze swojej Sosnówki k. Twardogóry, gdzie - jak mawiał - jest błogi spokój, gdzie się kończy życie. To jego było piękne. Na jednej z wigilii olimpijskiej rodziny rzucił kiedyś hasło - a może byśmy biografię moją napisali. Już nie napiszemy, a obszerna by była. Mówił ciekawie, dowcipnie, sypał anegdotami. Swego czasu mieszkał nad nim zmarły niemal równo rok wcześniej Artur Olech, dziecko Wrocławia, łobuziak od Papy Stamma, dwukrotny wicemistrz olimpijski. Opowiadał Kicha, że z racji sportowych, ale i handlowych przyjaźni odwiedzali go często znajomi z Niemiec. Wtedy schodził Turek, żeby i on mógł coś ze stołu podnieść. No więc schodzi raz Olech nie najlepiej ubrany, a dostrzegając to już w drzwiach, Kierzkowski reaguje następująco: "Turek, zapraszam, ale ubierz się jakoś porządnie". Za chwil kilka znów więc puka Olech, w pięknym garniturze, lecz gdy spogląda Kierzkowski w dół, dostrzega brak... skarpetek. Pyta zatem kolegę, też medalistę z Meksyku, gdzie ma skarpetki, na co ten spuszcza nieco głowę i niewinnie odpowiada: "Uprałem". Takie to były czasy.

I któż z nas by nie chciał, by nad grobem naszym, wyliczając mnogość zalet, przemówił ktoś doniośle: "I potrafiłeś też zarabiać pieniądze". A tak było w piątek. W biznesie również odnosił Pan Janusz sukcesy, zresztą pierwsze kupieckie szlify zdobywał podczas wielkich imprez.

Taa, to Kierzkowski właśnie sprowadził polskie kolarstwo na właściwy tor. A teraz jestem ciekaw, jakim szlakiem podąża wrocławska koszykówka. Mianowicie im bliżej sezonu, robi się wokół dyscypliny coraz ciekawiej. Przychodzi mejl z II-ligowego Śląska, któremu prezesuje Maciej Zieliński i który wspiera grupa Grzegorza Schetyny, czytamy w nim, że 17-krotni mistrzowie Polski na zgrupowaniu w Twardogórze robią to i to. Przychodzi też mejl od ekstraklasowego Śląska Koelnera i dowiadujemy się, że 17-krotni mistrzowie kraju kupili tego i tamtego. To ile my mamy tych tytułów? 17 czy 34? I czyje one są? Zrobiła się nam wojna na twarze. Śląsk II-ligowy ma Hyżego i Łopatkę, więc Śląsk ekstraklasowy powołał na rzecznika prasowego Tomczyka, swego czasu wielkiego niemowę o twarzy dziecka. Nade wszystko zrobiła się nam jednak polityczna wojna Dutkiewicza ze Schetyną. O to teraz chodzi m.in. we wrocławskiej koszykówce, takie, niestety, odnoszę wrażenie. Zachowamy tu chociaż zdrowy rozsądek czy pójdziemy na wyniszczenie i tak ułożymy terminarz, by odbywały się domowe spotkania w tym samym czasie? Niech walka o kibica nie przypomina walki o głosy wyborców. Polityka to śmierdząca gra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska