To nie było wielkie widowisko. Ot, taka kopaninka dwóch drużyn z dolnych rejonów tabeli. Piłkarskiej jakości tak ze strony Zagłębia, jak i ze strony Cracovii było niewiele. Nie było też wielkiej dramaturgii, tych emocji, za które tak kochamy naszą bardzo przeciętną T-Mobile Ekstraklasę. Tak zwane stuprocentowe okazje moglibyśmy policzyć na palcach jednej ręki. Ta, której nam najbardziej żal, należała do Piotr Azikiewicza. To 18-letni pomocnik, który w pierwszej drużynie „Miedziowych” zadebiutował w niedawnym meczu Pucharu Polski z Piastem Gliwice. W piątek zbierał już pierwsze szlify w lidze. No więc ten młodzian dostał w pierwszej połowie dobre podanie od Adriana Błąda, ale z kilku metrów nie trafił do bramki.
Z zawodu jęknęliśmy też w drugiej połowy, gdy przed szansą stanął Michal Papadopulos. Dośrodkował Dorde Cotra, a Czech z kilku metrów strzelił głową w Krzysztofa Pilarza. Co poniektórzy na stadionie stwierdzili, że w poprzednim sezonie „Papa” coś takiego wykorzystałby z zamkniętymi oczami. Teza to trochę naciągana, bo więcej w tym przypadku zależało od szczęścia niż umiejętności. Pech chciał, że piłka po prostu odbiła się od wystawionej nogi Krzysztofa Pilarza. Kilka centymetrów w bok i byłby gol. Byłoby też pewnie zwycięstwo Zagłębia, a tak z trzech punktów cieszyła się Cracovia. - Gdyby nie znakomita interwencja Pilarza w drugiej połowie, to mecz mógł wyglądać inaczej – przyznał szkoleniowiec gości Wojciech Stawowy.
Kilka minut po niewykorzystanej okazji lubinian goście wybrali się pod pole karne gospodarzy. Praktycznie nic nie zwiastowało nieszczęścia. Marcin Budziński kopnął w stronę bramki, wcale nie tak mocno, a w dodatku w sam środek. Michał Gliwa był już gotowy do złapania piłki, gdy ta nieoczekiwanie zmieniła tor lotu. „Gliwka” mógł tylko patrzeć jak ląduje w siatce. - Trzeba uderzać, żeby zmusić bramkarza do błędów - mówił po meczu zadowolony z siebie Budziński.
Odrobić strat gospodarzom się nie udało. Nie dlatego, że nie chcieli. Po prostu - nie umieli. Ale kibicom trudno było to zrozumieć. Miejscowych piłkarzy żegnała symfonia gwizdów i buczenia. Poziom frustracji w Lubinie chyba znów się podniósł do niebezpiecznej granicy. - W pierwszej połowie podeszliśmy do rywala ze zbyt dużym respektem. Mieliśmy momenty dobrej gry, po których mogliśmy zdobyć gola, ale niestety się nie udało. Po przerwie zagraliśmy bardziej agresywnie, ale zamiast strzelić bramkę, straciliśmy ją. Zawiedliśmy wszystkich. Po porażce trzeba wyciągnąć wnioski, za tydzień znowu mecz i czeka nas teraz dużo pracy, nic innego nam nie pozostaje – ocenił mecz z Cracovią trener Buczek. - Stadion w Lubinie jest dla Cracovii szczęśliwy, bo jestem tu drugi raz i drugi raz wygrywamy. Zdobyta bramka była efektem naszej konsekwentnej gry. Wygraliśmy będąc zespołem lepszym, zespołem, który teraz cieszy się z trzech punktów i zwycięstwa – triumfował z kolei Stawowy.
Zagłębie w tym sezonie nie wygrało jeszcze ani jednego meczu ligowego. Dwa razy zremisowało i trzy razy przegrało. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że zdobyło tylko jedną bramkę. W następnej kolejce rywalem “Miedziowych” będzie na wyjeździe Ruch Chorzów. Tylko gdzie szukać nadziei na lepsze dni w Lubinie?
KGHM Zagłębie Lubin - Cracovia 0:1
Bramka: Budziński 72
Zagłębie: Gliwa, Rymaniak (65. Widanow), Guldan, Banaś, Cotra, Bonecki (46. Rakowski), Piątek, Błąd (62. Woźniak), Kwiek, Azikiewicz, Papadopulos.
Cracovia: Pilarz, Jaroszyński (76. Szeliga), Marciniak, Żytko, Kuś, Dąbrowski, Steblecki, Danielewicz, Straus (46. Dudzic), Boljević (57. Budziński), Nowak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?