Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Bednarz mówił o sobie: ręce chłopa, ale dusza robotnika

Hanna Wieczorek
W grudniu 2009 roku odsłonięto pamiątkową tablicę Piotra Bednarza
W grudniu 2009 roku odsłonięto pamiątkową tablicę Piotra Bednarza fot. Paweł Relikowski
Był prawdziwym robotniczym działaczem, legendą dolnośląskiej Solidarności. Umiał zdobyć szacunek, choć niechętnie zabierał głos na wiecach.

Mówił o sobie: "Mam ręce chłopa i duszę robotnika" - opowiada Władysław Frasyniuk. - To był nietuzinkowy człowiek, wielki, solidarnościowy działacz robotniczy.
Urodził się w Jeleniach w Kaliskiem. Skończył zawodówkę, w 1968 roku zaczął pracować we wrocławskim Dolmelu - jako ślusarz i operator maszyn. Józef Pinior poznał go podczas sierpniowych strajków w 1980 roku. Zjawił się w zajezdni autobusowej MPK jako przedstawiciel strajkującego Dolmelu. I już został.

- Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, pomyślałem, że przypomina mi Birkuta z "Człowieka z marmuru" Andrzeja Wajdy. Cechowała go wrodzona, autentyczna godność - wspomina Pinior.
Frasyniuk przypomina, jak w sierpniu 1980 r. Bednarz poprosił komitet strajkowy o pozwolenie na wywiezienie z Dolmelu wielkiej turbiny, którą tam właśnie wyprodukowano. Bo oprócz tego, że był wielkim dolmelowskim patriotą, miał charakter gospodarza. Opiekował się wszystkimi i wszystkim.
Piotr Bednarz na dobre związał się z Solidarnością. Najpierw został szefem komisji zakładowej w Dolmelu, potem dodatkowo wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu dolnośląskiej Solidarności.
To on, razem z Władysławem Frasyniukiem, Karolem Modzelewskim i Józefem Piniorem, zdecydował na przełomie listopada i grudnia, że trzeba podjąć związkowe pieniądze z bankowego konta.
Siedziba Zarządu Regionu dolnośląskiej "S" mieściła się wówczas przy ulicy Mazowieckiej (po sąsiedzku z Impartem).

- Mieliśmy uchwałę Zarządu Regionu NSSZ "Solidarność" Dolny Śląsk pozwalającą na wycofanie pieniędzy z konta bankowego. Przepisy nie nakazywały związkom zawodowym trzymania swoich funduszy w bankach, pieniądze można było przechowywać choćby w szafie... Więc pojechaliśmy i zabraliśmy składki z V oddziału NBP przy ulicy Ofiar Oświęcimskich - wspomina Józef Pinior.
Jednak cała operacja nie była taka prosta. Najpierw trzeba było podjąć uchwałę Zarządu Regionu. A że nie należało się tym wszem i wobec chwalić, Pinior zapraszał na spacer kolejnych członków Zarządu Regionu i przekonywał do podpisania uchwały.
Potem, 3 grudnia 1981 roku, Józef Pinior, Piotr Bednarz i Tomasz Surowiec (z Solidarności MPK) pojechali do banku dużym fiatem Surowca. Czek na wypłatę 80 milionów złotych podpisali Pinior (skarbnik zarządu) i Bednarz (wiceszef regionu).

Mówił o sobie: "Mam ręce chłopa i duszę robotnika"

- Bankowcy spisali się na medal. Pieniądze były przeliczone i spakowane. Natomiast mi zabrakło wyobraźni - wspomina Pinior. - Nie spodziewaliśmy się, że 80 milionów złotych to także ogromna kwota w sensie materialnym. Nie przypuszczaliśmy, że to będzie tak dużo papieru i nie przygotowałem odpowiednio dużych toreb do przetransportowania pieniędzy. Pomogli mi bankowcy, pożyczyli dwie ogromne skórzane walizy z okuciami. Takie przedwojenne, przypominające kufry.
Pieniądze zostały ukryte u księdza kardynała Henryka Gulbinowicza. Dzięki nim finansowano podziemną działalność związku w czasie stanu wojennego.
Cała akcja do tej pory wpływa na wyobraźnię Dolnoślązaków. Film osnuty na tej historii chciał nakręcić Waldemar Krzystek. Jednak Piotr Bednarz odnosił się do tego pomysłu z dużym dystansem.

- Nie podobał mu się pomysł nakręcenia filmu o ukryciu związkowych pieniędzy - opowiada Pinior. - Przekonałem go do tego, ale cały czas miał wątpliwości. Jakie? Podobne do moich, że film spłyci tę historię, spowoduje, że stanie się ona elementem popkultury.
Dziesięć dni po ukryciu pieniędzy dolnośląskiej Solidarności wprowadzono stan wojenny.
- Po 13 grudnia 1981 roku Piotr nie miał wątpliwości, jak się zachować - opowiada Frasyniuk.
Piotr Bednarz, wspólnie z Władysławem Frasyniukiem i Józefem Piniorem, organizował strajki w pierwszych dniach stanu wojennego. Spotkali się 14 grudnia w Pafawagu. Kiedy ZOMO weszło na teren tego zakładu, przenieśli się do sąsiedniego Dolmelu, potem przez ogródki działkowe i tory do FAT-u, Fadromy, Hutmenu.

- Trzydzieści lat temu fabryczny Wrocław wyglądał zupełnie inaczej. W wielkich zakładach tej dzielnicy, takich jak Archimedes, Pafawag, Dolmel, pracowało jakieś 20 tysięcy osób. A kilkaset metrów dalej były jeszcze przecież Fadroma, Hutmen i FAT - wspomina Frasyniuk. - To Piotr zaproponował, żeby przenieść się z Pafawagu do Dolmelu, który znał jak własną kieszeń, bo przepracował w nim kilkanaście lat. Dzięki temu uniknęliśmy aresztowania.
W końcu musieli opuścić fabryki. Przeszli do konspiracji. Ukrywali się. Piotr Bednarz, po aresztowaniu Władysława Frasyniuka, kierował przez miesiąc Regionalnym Komitetem Strajkowym. Został aresztowany w listopadzie 1982 roku. Nie ujawnił, gdzie zostały ukryte związkowe miliony. Nie zgodził się wystąpić przed kamerami TV w zamian za obietnicę zmniejszenia kary. Z Piniorem i Frasyniukiem spotkał się w więzieniu w Barczewie.

Był odważny. W więzieniu nie bał się bicia, izolatki. Źle natomiast znosił poczucie bezradności, kiedy krzywdzono innych, a on nie mógł nic z tym zrobić.
- Kiedy wyciągano mnie z celi, potrafił nie jeść tydzień. Uspokajał się, gdy wracałem z desek - opowiada Frasyniuk.
Z więzienia wyszedł w 1984 roku na mocy amnestii. Nadal działał w Solidarności. Od 1987 roku był członkiem jawnego RKW. W latach 1990-1995 był wiceprzewodniczącym ZR NSZZ "Solidarność" Dolny Śląsk.

Był odważny. W więzieniu nie bał się bicia, izolatki.

- Pracował w biurze interwencji - mówi przewodniczący dolnośląskiej Solidarności Janusz Łaznowski. - Był świetnym negocjatorem. Może dlatego, że lubił ludzi i potrafił ich słuchać. W zamian słuchały go obie strony konfliktu, często potrafił nakłonić do ustępstw pracodawców.
Józef Pinior podkreśla, że Bednarz okazał godność nie tylko w czasach walki z totalitaryzmem, ale także w Polsce demokratycznej.

- Przychodzili do niego przedstawiciele różnych partii i namawiali, żeby kandydował z ich list. Jego nazwisko byłoby cenne dla każdego komitetu wyborczego. Nigdy się na to nie zgodził - opowiada.
Wśród wrocławskich robotników cieszył się dużym autorytetem. Cieszył się ich szacunkiem, choć nie potrafił i nie chciał przemawiać na wiecach.

- Był skromny, niechętnie występował publicznie i trud-no go było do tego namówić - mówi Frasyniuk. - Może dlatego był trochę zapomnianym bohaterem.
W 2006 r. został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Po raz ostatni trzej przywódcy podziemnej Solidarności spotkali się razem 13 grudnia 2008 roku w rocznicę stanu wojennego. Gospodarzem był Józef Pinior, honorowym gościem kardynał Henryk Gulbinowicz. - Piotr był wzruszony naszym spotkaniem - dodaje Pinior.
Piotr Bednarz zmarł 26 marca 2009 r. na zawał serca. Nie miał nawet 60 lat. Na jego pogrzeb przyszły setki wrocławian. Byli wśród nich kardynał Henryk Gulbinowicz, Władysław Frasyniuk i Józef Pinior.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska