Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: PR ważny, wygrane jednak ważniejsze

Wojciech Koerber
Nawałka. Jest w tym miejscu, do którego przed rokiem dotarł Tadeusz Pawłowski. Ludzie chwalą, proszą o fotki jak misia z Krupówek, chcą podrzucać w górę. A to jednak niebezpieczne, zwłaszcza noszenie na rękach, co obrazowo ujął Michał Probierz, gdy wręczał ostatnio nagrodę dla najlepszego trenera żużlowej PGE Ekstraligi.

Otóż wspominał Probierz o pokorze i o tym, że gdy cię podrzucają w górę jako człowieka sukcesu, to też trzeba uważać, bo przecież mogą nie złapać. Wtedy też należy być czujnym, by zbyt szybko nie spaść w dół i przy okazji nie wyrżnąć łbem o glebę.

Ostatnie mecze naszej narodowej drużyny istotnie mogły się podobać, prawda? Momenty były. A ma jeszcze Nawałka tę przewagę nad Pawłowskim, że jemu drużyny nikt nie rozsprzeda. Przed zbyt szybkim braniem na ręce zawsze się jednak wzbraniam, gdyż lubimy żyć w skrajnych emocjach, a wiadomo, co może rychło wywołać skrajna euforia. Przecież selekcjonerów przerobiliśmy w sumie z sześćdziesięciu, a jako człowieka sukcesu zapamiętaliśmy jednego, innym pomników stawiać nie chcemy (choć ci inni też sięgali po medale MŚ czy IO). To wiele mówiące statystyki. Zatem pozostanę wstrzemięźliwy, lecz jednocześnie przy nadziei największej od lat. I za coś Nawałkę pochwalę. Mianowicie za pracoholizm. Otóż robi wszystko, by jego wizytówką była robota i wyniki za nią idące, a jednocześnie nie robi nic, by trafiać na łamy mediów dzięki tysiącom ustawianych zdjęć czy też głupawym wypowiedziom. Więcej - w tych swoich wystąpieniach jest Nawałka tak dyplomatyczny, że do bólu nudny, świadomie i dla dobra drużyny opowiada tylko trenerskie banały. Nie za wartość wywiadów rozlicza się jednak trenera, lecz za wartość drużyny.

Do czego zmierzam. Do tego mianowicie, że można mieć świetny PR, nie uprawiając żadnego PR-u. Że w sporcie nadal liczą się zwycięstwa, a ich braku nie zastąpi najlepsza agencja public relations. Tak sobie zerkam z boku na pracę okołosportową, którą wykonują ludzie zatrudnieni przez siatkarski Impel Wrocław. I którzy ślą do mediów mejle o zespole. Że drużyna funkcjonuje na wszystkich możliwych platformach społecznościowych, również na tych, które dopiero powstaną, to z pewnością dobrze, takie czasy i trudno się tego czepiać. Po prostu życie przenosi się z namacalnego papieru do cyberprzestrzeni, zatem żeby żyć, trzeba tam być. Ale już te cukierkowe wypracowania mnie osobiście rażą. To pianie z zachwytu po wygranym meczu lub przykrywanie porażek ciągnącą się pisaniną, że na trybunach panowała sielanka i wszyscy krzyczeli: „Go Impel, go!”, „Do boju!”, „Jesteśmy z Wami!”, że wstawali z miejsc itd., itp. Albo te wywiady z zawodniczkami pt. „Kibice zobaczą wiele ciekawych akcji”.

Rozumiem, że każda firma ma swoją strategię, a dbanie o wizerunek to podstawa i znak czasów. W tych cieplutkich od pochwał mejlach nie ma, rzecz jasna, nic złego, są regularne i na swój sposób profesjonalne, mają zapewne popularyzować piękną dyscyplinę oraz uczyć kulturalnego dopingu. Pewnie, nie muszę do nich zaglądać. Ale - nie obraźcie się - infantylne są zwyczajnie, pachną komuną i można odnieść wrażenie, że adresuje się je do widzów programu „5, 10, 15”. Sport to zwycięstwa, ale i porażki, niekoniecznie wstydliwe. Błędy każdy popełnia, ja ostatnio z trenera Dygonia, od skoków narciarskich w Lubawce, zrobiłem trenera Piegdonia. Mogę się tłumaczyć, dlaczego, ale co to zmieni? No dałem d... po prostu i żaden PR mnie nie obroni. Tylko jakieś zwycięstwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska