Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pisarz Vincenty S. Seversky: nie tylko o szpiegowaniu

Katarzyna Kaczorowska
Vincenty S. Seversky, były oficer polskiego kontrwywiadu
Vincenty S. Seversky, były oficer polskiego kontrwywiadu Bartek Syta
Vincenty S. Seversky, to były oficer polskiego wywiadu, wielokrotnie wyróżniany państwowymi odznaczeniami, ale też i uhonorowany przez prezydenta USA Baracka Obamę

Lubi Pan krety?
Nie cierpię. No chyba że to jest kret, którego ja prowadzę, bo obcych nie znoszę i trzeba z nimi walczyć. Ale do zwierzątek nic nie mam.

Jak to możliwe, że to ślepe zwierzątko dało nazwę głęboko ukrytemu szpiegowi?
Nie wiem. Może od rycia?

No to kto ryje? Ktoś wprowadzany w oko cyklonu, z fałszywą tożsamością czy raczej z samego rdzenia instytucji?
Jedno i drugie. Wszystko zależy od sytuacji, okoliczności, możliwości. Kreta można mieć nie tylko w wywiadzie czy kontr-wywiadzie. Równie interesujące są wojsko, sąd, specjalistyczne firmy czy sektory strategiczne dla bezpieczeństwa państwa, jak choćby związane z energetyką czy przemysłem zbrojeniowym.

A Pan był kretem?
No przecież to oczywiste, że nie odpowiem na takie pytanie.

To za co dostał Pan Legię Zasługi od prezydenta USA Baracka Obamy?
Za walkę ze złem światowym.

Czuje się Pan rycerzem Jedi?
Że jestem po jasnej stronie mocy? Pani sobie pokpiwa, a to są ważne i poważne sprawy. My jesteśmy po tej stronie, po której jest dobro.

A po drugiej, tej złej jest?
Są. Terroryści, Koreańczycy z Północy, Irańczycy, można tę listę rozszerzyć. Odpowiedni ludzie po dobrej stronie przeszukują przestrzeń rzeczywistą i wirtualną, wykonują ciężką i odpowiedzialną pracę, by zapanować nad siłami zła.

"Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś. To są zwyczajne dzieje". Normalnie zrobił nam się Szekspir. Miał Pan takie szekspirowskie wybory w swoim szpiegowskim życiu?
Miałem.

Wątpliwości też?
Nie, ale na pewno dręczące poczucie odpowiedzialności.

No to jaki jest najczarniejszy sen szpiega? Że wpadnie?
Przeżyłem pół roku bezsenności, strachu o człowieka, którego wysłałem na bardzo trudny odcinek. I przez te pół roku, póki nie wrócił, cały czas myślałem tylko o tym, czy wróci.

Bał się Pan o jednego z was?
On nie był jednym z nas. To cywil, miał wtedy 28 lat, specjalista wysokiej klasy i w bardzo wąskiej dziedzinie. W dodatku z dwójką małych dzieci. Miał wykonać określone zadanie. Przekonałem go, zgodził się.

Dla pieniędzy?
To nigdy nie jest najsilniejsza motywacja. Oczywiście, jest ryzyko, przygoda, taka w męskim stylu, ale też bardzo silne poczucie odpowiedzialności. Odbyłem z tym chłopakiem wiele rozmów. Mówiłem, że jeśli wpadnie, to ma się do wszystkiego przyznać.

A on?
Robił za twardziela i przekonywał, że nic nie powie. Więc tłumaczyłem mu, że nie będą musieli go torturować, wystarczy, że pokażą mu, jak to robią z innymi. Wtedy nie ma twardzieli, każdy zacznie mówić.

Jeśli wysłał go Pan w miejsce, gdzie stosuje się tortury, to był to Pakistan, Syria, Jemen?
Wysłałem go na trudny odcinek. Jak wrócił po pół roku, znów mogłem normalnie spać.

Jest Pan już na emeryturze, ale kiedy wychodzi z domu, to sprawdza trasę, którą idzie?
Już nie, ale znajomi się śmieją, że jak siedzimy w restauracji czy pubie, to zamiast patrzeć na nich, cały czas lustruję salę. Taki szpiegowski nawyk.

Co dzisiaj rozpala szpiegów? Zimna wojna się skończyła...
Ale państwa w dalszym ciągu walczą o hegemonię, wpływy polityczne i gospodarcze. To, że skończył się układ geopolityczny definiowany przez zimnowojenny podział świata, nie oznacza, że nie ma nowego i szpiedzy nie mają co robić.

To co Pan sobie pomyślał, kiedy generał Koziej z Biura Bezpieczeństwa Narodowego powiedział, że nie ma dowodów na wpływanie na śledztwo smoleńskie przez czynniki zewnętrzne?
A co miał powiedzieć? To była wypowiedź czysto polityczna, przecież to oczywiste, że dowodów być nie może. W inspiracji podstawą jest działanie, które dowodów nie zostawia. Są tylko poszlaki.

Pana starszy kolega po fachu, Aleksander Makowski, napisał na swoim blogu, że decyzje dotyczące tego śledztwa i wraku TU-154 zapadają nie na Kremlu, ale w Jesieniewie, siedzibie rosyjskich służb specjalnych.
Mogę się podpisać pod tym, co napisał Aleks. Rosjanie są mistrzami w manipulacji i inspiracji. Zresztą to, czego jesteśmy świadkami w polityce wewnętrznej Polski, w działaniach opozycji dążącej pod hasłem wyjaśnienia katastrofy do des-tabilizacji państwa, wyraźnie pokazuje, kto ustawia pionki na szachownicy. To jest oczywiste, że w sytuacji, kiedy w Rosji dochodzi do katastrofy, w której ginie prezydent unijnego państwa, generałowie kraju należącego do NATO, obowiązuje zasada "wszystkie ręce na pokład". Najważniejsze są analizy krótkoterminowych i długofalowych skutków określonych działań, jakie będą miały wpływ na przykład na sytuację w regionie czy relacje Polski z partnerami.

Rosyjskie służby są skuteczniejsze od polskich?
Tego nie powiedziałem, ale pora sobie uświadomić, że te służby zachowują ciągłość od carycy Katarzyny II. System się zmieniał, przywódcy się zmieniali, a te służby trwały i trwają, będąc narzędziem realizowania polityki wielkomocarstwowej. Bo nie ma znaczenia, czy szyld nazywa się carska Rosja, Związek Radziecki czy Federacja Rosyjska. Proszę zwrócić uwagę, jak Rosjanie odbudowują się na Ukrainie, Białorusi, co się dzieje w Gruzji. Cel jest jeden: wielka Rosja. A polskie służby są w stanie permanentnych zmian. Najpierw trzeba było je zbudować po odzyskaniu niepodległości, potem wybuchła II wojna światowa, w nowym porządku politycznym tworzono je na nowo, a po 1989 roku przyszły kolejne zmiany. Jak tu mówić o ciągłości?

Chyba rzeczywiście są świetni, bo co jakiś czas dostaję mejle z The Middle East Media Research Institut z omówieniami artykułów, z których wynika, że "Protokoły mędrców Syjonu" to najprawdziwsza prawda.
I sama pani widzi: zrobić fałszywkę, w którą część świata do dzisiaj wierzy jak w Biblię i nie przyjmuje, że to w całości dzieło oficerów carskiej ochrany. To jest mistrzostwo. Nie mogłem sobie odmówić wykorzystania tej wiary w spisek i wykorzystałem ją w książce.

W "Niewiernych" wykorzystuje Pan historię Christiana Ganczarskiego, Polaka, który został członkiem Al-Kaidy. Ile w tej intrydze faktów, a ile fikcji?
Tyle, ile trzeba. Wątki fabularne mieszam z faktami, wymyślam bohaterów, innych wzoruję na prawdziwych postaciach. Jako oficera obowiązuje mnie tajemnica, ale jeśli uważny czytelnik tylko będzie chciał, to odbicie niektórych opisanych w niej działań czy operacji może w takiej czy innej postaci odszukać w rzeczywistości.

Czeczeńskie komando z Polski szykujące zamach terrorystyczny też?
To pani powiedziała, nie ja.

Wspomniał Pan, że do specjalnej operacji zwerbował cywila. Często tak się zdarza?
Kiedy zachodzi konieczność.

I po pierwszych minutach rozmowy wiadomo, czy taki człowiek będzie w stanie pracować dla wywiadu?
Szpieg jest również psychologiem, od jego oceny nie tylko sytuacji, ale i ludzi, zależy po-wodzenie akcji, więc to oczywiste, że tak. Dość szybko wiadomo, czy z kogoś będzie pożytek.

A ze mnie by był?
Dziennikarzy nie werbujemy, bo zabrania tego ustawa. Po drugie, oni się nie nadają do szpiegowskiej roboty, bo świecą światłem odbitym i mają parcie na nazwisko.

To był cios.
Ale ja lubię dziennikarzy i doceniam ich pracę, tylko szpiedzy z nich żadni. Dla szpiega oprócz informacji liczy się jej źródło, więc po co mu informacja z drugiej ręki?

I nie wykorzystuje się dziennikarzy do wpływania na opinię publiczną?
A to jest inna kwestia. Są pewne rodzaje dziennikarstwa, które niosą ze sobą interesujące dla wywiadu analizy. I rzeczywiście do katalogu działań szpiegowskich należą dezinformacja, inspiracja, ale jak już tak rozmawiamy o dziennikarzach i szpiegach, to musi pani wiedzieć, że szef brytyjskiego wywiadu regularnie spotyka się w rezydencji przy Vauxhall Cross z szefami pięciu najważniejszych koncernów medialnych na kolacji. To okazja,by rozmawiać o tym, co mamy, a konkretnie, co mają dziennikarze, a co mają służby.

Trochę pachnie jeśli nie układem, to próbą wpływania na opinię publiczną.
Ani jedno, ani drugie. To nie jest gra w znaczone karty. Tam kluczowe jest poczucie odpowiedzialności za państwo. Pan M., jeśli jest konieczność, prosi o wstrzymanie się z materiałem, bądź mówi, że za kilka tygodni czy miesięcy będzie dla jakiejś sprawy zielone światło, ale media powinny pozwolić spokojnie pracować służbom. Szacunek dla własnych służb to naprawdę ważna rzecz. Służby same w sobie nie są polityczne, a oficer zawsze mówi prawdę, bo na kłamstwie niczego się zbuduje. Beletrystyka wyjdzie na jaw, co więcej, po drodze może narobić dużo szkód. Ale na pocieszenie powiem, że bezmyślność zdarza się wszędzie. Znajomy Rosjanin pracujący przy projekcie Trojan, dotyczącym rakiet balistycznych, opowiadał mi, jak radziecki wywiad zdobył supernowoczesne komputery potrzebne do sterowania takimi rakietami. Ciężarówka przywiozła je do instytutu wojskowego. Wypakowano pudła i lunął deszcz. Pracę agentów trafił szlag, bo wojskowi stali w oknach i czekali, aż przestanie padać, a komputery mokły...

***
V. Seversky "Niewierni"
To druga część, po "Nielegalnych", szpiegowsko-kryminalnego cyklu autorstwa oficera polskiego kontrwywiadu, w którym prawdziwe wydarzenia splatają się z fikcją.

W trzymających w napięciu "Niewiernych" czytelnik śledzi więc zakusy Korei Północnej na zdobycie superbroni wymyślonej swego czasu przez rosyjskiego geniusza, zastanawia się nad tym, jaki udział ma w tym Al-Kaida i co w niej robi Polak, dowiaduje się, jak bardzo w szpiegowskiej robocie przydaje się biegłość surfowania w internecie, odkrywa interesy IRA. Słowem- czyta się świetnie, a autor szykuje trzeci tom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska