Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plebiscyt - gwiazdy sprzed lat: Złota Renia oficjalnie kończy karierę. W piątek pożegnanie

Wojciech Koerber
Renata Mauer-Różańska, kobieta pracująca, trzykrotna medalistka olimpijska.
Renata Mauer-Różańska, kobieta pracująca, trzykrotna medalistka olimpijska. Paweł Relikowski
Dzięki strzelaniu wygrała pięć samochodów: cinquecento, seicento, fiata brava i dwa fiaty panda. Kolejnych nie będzie. Mistrzyni Renata Mauer-Różańska, ta niespotykanie spokojna istota ze skłonnością do perfekcji, kończy karierę.

De facto Renata Mauer-Różańska nie trenuje już od miesięcy. Dopiero jednak w piątek, na strzelnicy Śląska (ul. Wodzisławska), uroczyście podziękujemy jej za sukcesy i wzruszenia. Dwukrotna triumfatorka naszego plebiscytu (1996, 2000) oficjalnie zakończy sportową karierę.

O medale olimpijskie walczyła w Barcelonie, Atlancie (złoto i brąz), Sydney (złoto) i Atenach, a ceremonię otwarcia igrzysk obejrzała na żywo jedynie w... Seulu. – W 1988 roku, jako juniorka, wygrałam wszystkie konkurencje seniorskich MP, w których startowałam. Znalazłam się w 9-osobowej grupie najlepiej zapowiadających się polskich sportowców ze wszystkich dyscyplin. W nagrodę polecieliśmy na obóz do Seulu, każdy dostał 10 biletów na różne konkurencje, otwarcie i zamknięcie. Dwa moje były też na strzelectwo – mówi nam Złota Renia. A skąd się to nasze Złotko wzięło?

– Z Nasielska. Bardzo chciałam uczyć się w warszawskim liceum o profilu renowacja zabytków architektury, a przypadek sprawił, że była tam sekcja strzelecka, którą prowadził nauczyciel PO i były trener Legii. Początkowo przerażało mnie, że miałabym uczyć się od poniedziałku do piątku, a od piątku do niedzieli wyjeżdżać na treningi do Konstancina. No bo gdzie czas dla siebie? Ale od pierwszego strzelania polubiłam to zajęcie. I to, że można się wyłączyć. Bo ja od dziecka miałam skłonności do precyzji, wszystko musiałam dopracowywać do perfekcji. Gdy w końcu koledzy dali mi postrzelać w pozycji stojącej z wiatrówki, a trener Stachyra zerknął na świetny wynik, powiedział, że jeśli nie chcę dwójki z PO, to muszę trenować. Tak pomógł mi podjąć decyzję – precyzyjnie, w swoim stylu, wyjaśnia zawodniczka. W końcu trafiła do ZKS-uWarszawa, gdzie pod okiem Piotra Kosmatki na celności zyskiwało też oko Renaty. Klubu nie było jednak stać, by zakupić jej ubranie najnowszej technologii. Lepsze warunki znalazła w Śląsku, gdzie byli m.in. ówczesny szef sekcji Jan Żaba, Leopold Kałuża i trener Andrzej Kijowski. Był 1989 rok.

A później były igrzyska. Barcelona – 14. i 17. miejsce. Olimpijski debiut. – Porażka. Nie wytrzymałam temperatury, nie miałam klimatyzacji, nocą nawet bez prześcieradła było za gorąco – narzeka strzelczyni. Więc przenosimy się do Atlanty, tam było miło. Ceremonii otwarcia nie mogła przyszła gwiazda obejrzeć, bo przecież jej konkurencja otwierała nazajutrz cały program igrzysk. A właśnie w czasie tej ceremonii zmarł ówczesny szef misji Eugeniusz Pietrasik. Doprowadził ekipę na stadion, w głębi serca zameldował wykonanie zadania i w tunelu to serce pękło.

– Ja, startując, nie wiedziałam o tym. Z samego rana pojechaliśmy przecież na strzelnicę. Nikt z naszej grupy o tym nie wiedział – tłumaczy. A złoto wyrwała swoją siłą spokoju Niemce Petrze Horneber. W ostatniej serii!

– W finale jest tak, że jeśli ktoś liczy punkty swoje i rywali, to wie, w którym miejscu jest. Ja nigdy nie liczyłam, koncentrowałam się na sobie. I po swoich 10 strzałach nie schodziłam ze stanowiska, czasem potrzebna jest bowiem dogrywka. Obejrzałam się tylko na trenera Kijowskiego, by dał mi sygnał, która jestem. A on popatrzył i rozłożył ręce. „Jejku, o co chodzi?” – pomyślałam. I czekałam jak ta sierota. Popatrzyłam na Petrę, a na jej monitorze ostatni oceniany strzał – 8,8. Wiedziałam, że wcześniej musiała prowadzić, bo przed finałem miała 2 pkt przewagi. Wciąż czekałam, bo przecież zdarzają się awarie broni, może trzeba będzie reklamować, czasem urządzenia źle coś pokażą. Zamieszanie. Okazało się, że trener popatrzył na listę od 2. miejsca w dół i sam się przestraszył, że mnie nie ma. A ja byłam pierwsza – opisuje swoje złoto zawodniczka Śląska. Pierwsza konkurencja i złoto dla Polski. Na szyję włożył je sam szef MKOl-u Juan Antonio Samaranch.
Kilka dni później zapachniało drugim złotem dla wrocławskiej miniaturki. Do finału dostała się jako pierwsza, później spadła nawet na 5. pozycję, by skończyć z brązem.

Do Sydney wybierała się z plecakiem wypełnionym narodową presją. W karabinie pneumatycznym złota nie obroniła, była 15. – Stres, nie dałam sobie rady. Byłam zdruzgotana, pospinana fizycznie. Ale sobie wszystko w głowie przewartościowałam, pomyślałam o rodzinie, a masażysta Pawła Nastuli doprowadził mnie do lepszego stanu – tak to dziś ocenia. Powetowała sobie straty w karabinie małokalibrowym. Złoto! Dziękujemy!

* Najprostsza droga do oddania głosu wiedzie przez SMS. Wystarczy wysłać prefiks przypisany każdemu sportowcowi i trenerowi (np. gwsport.1 lub gwtrener.1) na numer 72355 (koszt 2,46 zł z VAT). Pełna lista kandydatów na www.gazetawroclawska.pl/sport/plebiscyt. Głosować można również na kuponach drukowanych w „Gazecie Wrocławskiej”. Kupon należy wyciąć i wysłać na adres redakcji: ul. św. Antoniego 2/4, 50-073 Wrocław.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska