Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Kmicic a polska szkoła kompromisu

Wojciech Koerber
Ciekawy tydzień za nami: w Europie szalała nawałnica, a w Polsce Nawałka. I tak jak poprzednicy, również ma on pomysł na reprezentację. Znaczy - tak mówi. Póki co, wiemy, że się podoba kobietom. Zresztą, jak wspomina przyjaciel Andrzej Iwan, podobał się również chlopcom (literówki robię tylko celowo, tej nie poprawiajcie).

Do tego stopnia, iż dali mu ksywę "Ciepły". Mówią, że Nawałka to typ nieprzejednany, choć na jeden kompromis już poszedł. Dostał kadrę pod warunkiem, że z miejsca opuści Górnika, mimo że do końca roku chciał obie funkcje łączyć. Słusznie, na kompromisy trzeba chodzić.

Dowcip. Żona do męża: - Byłeś u szefa?- Byłem. - Pytałeś o podwyżkę? - Pytałem. - Powiedziałeś, że jeśli ci jej nie da, to odejdziesz? - Powiedziałem. - I co? - Poszliśmy na kompromis: ja nie odejdę z pracy, a on mi nie da podwyżki.

Nieco lepiej poszły ostatnio negocjacje Szczęsnemu, temu z Arsenalu. Nie dość, że nie odejdzie z klubu, to jeszcze będzie więcej zarabiał. Tygodniowo jakieś pół miliona złotych. Muszę przyznać, że byłem pewien z jego strony kolejnego klopsa, bo po okresie niezłej gry znów zaczął Wojtuś dużo mówić, pisać, a nawet śpiewać. Znów zaczął kłapać jęzorem. Tymczasem padło, niestety, na Boruca. Dostał za kołnierz w 14 sekundzie od bramkarza drużyny przeciwnej. Lecz to nie brak umiejętności, to tylko brak szczęścia. Żaden wstyd.

Nie to jest najgorsze, że kolega, w końcu z partii rządzącej, obiecuje drugiemu spadek bezrobocia, lecz to, że kolega włącza funkcję nagrywania

Na kompromisy zwykli chodzić politycy. Wszyscy, rzecz jasna, choć ostatnio zasłynął nasz region. Co być może nie jest bez znaczenia dla dolnośląskiego sportu. Schetyna wspiera przecież koszykarzy, a Jaros młode siatkarki. Wiecie, co jest w tych taśmach największym świństwem? Przecież nie to, że kolega, w końcu z partii rządzącej, obiecuje drugiemu koledze spadek bezrobocia. To mianowicie, że kolega włącza funkcję nagrywania. PO trupach do celu.

W Warszawie na kompromis z władzą nie chciał się udać poseł Wipler, więc udał się na komisariat. Podobno chciano mu zmierzyć poziom alkoholu we krwi, lecz trzeba było odwrotnie - krwi w alkoholu. Wyszło 1,4 Wiplera. Z zachowania posła wynikało, że chodzi o jakąś agresywną mutację choroby filipińskiej, przywiezionej lat temu kilka przez Kwaśniewskiego. No a pamiętać należy, że przy Wiejskiej szerzy się też co innego - zespół Macierewicza.

Jedno, czego pojąć nie jestem w stanie, to immunitet, w demokratycznym państwie segregujący ludzi na lepszych i gorszych. No ale i to do obejścia, co bezkompromisowo wyartykułował Kmicic, gdy sprzedawał kopniaka Kuklinowskiemu: "Prywatnemu, nie posłowi!".

Tedy już czas, by wziąć przykład z Kmicica.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska