Piszę dla czytelników, nie dla gwiazdek - rozmowa z Anną Szafrańską

Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem Burda Książki
Anna Szafrańska to jedna z najbardziej obiecujących pisarek nowego pokolenia. Nie spodziewała się, że pisanie książek stanie się jej zawodem, pisała do przysłowiowej szuflady, czasem umieszczając swoje teksty w Internecie. Ale – jak widać – nie należy się poddawać. W ostatnich dniach stycznia ukazała się jej kolejna powieść, a czytelnicy już czekają na jej kontynuację.

Na ogół to redakcja prezentuje czytelnikom rozmówcę, ale może tym razem zróbmy wyjątek. Gdyby miała się Pani sama przedstawić, co czytelnik powinien o Pani usłyszeć?
Anna Szafrańska: Jestem autorką książek obyczajowych i o tematyce new adult. Debiutowałam cztery lata temu na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie powieścią „Widmo grzechu”. Obecnie mam na koncie dwadzieścia dwa tytuły, w tym cztery książki napisane pod pseudonimem. W tym roku otrzymałam od portalu LubimyCzytac.pl swoją pierwszą nominację do tytułu Książki Roku 2020 za powieść Lilianna, która jest pierwszym tomem otwierającym cykl „Pink Tattoo”. Owa trylogia zostanie przetłumaczona na język czeski.

Jest Pani wyraźnie na fali wznoszącej, jeśli chodzi o wydane drukiem powieści i obecność w zbiorach opowiadań. Jakim bilansem zamknął się dla Pani rok 2020?
Jest to łącznie dziewięć tytułów. Dwie antologie oraz siedem powieści, z czego trzy napisane pod pseudonimem.

Czy to oznacza dyscyplinę i plan działania – czy wyznacza sobie Pani jakieś cele? Ile średnio słów dziennie Pani pisze? Pytam, bo słyszę o tym od wielu pisarzy.
Utrzymanie dyscypliny w tym fachu jest niezbędne. Pojęcie weny jest dla mnie czymś niezrozumiałym, gdyż dobry moment, by usiąść do klawiatury może nigdy nie nadejść. Codzienny kontakt z tekstem, z bohaterami, obmyślanie fabuły, to podstawa. Z pisania uczyniłam swój zawód, jednak nie stało się to na pstryknięcie palcem. Musiałam dokonać wielu zmian w życiu prywatnym i zawodowym, a co za tym idzie, wyznaczyć nowy kierunek i sukcesywnie do niego dążyć. Oczywiście, zdarzają się gorsze dni, jednak staram się utrzymać poziom 20-30 tysięcy znaków jako dzienną normę.

Ile wersji roboczych swoje powieści ma Pani na komputerze (albo, czy zdarza się Pani wyrzucić znaczące fragmenty), zanim wyśle Pani tekst do redaktora?
Pracuję wyłącznie na jednym pliku i nigdy nie zdarzyło mi się usunąć całej sceny, czy większego fragmentu.

Pani powieści reprezentują nurt literatury obyczajowej i kategorię new adult. Nie lubimy angielskich określeń, ale dla niewtajemniczonych, a być może i przyszłych Pani czytelników warto scharakteryzować ten typ, a może tę grupę czytelniczą?
W powieściach new adult bohaterowie zazwyczaj są między 18 a 30 rokiem życia – tak zwani: młodzi dorośli. Tematyka w nich poruszana koncentruje się wokół problemów związanym z wejściem w nowy etap życia. Niejednokrotnie łączy w sobie wątki romansu, dramatu, czasami i erotyki, gdyż fabuła ociera się o sferę rozwijającej się seksualności oraz ściśle związanej z nią świadomości.

Co Panią szczególnie pociąga w tych gatunkach? Czy w przypadku, gdy jest Pani czytelniczką, także wybiera Pani tego typu książki?
Czytam wiele książek i niejednokrotnie mieszam gatunki. Oczywiście, uwielbiam tematykę new adult, jednak przede wszystkim stawiam na wielowątkowość – dodatek sensacji czy thrillera, paranormal romans czy romans fantasy… Tematyka nie ma znaczenia, jeśli książka jest wciągająca i pochłania bez reszty.

Co zainspirowało Panią do napisania pierwszej powieści? A może inaczej: po co Pani ją napisała, a kiedy już to nastąpiło, czy od razu podjęła Pani próbę jej wydania, czy tekst wylądował w szufladzie, albo w folderze „może kiedyś do wysłania” w Pani komputerze?
Co pchnęło mnie do napisania pierwszej powieści? Prawdę mówiąc - nie pamiętam. Pierwszą powieść napisałam mając osiemnaście lat i był to Teatr życia, jednak ze względu na objętość tekstu został podzielony na dwa tomy i dziś jest znany pod tytułami – Widmo grzechu, Grzech pierworodny. To samo tyczy się Dziewczyny ze złotej klatki oraz pewnej powieści, którą nadal mam w przysłowiowej szufladzie i czeka na wydanie. Ale te trzynaście lat temu nie myślałam, że kiedykolwiek uda mi się wydać książkę. Oczywiście próbowałam i wysyłałam teksty do wydawnictw, jednak spotykałam się z odmową bądź z propozycją wydania ze współfinansowaniem. Na jakiś czas zrezygnowałam z pisania, aż pięć lat temu moja przyjaciółka zmobilizowała mnie do podjęcia jeszcze jednej próby. Udało się, a za pierwszą umową przychodziły kolejne.

Jaka była najlepsza rada, którą otrzymała Pani jako autor? I od kogo (jeśli to nie tajemnica) ją Pani dostała?
Tak, otrzymałam i to całkiem sporo – gdyby zebrać je wszystkie, można by stworzyć całkiem obszerny poradnik pozytywnego myślenia. Ale jedna z pierwszych głosiła, bym przede wszystkim spróbowała uodpornić się na krytykę. Mówię spróbować, bo oczywiście wiele rzeczy biorę do siebie, jako osobisty przytyk, czy nawet obrazę. Powołując do życia bohaterów, kreując świat i tworząc tło fabularne, dokonuję pewnego rodzaju ekshibicjonizmu. Obnażam się z własnych myśli, z prywatności, z wartości, które chcę przekazać. Bo rolą książki – każdej! – jest przede wszystkim uczyć, uwrażliwiać i wywoływać emocje. To są trzy fundamentalne rzeczy, którymi się kieruję. I których nauczyła mnie Agnieszka Lingas-Łoniewska, moja wieloletnia przyjaciółka i również pisarka. To od niej dowiedziałam się, że autor musi brać odpowiedzialność za każde napisane słowo, a także pisać w zgodzie z własnym sumieniem.

Bardzo realistycznie potrafi Pani opisać swoich bohaterów. W przypadku cyklu książek Spragnieni, by żyć i Spragnieni, by kochać są to ludzie nieco młodsi od Pani. Czy, tworząc te postacie bazuje Pani na obserwacjach znajomych, wspomnieniach z niedawnych lat? A może którejś z bohaterek przekazała Pani własne cechy?
Żadna z bohaterek nie posiada moich cech i żadne zdarzenie z książek „Spragnieni…” nie zostało zaczerpnięte wprost z mojego życia. Aczkolwiek… nie w tych. Kreując swoich bohaterów dokładam wszelkich starań, by byli do tego stopnia autentyczni, aby czytelnik odniósł wrażenie, że mają odbicie w rzeczywistości. Swoistym ukoronowaniem tego trudu są opinie czytelników, ich komentarze i recenzje, w których czasami odnajduję frazy: jakbym czytał/a o sobie!, albo miałem/am z tym styczność i to właśnie tak wygląda!. Niejednokrotnie są też podziękowania, bo tematy, które poruszam nie są łatwe, czasami i kontrowersyjne, jednak przekazuję je w sposób klarowny i przejrzysty. Warto dodać, że pisarz jest przede wszystkim obserwatorem – pobiera, kolokwialnie mówiąc, zewsząd wiedzę i to stanowi podwalinę pomysłów na nowe książki.

Ten cykl nie bazuje wyłącznie na emocjach lekkich, łatwych i przyjemnych. Wręcz przeciwnie, Pani bohaterowie muszą mierzyć się z wieloma poważnymi problemami. Mnie akurat się to bardzo podoba, bo sprawia, że są prawdziwi. Jakie przesłanie chciałaby Pani przekazać swoim czytelnikom poprzez te książki?
Jest to różne w zależności od książki. W Spragnionych, by żyć była to walka o własne marzenia, o miłość, o życie bez cienia strachu i żalu. Że czasami trzeba posunąć się do swoistego egoizmu, tym bardziej, jeśli jesteśmy uwikłani w toksyczne relacje z bliskimi nam osobami i dopiero po czasie dostrzegamy źródło problemu. Wówczas musimy pomyśleć o sobie, a do tego potrzeba sporo odwagi. W Spragnionych, by kochać ważne są słowa "chcę" i „mogę”. Wydają się one proste, jednak tak naprawdę niewielu z nas zdaje sobie sprawę, jak są znaczące i jak silnie oddziałują na naszą osobowość. Że chcemy kochać i możemy kogoś obdarzyć tym szczególnym uczuciem. Że zawsze mamy wybór. Aktualnie pracuję nad trzecią, ostatnią częścią Spragnieni, by trwać i tu będzie podobne, aczkolwiek nieco inne przesłanie. Niemniej całą trylogię „Spragnieni…” umieściłabym pod sztandarem z hasłem: akceptacja. Bohaterowie moich książek muszą zmierzyć się w wieloma bolesnymi doświadczeniami, które w pewnym sensie stanowią wprowadzenie do dorosłości - skłaniają do podejmowania pierwszych ważnych decyzji, wystawiają ich na próby, zmuszają do uległości, bądź walki, z jednoczesnym przesłaniem, iż najważniejsze jest to by pokochać i zaakceptować samego siebie.

I jeszcze jedno pytanie o bohaterów, co prawda drugoplanowych, tego cyklu. Spośród kilku rodzin, które pojawiają się w cyklu „Spragnieni…” jest jeden, który budzi szczególną sympatię. Nie zdradzimy jeszcze tego, który, odsyłając zainteresowanych do książek. Czy w Pani rodzinie właśnie tak wyglądają relacje? Czy atmosfera domu rodzinnego sprawia, ze autor czuje za sobą to zapewnione wspólnymi genami wsparcie?
W moim prywatnym życiu nie brakowało zawirowań, licznych dramatów, jednak to właśnie one sprawiły, że teraz doceniam, jak wielki skarb posiadam. Taką więź należy pielęgnować szczerą rozmową, wsparciem i niejednokrotnie poświęceniem. Rodzice, moja najbliższa rodzina, przyjaciele zawsze będą dla mnie na pierwszym miejscu. To ludzie, których kocham całym sercem.

Kto, poza Panią czyta nowy manuskrypt jako pierwszy? I – kiedy czyta go rodzina – przed wysłaniem do wydawcy, czy dopiero wtedy, gdy książka już trafia w Pani ręce?
Mam grono zaufanych osób, przyjaciół, do których wysyłam plik wcześniej, bądź na równi z przesłaniem go wydawcy. Jeśli wynajdują błędy bądź nieścisłości, nanoszę je w momencie, gdy tekst wraca do mnie po redakcji. Ważne, by mieć wokół siebie osoby, które nie tylko poklepią po głowie, ale też zasadzą odpowiednio silnego, motywującego kopa. Oni, tak samo, jak i ja, starają się, by do czytelników trafił najlepszy tekst, jaki mogłam napisać.

Pani książki są bardzo wysoko oceniane na popularnym serwisie czytelniczym lubimyczytac.pl. To oznacza, że jest tam wiele szalenie pozytywnych, wręcz entuzjastycznych opinii. Kiedyś jednak dobra passa może zostać przerwana. Jak zareaguje Pani na mniej pozytywną recenzję?
I takie opinie się pojawiają. Oprócz bycia pisarką, jestem przede wszystkim tylko człowiekiem i żadna moja książka nie zadowoli jednakowo wszystkich czytelników. Nie uważam się za osobę nieomylną, to byłaby ogromna hipokryzja z mojej strony, jednak przy niemal każdej książce stosuję dogłębny research – licentia poetica to nie moja działka. Jeśli czytelnik zarzuca mi błąd, wówczas analizuję jego słowa. Oczywiście, zdarzają się przypadki, gdy opinie są tak mylne, że zastanawiam się, czy autor owej recenzji wstawił ją pod dobrą książką, bądź takie, które z konstruktywną krytyką nie mają wiele wspólnego. Wówczas staram się jak najszybciej wyrzucić takie opinie z głowy, gdyż one poza ujemną gwiazdką nic nie wnoszą. A ja piszę dla czytelników, nie dla gwiazdek.

Jest Pani zaangażowana w akcję popularyzacji czytania książek pochodzących z legalnych źródeł. Piractwo książkowe jest powszechne, zwłaszcza w przypadku plików elektronicznych, gdyż w przypadku książek drukowanych są one pewnie po prostu pożyczane. A jak wygląda sytuacja w ebookach? Jak wysoko procentowo szacuje Pani to zjawisko?
Sam temat nielegalnego rozpowszechniania ebooków czy audiobooków w internecie powoduje u mnie same negatywne emocje. Jestem wściekła widząc, w jaki sposób platformy do „przechowywania plików” zezwalają na taki proceder stosując w regulaminie klauzulę „właściciel platformy nie ponosi odpowiedzialności za pliki dodawane przez użytkowników”. To nieme przyzwolenie sprawia, że to właśnie on najwięcej na tym zarabia, bo przecież żeby pobrać plik trzeba zapłacić za transfer. Tygodniowo zgłaszam steki plików własnych książek, a największą ilość pobrań, z jaką się spotkałam – jeden tytułu z jednego miejsca to prawie dwa tysiące udostępnień. To ogromna strata dla autora i wydawnictwa. Cierpi na tym cała branża. Należy pamiętać, jeśli tytuł się nie sprzedaje, nie zarabia nie tylko sam autor, ale też traci i wydawnictwo, w tym także rzesza ludzi, którym daje pracę: edytorzy, graficy, drukarze, dystrybutorzy. A gdy książki autora się nie sprzedają, wówczas przestaje on istnieć. Jest nieskończenie wiele możliwości135 legalnej kultury – biblioteki, abonamenty na platformach typu: Empik.Go, Legimi. Sama z nich korzystam, jak również moi znajomi i wierni czytelnicy. Jednak istnieje grupa ludzi, która nie ma świadomości, jak szkodliwym procederem jest rozpowszechnianie plików bez wiedzy i zgody autora. Największą akcję Czytaj Legalnie rozkręciła Dominika Matuła z DomiCzytaPl. Uświadamia, jak szkodliwe dla autora i rynku wydawniczego są pirackie pliki, głosi kulturę legalnego czytania, a także rzetelnie wypowiada się na temat prawa autorskiego i pokrewnego oraz kwestii własności intelektualnej.

Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za licznych czytelników, choć życzymy także wielu gwiazdek…
Rozmowę przeprowadziła Dorota Rożek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska