Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Planował schwytać Saddama, a teraz szuka zaginionych

Piotr Brzózka
Rutkowski ma słabość do luksusowych samochodów. Są nieodłączną częścią jego wizerunku.
Rutkowski ma słabość do luksusowych samochodów. Są nieodłączną częścią jego wizerunku. archiwum
Ambitny, z tupetem i żyłką do interesów. Właśnie stracił licencję detektywa, "bo jest wojna z policją, "bo go nienawidzą", "bo...". Ale Rutkowski bierze kolejne zlecenia. Bo kocha kamerę.

Łódzki klub Lizard King (rzecz dzieje się cztery lata temu). Rutkowski, wtedy jeszcze detektyw Rutkowski, świętuje kolejne urodziny, połączone z premierą następnego sezonu serialu z jego (nie)skromną osobą w roli głównej. Imprezę uświetnia Liroy i jego dziewczyny w strojach Rutkowski Patrol. Ze sceny przygrywa pabianicka kapela bluesowa. Rutkowski śpiewa z nimi. Kiedy nie śpiewa, zabawia gości. W głęboko rozpiętej koszuli, ze sceny opowiada o premierze serialu. Wspomina też, że na Śląsku jest pewien prokurator, który chce mu zaszkodzić, a może odebrać licencję. A jeżeli tak by się stało, to nie da się nakręcić następnej serii "Detektywa" na faktach, trzeba będzie zrobić fabułę...
Jest piękne lato, rok 2010. Opinia Krzysztofa Rutkowskiego podupadła. Przeżył spektakularne zatrzymanie, areszt i parę innych zawirowań; w Katowicach zaczął się proces z jego udziałem. No i tej licencji detektywa nie ma. Licencji, o której właśnie jest głośno.

Okazało się, że Rutkowski biega po Sopocie i szuka zaginionej przed miesiącem 19-letniej Iwony Wieczorek. Bez licencji, co głośno potwierdza MSWiA.

Rutkowski przyznaje, że ją stracił. I bez zająknięcia przekonuje, że wszystko jest OK. Bo on jest właścicielem biura doradczego, które przyjęło sprawę i właścicielem agencji, której biuro sprawę przekazało. A agencja licencję ma i detektywów z licencjami zatrudnia.

Wygląda na to, że kłopoty od Rutkowskiego nie chcą się odkleić, choć on sam oczywiście a w tej kwestii inne zdanie.

- Kłopoty? Ja nie mam kłopotów - deklaruje i wini cały świat: o złośliwość, zawiść i tym podobne. - Jestem szczęśliwym człowiekiem. Licencję straciłem przez złośliwość. Bo jest wojna z policją. Bo mnie nienawidzą. Bo działam tam gdzie prawo nie sięga. Bo moja firma znów wychodzi na pierwszą linię frontu.

Tymczasem są tacy, którzy uważają że Rutkowski po wyjściu z aresztu powinien chodzić stłamszony. Że nie powinien jeździć kabrioletem BMW za 650 tysięcy na piechotę chodzić. Taki Rutkowski byłby super dla niektórych.

Proces? Totalny light

Jestem detektyw Ostrowski, nie mylić z Rutkowskim - mawiał jeden z bohaterów serialu Pitbull, gdy z hukiem wchodził do akcji. Modnie ubrany, z kamerą za plecami. Kręcił o sobie film. Dla większości widzów pewne było, że Ostrowskiego mylić, a nawet kojarzyć z Rutkowskim należy jak najbardziej, bo to w gruncie rzeczy całkiem udany portret łódzkiego detektywa. Rutkowskiemu nie zawsze chyba ten obrazek się podobał, choć dziś deklaruje, że detektyw Ostrowski był świetny.

- Kiedyś włączyłem telewizor. Leciał Pitbull, a w pierwszej chwili pomyślałem, że to ja w TVN. Naprawdę, idealnie zagrane - stwierdza Rutkowski.

Rutkowski też kręcił, a właściwie telewizja o nim kręciła. Twórcy, reklamowali, że serial Detektyw to "piorunujące zestawienie siły filmu dokumentalnego z zaciętością i niestandardowymi metodami pracy detektywa Rutkowskiego".
W każdym odcinku były łzy, dramat, akcja i detektyw Rutkowski w długim skórzanym płaszczu. W świetle kamer był w swoim żywiole.

Kamera przestała mu się podobać, gdy miał wystąpić w innej roli - gdy to jego ABW zatrzymywało w związku ze sprawą w Katowicach.

- Złożyłem skargę do prokuratora generalnego na tamto aresztowanie. Przyszło po mnie 10 funkcjonariuszy, jakbym był groźnym przestępcą, z jakimś kilofem i w dodatku mnie kręcą kamerą. Za nasze podatki mnie kręcą - denerwuje się Rutkowski. A czym to się różni od tego, jak on kręci? Bulwersuje się jeszcze bardziej: - Nie można tego porównywać. Ja kręcę prawdziwych bandytów i za prywatne pieniądze.

ABW zatrzymała go latem, cztery lata temu. Był podejrzewany o pranie brudnych pieniędzy, powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych i poświadczenie nieprawdy. Chodziło o śledztwo w sprawie tzw. afery paliwowej. Rutkowski miał pomagać śląskiemu baronowi paliwowemu w legalizacji pieniędzy pochodzących z przestępstwa. Miał mu też obiecywać uniknięcie odpowiedzialności karnej. Według prokuratury Rutkowski miał wystawić fikcyjne faktury na 2,5 mln złotych.

W areszcie siedział 10 długich miesięcy. Jak wspominał znajomym, inni osadzeni mocno po nim jeździli. Słownie - nie fizycznie, bo siedział w jedynce. Ale i tak ciężko to przeżył.

Proces już się zaczął, a Rutkowski wydaje się odzyskiwać rezon. O sprawie mówi:

- Totalny light, jeden świadek już się wycofuje z zeznań, ja się skarżę do prokuratora generalnego.

Podobnie bagatelizuje inne sprawy. W Katowicach dostał też 6 innych zarzutów, między innymi bezprawnego prowadzenia działalności detektywistycznej. Rutkowski od razu odparł, że prowadząca postępowanie prokurator była do niego uprzedzona. On oczywiście niczego złego nie zrobił.
1,5 roku więzienia zasądzone przez sąd w Belgii za bezprawne pojmanie przestępcy? Rutkowski: - To był jakiś absurd, sprawę wygrałem w drugiej instancji.

Od ZOMO do Sejmu

Szkołę średnią - technikum mechanizacji rolnictwa - skończył na początku lat osiemdziesiątych w Sochaczewie. Poszedł pracować w milicji. Został kierowcą w warszawskim ZOMO. Jak przekonuje, tylko woził ważniejszych. U progu transformacji założył firmę najpierw agencję ochrony a potem - w Austrii - firmę detektywistyczną i wziął się za odzyskiwanie skradzionych samochodów. Z żoną Anną zamieszkał w Wiedniu. Potem dostał nawet austriackie obywatelstwo.

W Łodzi Rutkowski mieszka od 9 lat. Jak przekonuje - robi to... dla swoich wyborców.

- Mogłem mieszkać w Wiedniu w pięknym domu. Wybrałem Polskę. Nie Warszawę, nie Poznań, ale Łódź. Bo tu 8 tysięcy ludzi oddało na mnie głos w wyborach - mówi.
Istotnie, kilka lat temu Rutkowski postanowił poflirtować ze światem polityki. W 2001 roku wystartował z Łodzi do Sejmu. I dostał się - z list Samoobrony. Czym aż tak go urzekła partia Andrzeja Leppera? Pewnie niczym, Rutkowski sam przyznaje że szyld nie miał dla niego żadnego znaczenia, chodziło o to, żeby dostać się na Wiejską. Z Samoobroną szybko zresztą się rozstał, trzy miesiące po wyborach wystąpił z klubu parlamentarnego, przez cztery lata tułał się po rozmaitych niszowych kołach.

Skończył na jednej kadencji. Później nie udało mu się dostać ani do Europarlamentu, ani ponownie do Sejmu. Dwa lata temu zadziwił jeszcze wszystkich starając się o fotel senatora po zmarłym parlamentarzyście z okręgu... krośnieńskiego. Zajął dalekie miejsce. - Wielkim politykiem raczej nie był - podsumował go kiedyś Andrzej Lepper.

Po co mu był ten Sejm? Złośliwi mówili, że potrzebuje poselskiego mandatu do ochrony swoich działań. On sam oczywiście rzeczywistość widzi bardziej romantycznie, a mianowicie do Sejmu poszedł, by zmienić świat.

- By było bezpiecznie, było mniej porwań, mniej gwałtów - mówi Rutkowski.

W szczycie swojej popularności Rutkowski zetknął się też z polityką na szczeblu lokalnym - został doradcą prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego do spraw bezpieczeństwa. Inicjatywy miał różne, kiedyś wymyślił, że łódzkie firmy ochroniarskie powinny podzielić miasto na sektory i na swoich terenach pomagać policji w utrzymywaniu porządku. Kropiwnicki odwołał go po zatrzymaniu w Katowicach.

Chciał schwytać Saddama

Zawsze odstawiony, choć można polemizować, na ile jego stroje i fryzury przystają do najnowszych trendów mody. Często w towarzystwie dużo młodszych kobiet. Romans z Frytką z Big Brothera? Rutkowski dementował, że to wymysł mediów, kokietował: czy trzeba mieć romans, by wspólnie wypić kawę? Ale z efektowną blondynką zdjęcia dawał sobie robić. Zresztą nie tylko z nią.
Mistrz autoreklamy. Chciał złapać snajpera, który terroryzował Waszyngton, w Iraku planował pochwycić Saddama Husajna.

Zaangażował się w poszukiwania Krzysztofa Olewnika, choć dziś ojciec zamordowanego mężczyzny wspomina go jako oszusta, który wyciągnął od rodziny koło miliona złotych (Rutkowski zaprzecza). Teraz szuka Iwony Wieczorek - zaginionej dziewczyny z Sopotu, o której głośno w mediach jest przez całe wakacje.

Zapewnia, że po spektakularnym zatrzymaniu, areszcie i masie nieprzychylnych publikacji stawki w jego firmie nie spadły o grosz. A jakie to stawki, czy to słynne "20 tysięcy złotych plus VAT"? Ponoć tyle zwykł rzucać klientom na dzień dobry.

- To nieprawda - zaprzecza Rutkowski i precyzuje - Stawka zależy od sprawy. Mówmy konkretami. Sprawa zaginionej Iwony Wieczorek. Od miesiąca jesteśmy w terenie, od miesiąca mieszam w hotelu w Sopocie, bo przecież muszę gdzieś mieszkać. Moi ludzie wynajmują mieszania, w ruchu są dwa samochody. To wszystko kosztuje 15 tysięcy złotych brutto. Koszty już dawno przerosły zapłatę ale co, mam się wycofać? Zaginęła kobieta. Czy 15 tysięcy złotych to dużo? Brutto. 12 tysięcy netto plus VAT.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska