Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Sto razy trzeba przegrać, by raz zwyciężyć

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber, szef działu sport
Wojciech Koerber, szef działu sport Janusz Wójtowicz
Sukces to kroczenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu. To nie moje, rzecz jasna, takie mądrości serwują trenerzy na szkoleniach z coachingu, mentoringu i innych dziwnych nauk naszych czasów, efektownie brzmiących, za to niewiele mających wspólnego z realiami.

Ci trenerzy, jak każą się nazywać, to - takie moje przypuszczenie - jedyna grupa, która dzięki szkoleniom dorwała pracę. Dzięki temu właśnie mogą pouczać tych, co pracę mają od lat. A więc, jeśli zapytacie, jaki charakter zajęć wybrać: coaching czy mentoring, podpowiem tak - wybierzcie plażing.

Nie trzeba się godzinami szkolić, wystarczy spojrzeć na polityków. Kwestia przemówień dla przykładu. Staje taki przed ludem i zaczyna mówić na okrągło, pocierając łapką o łapkę. Taka imitacja mycia rąk, wedle trenerów, dodaje zapewne wiarygodności (akcja czyste ręce). By zbyt długo nie pocierać - zauważyłem ostatnio - można też zająć się obrączką, kręcąc nią wokół palca. Jest tych trików kilka. Wszelako, deprecjonując wartość wspomnianych szkoleń, zdanie użyte na wstępie uważam za niegłupie, a odnoszę do skoczka Stocha, w sobotni wieczór obwołanego najlepszym sportowcem kraju. Bo pamiętam Stocha sprzed lat kilku, ze łzami w oczach po każdym niemal konkursie, niecierpliwego, dręczonego myślami, że znowu w życiu mu nie wyszło. To przykład kogoś, kto dojrzewał niezwykle metodycznie, jako sportowiec i jako człowiek. Kto niecierpliwość zastąpił w końcu spokojem, a łzy - gestami triumfu. Dziś sprawia wrażenie osoby niezwykle opanowanej, pewnej swoich możliwości, doświadczonej krótko mówiąc, której ojciec, psycholog, powtarzał: "Sto razy trzeba przegrać, by raz zwyciężyć".

Małyszowi kazali doktorzy, jak nazywał członków swojego sztabu, skakać z odciętą głową, bo głowa jest w sporcie najważniejsza. Najważniejsza i tyle. Ciekawie mówił o tym swego czasu Ryszard Szurkowski: "Bo wielki sport polega na tym, że się wierzy w swoje możliwości. Na trudnym wyścigu różne myśli do głowy przychodzą: jeszcze tylko do drzewa, do zakrętu i tak całą godzinę się wytrzymuje. A ci bardziej doświadczeni mogą więcej. Im jest tak samo ciężko, lecz oni wierzą, że to ciężko przechodzi, a za chwilę będzie nagroda. Młody nie zawsze potrafi pokonać tę barierę".

Ludzie doświadczeni mają przewagę - otóż porażkę łatwiej im wytłumaczyć. Łatwiej znaleźć przyczynę. "Leeecę, leeecę, mijam 110. metr, 120., aż tu nagle przyszedł halny i zepchnął mnie na 90." - to jedna z legend, którą zwykł opowiadać przy kominku nasz legendarny skoczek, zakopiańczyk Stanisław Marusarz.

Ma jeszcze sport tę zaletę, że w większości przypadków wymierny jest. Że wygrywa lepszy, skoczniejszy, silniejszy, bardziej zaawansowany technicznie. No a jak wykazać wyższość jednego aktora, kucharza czy muzyka nad drugim? To już tylko kwestia gustu. Lub smaku. W sporcie zakwestionować nie można nic - no, prawie nic - za to w przypadku innych rekordów świata można jak najbardziej. Posłużę się pyszną dykteryjką, jaką wspomniał ostatnio red. Zarzeczny, przywołując postać odkrywcy Jacka Pałkiewicza. Otóż opisał Pałkiewicz, jak to odkrył pierwsze źródło Amazonki, idąc po bagnach, karczując teren maczetą i walcząc z krokodylami. No i kilkanaście dni po opisaniu odkrycia pojawia się list do redakcji: "Niepotrzebnie się pan Pałkiewicz tak męczył. Przy tym źródle byliśmy już rok temu z harcerzami z Bydgoszczy. Można tam dojechać miejskim autobusem nr 168".

I sport to zdrowie. Dopóki nie przyjedzie pogotowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska