Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Zagłębie poległo, ale nie było słabsze od Widzewa

Paweł Kucharski
Piotr Krzyżanowski
Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich przyszło grać Zagłębiu Lubin w wyjazdowym meczu z Widzewem Łódź, można było się spodziewać, że piłkarzom ciężko będzie o stworzenie wielkiego widowiska.

A jednak, mimo pustych trybun oraz faktu, że i jedni, i drudzy nie mają już praktycznie o co grać, mecz stał na przyzwoitym poziomie. Dlatego tym bardziej szkoda, że na stadionie zabrakło kibiców. Zamiast nich pomysłowi organizatorzy postawili treningowe pachołki, ubrane w koszulki RTS-u.

- To było dziwne spotkanie. Bez kibiców trudno było o stworzenie prawdziwej atmosfery meczowej - nie krył żalu trener gospodarzy, odnosząc się do decyzji wojewody łódzkiego Jolanty Chełmińskiej, która zamknęła stadion Widzewa dla publiczności.

Co ciekawe, w niedzielę Czesław Michniewicz po raz pierwszy rywalizował z Zagłębiem Lubin od pamiętnego roku 2007, kiedy to poprowadził Miedziowych do drugiego w historii mistrzostwa Polski.
Początek spotkania to szturm lubinian na bramkę Widzewa. W rolę pierwszego bombardiera wcielił się Dawid Plizga. Pomocnik Miedziowych już po 7 minutach gry miał na swoim koncie trzy mocne próby z dystansu. Rozrzut jego pocisków był bardzo duży, ale do celu żaden nie doleciał.

Rozregulowane celowniki mieli również inni zawodnicy, zarówno Zagłębia, jak i Widzewa. Na pierwsze celne uderzenie kibice, to znaczy, telewidzowie, czekać musieli ponad pół godziny. Strzelał Piotr Grzelczak, ale Bojan Isailović spisał się bez zarzutu. Kilka minut później serbski bramkarz gości musiał jednak skapitulować.

Fantastyczną akcję lewą stroną boiska przeprowadził Dudu. Brazylijczyk ośmieszył Przemysława Kocota, zakładając mu "siatkę", dośrodkował do Krzysztofa Ostrowskiego, a ten dostawił tylko głowę i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.

Po zmianie stron lubinianie wzięli się do odrabiania strat. Już po kwadransie gry w drugiej połowie Miedziowi mogli nie tylko doprowadzić do remisu, ale nawet wyjść na prowadzenie. Rozegrał się Szymon Pawłowski, który raz za razem siał popłoch w łódzkich szeregach obronnych. Jednak piłka po jego strzałach lądowała albo w pustych trybunach, albo w rękach bramkarza Bartosza Kanieckiego. W końcu jednak podopieczni trenera Jana Urbana dopięli swego.

W 67 minucie kapitalnym podaniem za plecy obrońców RTS-u popisał się Plizga. Do piłki dopadł Pawłowski i technicznym lobem dał wyrównanie. Przewaga Zagłębia w tej fazie spotkania była bardzo duża, a widzewiacy mieli niemałe problemy z wydostaniem się z własnej połowy boiska. Niestety, lubinianie nie potrafili tego wykorzystać, co zemściło się na nich niespełna kwadrans przed ostatnim gwizdkiem sędziego.

W roli kata naszych piłkarzy wystąpił Darvydas Sernas, który wszedł na boisko z ławki rezerwowych. Litwin nie wpisałby się jednak na listę strzelców, gdyby nie fatalna postawa na własnym polu karnym Fernando Dinisa. To on przez niefrasobliwość podał piłkę do Sernasa, który wiedział już, co z nią zrobić.

Utrata bramki nie podcięła skrzydeł Zagłębiu. Miedziowi do końca wierzyli, że z Łodzi można wywieźć choćby jeden punkt. Ich ataki nie przyniosły jednak efektu. Najbliżej szczęścia był Pawłowski, zdecydowanie najlepszy piłkarz Zagłębia w tym spotkaniu. W 87. minucie Szymek przymierzył z około 15 metrów, ale na przeszkodzie stanął słupek bramki Widzewa.

- Co tu powiedzieć po takim meczu? Graliśmy ładnie dla oka, stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy. I to jest problem, bo trener w krótkim czasie nie jest w stanie nauczyć zawodników skuteczności - mówił po ostatnim gwizdku sędziego trener Urban.

- Możemy pocieszać się tylko tym, że umiemy grać i potrafimy odrabiać straty. Nie zmienia to jednak faktu, że był to kolejny mecz, który przegraliśmy, choć nie byliśmy gorszym zespołem - dodawał.

Widzew Łódź - KGHM Zagłębie Lubin 2:1 (1:0)
Bramki: Ostrowski (41), Sernas (73) - Pawłowski (67).
Sędziował: Paweł Gil (Lublin).
Mecz bez udziału publiczności.
Widzew: Kaniecki - Budka, Bieniuk, Zalepa, Dudu - Ostrowski (89 Oziębała), Broź, PankaI, Grzelak (70 Dżalamidze) - Nakoulma (59 Sernas), Grzelczak.

Zagłębie: Isailović - Kocot (69 Błąd), Rymaniak, Reina, Dinis - Abwo, Dąbrowski (89 Rakelss), Plizga, Osmanagić (46 Ekwueme), Pawłowski - Traore.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska