Teatrowi utrzymywanemu z mojego emeryckiego portfela przytrafiła się chałtura. Takie chałtury stadami i od wieków krążą po ojczyźnie Gombrowicza i Mrożka, którzy, jak wiadomo, wybrali emigrację, żeby na to nie patrzeć. Tylko że do tych chałtur krążowników podatnik nic nie dokłada. One się świetnie utrzymują same. A tu w ramach misji do chałtury dołożyliśmy sporo grosza wszyscy.
Panowie Paweł Aigner i Maciej Wojtyszko napisali "utwór", który na potrzeby teatru musiał jeszcze "poprawiać" dramaturg Robert Jarosz. Nikt za darmo. Gdyby każdemu pod lupą przyjrzeć się z osobna, to same kryształy sztuki. Razem cyniczni naciągacze.
Aigner wyreżyserował naprawdę parę zgrabnych przedstawień, pamiętam go jeszcze z teatru Zusno 3/4 Krzysztofa Raua jako aktora. Wojtyszko to autor "Bromby i innych", za co ma już pomnik w panteonie słowotwórców, ale też reżyser legendarnego "Kandyda, czyli optymizmu" ze Stasiem Melskim w roli tytułowej. Jarosz jest naprawdę utalentowanym dramaturgiem, tak sądzę po przeczytaniu jego "Wnyków" i "Szczurzysynów". Po tej chałturze na ich miejscu zapadłbym się pod ziemię.
Wracając do inspiratora tej chałtury, autora "Słownika Płciowego" z roku 1905 Stanisława Kurkiewicza, seksuologa, przepraszam, według twórcy słownika - płciownika i też słowotwórcy, to rzeczywiście jest on językowym cymesem. Gdyby zacne trio pomyślało, żeby to zrobić w lalkach, a nie tylko w teatrze lalek, efekt mógłby być znakomity. I gdyby dramaturg Jarosz poprawił swoich mistrzów, bo sztuki to oni nie napisali. Zdradzę jeszcze, że płciownik Kurkiewicz prezerwatywę proponował nazywać chronidłem zapłodnem, a onanizm samieństwem. Czy nie piękniej? Trójcy twórców proponowałbym przyjąć postawy myślowników! W teatrze u dyrektora Krofty z Hradec Kralove - mizeria straszna!
Nie było tego na pierwszych stronach gazet, bo studenci wrocławskiej szkoły teatralnej nic z międzyszkolnego festiwalu w Łodzi nie przywieźli. Mam na myśli nagrody.
Pojechały, moim zdaniem, trzy dobre dyplomy. Jeden nawet bardzo dobry. Ten bardzo dobry to przygoda Moniki Strzępki ze studentami pt. "Love&Information". Wyszła mała teatralna perełka z wielkim scenicznym nerwem. Uczciwie zeznając, to może niektórzy przyszli studenci za bardzo tam aktorzą i to sprawiło, że nie ma echa. Stworzyli sztuczną sztuczność, żeby się popisać, często bez kontaktu z partnerem. To widać, teatr to sztuka zbiorowa. Aktor egoista, jak każdy chytrus, dwa razy traci. Nie mniej myślę, że jeszcze będzie parę okazji, żeby te wszystkie trzy dyplomy sobie z przyjemnością pooglądać, do czego namawiam, bo warto. Konkursy, festiwale, to inne bajki.
Dwa pozostałe popisy wrocławskich absolwentów to Masłowskiej "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" w reżyserii Krzysia Dracza i Słobodzianka "Nasza klasa" w reżyserii Łukasza Kosa.
Ja też coś chciałem wcisnąć tu jeszcze i wcale nie po protekcji, choć maczała w tym palce moja córka Ania, projektując część kostiumów.
Otóż byłem na premierze nowej, alternatywnej grupy teatralnej Poruszenie animowanej przez Ewelinę Niewiadowską. Owo Poruszenie zaproponowało "Złudzenie" w sali Centrum Inicjatyw Artystycznych (CIA) przy ul. Tęczowej. Na premierze nadkomplet. Zaproszenia przez internet rozeszły się w sekundzie. "Złudzenie" to trochę inna metafora z innym morałem, jak chce bajkowa konwencja, który wypływa z "Królowej Śniegu" Andersena. W ich spojrzeniu to smutna konstatacja w wzajemnych relacjach młodego pokolenia. To nie patos. Bliżej mu tragedii.
Krzysztof Kucharski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?