Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Małachowski: Zawsze u nas będą policjanci i złodzieje

Wojciech Koerber
Piotr Małachowski (Śląsk Wrocław), lider tegorocznych światowych list w rzucie dyskiem (68,29). Czy sięgnie po pierwsze w karierze złoto MŚ?
Piotr Małachowski (Śląsk Wrocław), lider tegorocznych światowych list w rzucie dyskiem (68,29). Czy sięgnie po pierwsze w karierze złoto MŚ? Tomasz Hołod
Z Piotrem Małachowskim (Śląsk Wrocław), wicemistrzem olimpijskim i świata oraz mistrzem Europy w rzucie dyskiem, rozmawia Wojciech Koerber.

Kiedy wylatuje Pan do Pekinu na mistrzostwa świata (22-30 sierpnia)? I z jakim sztabem?

W czwartek. Po raz pierwszy Dreamlinerem, zatem mam nadzieję, że bez dodatkowych międzylądowań. Trener Suski leci, oczywiście, z nami. Ma już swoje lata, więc wszędzie po świecie za nami nie podąża, ale w Polskę czasami ruszy, by zobaczyć, jak rzucamy i jak się zachowujemy. No a mistrzostwa świata to, wiadomo, clou programu. Musi tam być. Fizjoterapeuta Maciej Włodarczyk również. Wesoły, pracowity chłopak.

Przy Pana gabarytach nie może nie być pracowity.

Co zrobić, ma trochę roboty.

A dr Jan Blecharz, ten słynny psycholog od Adama Małysza, również należy do najbliższych współpracowników? Wiem, że ma się opiekować naszymi lekkoatletami w Pekinie.

Niedawno w Spale poznałem pana doktora. Wrażenia jak najbardziej pozytywne, przy czym ja od dłuższego już czasu współpracuję z Nikodemem Żukowskim. Rozpoczęliśmy to jeszcze przed igrzyskami w Pekinie i fajnie układa się do dziś. Te nasza spotkania nie zawsze muszą bezpośrednio dotyczyć sportu. Psycholog sportowy to człowiek, z którym trzeba też rozmawiać o prywatnych problemach, sytuacji w domu itd. Bo te aspekty życia też mają duży wpływ na postawę sportowca.

Pan wybiera się do Pekinu z najlepszym tegorocznym wynikiem na świecie (68,29 - 1 sierpnia, Cetniewo). Dodaje to pewności siebie, czy te wszystkie rankingi można sobie o kant czterech liter rozbić, skoro 29 sierpnia, na kiedy zaplanowano finał konkurencji, będzie zupełnie nowy dzień i nowe rozdanie?

Mistrzostwa świata, jakkolwiek poważnie ta nazwa brzmi, również są po prostu jednymi z kolejnych zawodów. Możesz mieć najlepszy wynik na świecie, możesz być rekordzistą globu, ale co z tego, jeśli dopadnie cię gorszy dzień i gorzej się poczujesz. Albo jeśli nie spałeś w noc poprzedzającą konkurs. Wtedy jest po tobie. Mnie się zawody nie śnią, ale wiadomo, że im bliżej tej rozgrywki, to tym bardziej w głowie siedzą.

Niektórzy chcieli być bliżej Pekinu i już kilka dni temu polecieli na obóz aklimatyzacyjny do Japonii. Pan został w domu.

Z tego, co wiem, każdy otrzymał prawo wyboru. Ja uważam, że tydzień czasu spędzony w Japonii jest bez sensu, choć rozumiem, że niektórzy chcieli po prostu przejść na spokojnie całą aklimatyzację. Mnie to jednak nie jest do szczęścia potrzebne. Przylecę do Pekinu tydzień przed zawodami i spokojnie złapię tę maksymalną formę organizmu. Kiedy non stop przebywasz w gronie sportowców, to też nie jest dobrze, a tak mają tam teraz w Japonii. Siłą rzeczy siedzą razem i gadają o tym sporcie - jak to będzie, co to będzie itd. A tu, w Polsce, sport również jest dla mnie najważniejszy, ale mam też inne życiowe obowiązki na głowie.

W tym roku zdecydowanie najlepsi na świecie są także Pana dobrzy znajomi z Orlen Teamu: Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek. Jest jakiś sekret, który buduje fenomen grupy?

My, Polacy, nigdy nie będziemy dominatorami w bieganiu, zwłaszcza na krótkich dystansach. To jest przestrzeń zarezerwowana dla zawodników czarnoskórych. Za to biali mogą być mocni w rzutach. Anita czy Fajdek to są mocne jednostki, gwiazdy polskiej lekkiej atletyki. Wygląda na to, że Paweł, jeśli tylko zdrowie pozwoli, też będzie za parę lat bił rekordy świata. Anita natomiast już jest poza konkurencją. Kiedyś walczyliśmy również Tomek Majewski i ja. Po prostu Orlen ma mocną grupę.

Ktoś może Pana zaskoczyć 29 sierpnia?

Jest kilku chętnych do medali. Tradycyjnie Gerd Kanter, Robert Urbanek, Niemcy Christoph Harting i Martin Wierig, młody Belg Philip Milanov.

Zabraknie obrońcy trofeum Roberta Hartinga, który nie wykurował się w pełni po zerwaniu więzadeł w kolanie, a nie chce zrobić niczego głupiego w kontekście przygotowań do igrzysk w Rio. Na swój sposób jednak walczy. Nagrał wypowiedź, w której zwraca się do działaczy IAAF słowami "zniszczyliście naszą dyscyplinę, nie możemy wam już ufać". Podpisuje się Pan pod tym?

Może nie zniszczyli, ale uważam, że ukrywanie dopingu na tak wielką skalę nie jest dobre. W końcu sport ma być czysty. Niby badania są teraz bardziej profesjonalne, a z krwi można więcej wyczytać, ale jednak przyznawanie medali po sześciu latach to nie to samo, prawda? Brakuje przeżywania tych pięknych chwil.

Brakuje też nagród finansowych, zwycięskich plebiscytów.

Lista strat jest długa. Każdy z nas trenuje, poświęca czas, zdrowie, a bywa, że wygrywają oszuści. Nad jednym bym się tylko zastanowił. Musimy na okrągło informować, gdzie danego dnia, i o której godzinie, będziemy przebywać. A jeśli dwa razy w podanym miejscu cię nie znajdą, dostajesz czerwoną kartkę i dyskwalifikację na ileś lat. Uważam, że trzeba to zmienić. Też jesteśmy ludźmi, też mamy dzieci, które mogą zachorować. Przecież w ciągu trzech godzin nie wyczyścisz się z niedozwolonych środków. Ci ludzie od antydopingu mają przecież nasze telefony, dlaczego więc nie możemy czasem powiedzieć: „będę za trzy godziny, czy możecie na mnie poczekać?”

Pan też był uczestnikiem anonimowej ankiety podczas MŚ w Daegu (2011), kiedy to co trzeci lekkoatleta przyznał się, że w ciągu ostatniego roku stosował doping i łamał przepisy z nim związane?

Tak. Ale ja jestem spokojny, bo dopingu nie brałem nigdy. W kuluarach słyszy się czasami, że ktoś coś mówi na temat naszej grupy, ale my nigdy nie byliśmy podejrzani. Nikt nie był zawieszony. Działacze IAAF nigdy nie mieli z nami żadnego problemu, że ktoś nie chciał się poddać badaniu. Gdybyśmy z białą skórą biegali na setkę 9,90, to można by nas o coś podejrzewać, mimo że zawsze może się trafić jakiś rodzynek, talenciak. Jesteśmy jednak wschodnią nacją, silną i mocno zbudowaną, trenującą w ciężkich warunkach, bo mamy cztery pory roku, a nie tylko lato. Nasze mięśnie są więc pospinane i krótkie, dlatego w rzutach jesteśmy potęgą.

Macie też chyba, jako członkowie Orlen Teamu, sporo do stracenia?

Oczywiście. Zarabiamy świetne pieniądze, ale są też wobec nas wymagania. Nie tylko gdy chodzi o doping, lecz również o szeroko pojęte godne prezentowanie się na co dzień. Mamy w swoich kontraktach odpowiednie zapisy, a jakaś wpadka wiąże się nie tylko z automatycznym zerwaniem umowy, lecz również z czymś w rodzaju finansowego odszkodowania, zadośćuczynienia na rzecz sponsora.

A gdy szykuje się Pan na stadionie do zawodów i spogląda wokół na rywali, to myśli sobie - oho, chłopie, ty mi wyglądasz na podejrzanego?

Jeśli ktoś rzuca w sezonie grubo powyżej 60 metrów, a w następnym 58 i ma wyraźny problem z dojściem do zeszłorocznej formy, to coś jest nie tak. Mam tu na myśli młodszych zawodników, a nie 44-letniego Virgilijusa Aleknę, który po prostu się zestarzał i rzuca dziś 11 metrów bliżej niż kiedyś. Sport jest dziś komercyjny, opiera się o wielkie sponsorskie kontrakty, dlatego zawsze będą w tej grze policjanci i złodzieje.

A Pan do czterdziestki wytrzyma?

Nie. Chyba że będę się kręcił wciąż w granicach 65-66 metrów. Wtedy mógłbym się bawić w sport, a jednocześnie rozwijać w innych dziedzinach. Jeśli jednak mój poziom spadnie do 60-61 metrów, będzie to znak, że najwyższy czas kończyć.

Ilu polskich medali spodziewa się w Pekinie?

Oj, nie wiem. Pięć byłoby dobrym wynikiem. Myślę tu o Anicie Włodarczyk, Pawle Fajdku, Robercie Urbanku, Adamie Kszczocie, Marcinie Lewandowskim, tyczkarzach, Kamili Lićwinko i o sobie. Ale pamiętajmy, że są też niespodzianki. I pozytywne, i negatywne.

Siedem lat temu w Pekinie narodził się wielki Piotr Małachowski, wicemistrz olimpijski. Zatem za Panem siedem tłustych lat.

To prawda, dojrzałem technicznie akurat na igrzyska. To był wielki fart. Już rok wcześniej na MŚ w Osace mogłem rzucać daleko, ale pojawił się stres i zapłaciłem frycowe. Byłem dwunasty z marniutkim wynikiem 60,77 m. Dzień później poszedłem w Japonii na trening, by coś sobie udowodnić. Rzuciłem koło 66 m, co dawało wtedy srebro MŚ.

Z kim Pan świętował pekińskie srebro?

Po pierwsze miałem problem z dotarciem ze stadionu do wioski, bo po dekoracji była jeszcze kontrola antydopingowa. Gdy już trafiłem do pokoju, musiałem być cicho, by nie przeszkadzać Igorowi Janikowi, mającemu start nazajutrz. Nie mogłem też namierzyć Tomka Majewskiego, aż w końcu znalazłem wszystkich u sztangistów: Grzesia Kleszcza i Krzyśka Szramiaka. Dołączyłem się do tej "gry w szachy". Tamte pekińskie igrzyska w ogóle fajnie wyglądały, miały swój klimat. Spotykaliśmy się na altance, każdy opowiadał o swoich startach, przeżyciach, było wesoło. Poznałem tam piłkarzy ręcznych, co było moim marzeniem, poznałem też siatkarzy czy Leszka Blanika. Tego klimatu brakowało mi cztery lata później w Londynie.

Rozmawiał Wojciech Koerber

P.S. W Pekinie wystąpi ośmioro Dolnoślązaków: Joanna Linkiewicz (AZS AWF Wrocław) - 400 m ppł, 4x400 m, Agata Forkasiewicz (AZS AWF Wrocław), Weronika Wedler (AZS AWF Wrocław) - 4x100 m, Robert Sobera (AZS AWF Wrocław) - tyczka, Jakub Krzewina (Śląsk Wrocław), Łukasz Krawczuk (Śląsk Wrocław), Rafał Omelko (AZS AWF Wrocław) - 4x400 m i Piotr Małachowski (Śląsk Wrocław) - dysk. Pochodzący z Dolnego Śląska (Żarów) Paweł Fajdek reprezentuje Agros Zamość.

Polacy w 15. MŚ w Pekinie (22-30 sierpnia):

Kobiety: Marika Popowicz (Zawisza Bydgoszcz) - 100 m, 4x100 m, Marta Jeschke (SKLA Sopot), Anna Kiełbasińska (AZS AWF Warszawa) - 200 m, 4x100 m, Iga Baumgart (BKS Bydgoszcz), Małgorzata Hołub (Bałtyk Koszalin), Patrycja Wyciszkiewicz (Olimpia Poznań) - 400 m, 4x100 m, Joanna Jóźwik (AZS AWF Warszawa) - 800 m, 4x400 m, Angelika Cichocka (SKLA Sopot), Sofia Ennaoui (Lubusz Słubice) - 800 m, 1500 m, Renata Pliś (Maraton Świnoujście) - 1500 m, Karolina Kołeczek (Wisła Junior Sandomierz) - 100 m ppł, Joanna Linkiewicz (AZS AWF Wrocław) - 400 m ppł, 4x400 m, Kamila Lićwinko (Podlasie Białystok) - wzwyż; Paulina Guba (Start Otwock) - kula, Żaneta Glanc (AZS Poznań) - dysk, Anita Włodarczyk (Skra Warszawa), Joanna Fiodorow (AZS Poznań), Malwina Kopron (AZS Poznań) - młot, Maria Andrejczyk (Hańcza Suwałki) - oszczep, Karolina Tymińska (SKLA Sopot) - siedmiobój, Agnieszka Dygacz (AZS AWF Katowice) - chód 20 km, Agata Forkasiewicz (AZS AWF Wrocław), Weronika Wedler (AZS AWF Wrocław) - 4x100 m, Martyna Dąbrowska (UKS 19 Bojary Białystok), Justyna Święty (AZS AWF Katowice) - 4x400 m.

Mężczyźni: Karol Zalewski (AZS UWM Olsztyn) - 200 m, 4x400 m, Adam Kszczot (RKS Łódź), Marcin Lewandowski (Zawisza Bydgoszcz), Artur Kuciapski (AZS AWF Warszawa) - 800 m, Artur Noga (SKLA Sopot) - 110 m ppł, Patryk Dobek (SKLA Sopot) - 400 m ppł, Krystian Zalewski (Barnim Goleniów) - 3000 m z przeszkodami, Sylwester Bednarek (RKS Łódź) - wzwyż, Paweł Wojciechowski (Zawisza Bydgoszcz), Piotr Lisek (OSOT Szczecin), Robert Sobera (AZS AWF Wrocław) - tyczka, Tomasz Majewski (AZS AWF Warszawa), Konrad Bukowiecki (Gwardia Szczytno) - kula, Piotr Małachowski (Śląsk Wrocław), Robert Urbanek (MKS Aleksandrów Łódzki) - dysk, Paweł Fajdek (Agros Zamość), Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok) - młot, Marcin Krukowski (Warszawianka) - oszczep, Paweł Wiesiołek(Warszawianka) - dziesięciobój, Rafał Augustyn (Stal Mielec), Łukasz Nowak (AZS Poznań), Adrian Błocki (AZS AWF Katowice) - chód 50 km, Jakub Krzewina (Śląsk Wrocław), Łukasz Krawczuk (Śląsk Wrocław), Rafał Omelko (AZS AWF Wrocław), Michał Pietrzak (AZS AWF Katowice), Kacper Kozłowski (AZS UWM Olsztyn) - 4x400 m.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska