Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Janusz Wójtowicz
Ludzie z branży sporo ostatnio plotkują o wrocławskiej radzie sportu, powstałej przy prezydencie Dutkiewiczu. Niektórzy już krytykują, bo tak po prostu mają, inni czekają na efekty. Więc czekam i ja.

Otóż dostrzegam wśród członków kilku sprawnych organizatorów. Jest Mieczysław Łopatka, tak mocno dmuchający ze świtą w olimpijski ogień, że na Dolnym Śląsku nigdy nie gaśnie. Jest Paweł Rańda, zaangażowany w pomoc na rzecz wrocławskiego hospicjum, pracujący też nad drugą edycją regat Tumski Cup. No i kierujący czwórką, która celuje w złoto w Londynie. Jest wreszcie prof. Andrzej Rokita z wrocławskiej AWF. Choćby ich głosy winny coś wnieść, poprawić, zmienić. A zmieniać jest co. Dla przykładu sztywną tabelkę prezydenckich nagród za wybitne osiągnięcia sportowe. Mianowicie średnio mi się podoba, gdy mistrz świata oldbojów w podnoszeniu ciężarów, mający ze trzech rywali, łącznie z sobą, otrzymuje dokładnie tyle samo, co mistrz świata ciężarowców w konkurencji seniorów. Lub lekkoatletyczny champion globu. Tak jednak stoi w tabelce, więc tak płacą. A tu okiem fachowca trzeba spojrzeć, miast w urzędniczy, bezduszny zeszyt zaglądać. Przecież mistrz świata mistrzowi świata nierówny, nie odbierając nic, prawa do nagród także, oldbojom. Niech też mają, nieco niższe jednak niż zawodowy sportowiec.

A Księga rekordów Guinnessa? Dziś każdy chce być popularny, wszelako nie każdy ma coś do zaoferowania. Pewnie się wielu narażę, lecz gdy czytam, że ktoś walczy o wpis do księgi, zbierając największą liczbę gitarzystów na Rynku, albo lepiej, prowadząc najdłuższą szkolną lekcję w historii - trwającą kilka dni - czy też najdłuższą audycję radiową, to średnio temu kibicuję. A jakież to bohaterstwo, pierdzieć w stołek kilka dni, nie myć się, nie spać i pachnieć inaczej? Nagradzajmy czyjś nadprzyrodzony talent, nieprzeciętne umiejętności wynikające z katorżniczej pracy, kunszt, mistrzostwo. Wspólne odbijanie piłki koszykowej na Rynku przez tysiące dzieciaków to też żadne bohaterstwo. Ale jednak ten pomysł się broni. Jeśli tylko piłki są fundowane i trafiają do tych dzieciaków na własność. To ma sens.

Polecam siatkówkę tym, którzy mówią "nie" tzw. kibicom-piknikom na stadionach piłkarskich.

No i Liga Światowa siatkarzy się nam w weekend zaczyna. Teraz nasza kadra jest pod włoskim butem, Andrei Anastasiego. To facet, który przez całą karierę piękne CV sobie pisał. World League wygrywał i jako gracz, i jako trener. Mistrzostwo Europy również. Zresztą nie tylko z Italią, bo przecież w 2007 roku doprowadził do złota Hiszpanów, co jest największą niespodzianką reprezentacyjnej siatkówki ostatnich lat. Teraz, z Polakami, zagra w LŚ bez liżących rany po sezonie Wlazłego, Plińskiego, Winiarskiego, Zagumnego. A więc zaryzykuje bez Gumy. Piątkowy debiut w Miliczu miał udany. Polecam siatkówkę tym, którzy mówią "nie" tzw. kibicom-piknikom na stadionach piłkarskich. Bo niby pikniki dopingu nie potrafią zapewnić. To spójrzcie sobie na siatkówkę w tym kraju. Tumult, wrzawa, non stop doping, własnych myśli nie sposób do kupy zebrać, pełne hale. Znajomy w ten sposób to określa, że gdyby nie dziewczyny, nie byłoby palca gdzie wcisnąć. Stary zboczuch. I wszędzie pełna kultura. Wiecie, że w tym Miliczu, gdy grali hymn Związku Radzieckiego przy okazji rewanżu za olimpijski finał z Montrealu, cała hala zaczęła bić brawo. Ruskim! Aż ciarki człowieka ze wzruszenia przeszły. Nie tak winien sport na trybunach wyglądać? A po hymnach do ataku na Ruskich!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska