Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Śląsk Wrocław - Korona Kielce 0:1 (RELACJA, ZDJĘCIA)

Mariusz Wiśniewski, Paweł Witkowski
Śląsk Wrocław przegrał dziś z Koroną Kielce. Podopieczni Oresta Lenczyka podejmowali Koronę na stadionie przy Oporowskiej. Zobacz relację z meczu.

- Stało się. Szkoda, że to nie ja przegrałem, a zespół - zaczął podsumowanie meczu z Koroną trener Śląska Orest Lenczyk.

- Gol padł po błędzie Mariana Kelemena. Większość bramkarzy w takiej sytuacji by piąstkowała piłkę, a on próbował ją łapać - dodał.

Chodziło o sytuację z 75. min. Po rzucie rożnym w ogromnym tłoku w polu karnym Kelemen próbował łapać piłkę. I właściwie miał ją już w rękach, ale równocześnie głową próbował zagrać Jarosław Fojut. Ostatecznie piłka wypadła z rąk bramkarza Śląska i spadła wprost pod nogi Pavla Stano. Obrońca Korony natychmiast strzelił i ławka rezerwowych gości oszalała ze szczęścia.

- Trudno mi tak na gorąco ocenić tę sytuację. Zabrakło komunikacji między mną i Marianem. Nie słyszałem Mariana i próbowałem wybić piłkę. Stało się - komentował po spotkaniu Fojut.

Wrocławianie mieli kwadrans na odrobienie strat. Poza jednak stałymi fragmentami gry i strzałami z dystansu nie potrafili zagrozić bramce Zbigniewa Małkowskiego. Po uderzeniu Sebastiana Mili wydawało się, że Śląskowi uda się doprowadzić do remisu. Uderzenie było tak silne, że przełamało ręce bramkarza Korony, ale ten zdążył wstać i dogonić zmierzającą do siatki piłkę.

- Chciałbym podziękować szczególnie Małkowskiemu, który rozegrał dzisiaj fantastyczny mecz i w kilku sytuacjach uratował nas przed utratą bramki - oceniał po meczu trener Korony Marcin Sasal.

Poza wspomnianą sytuacją wrocławianie najbliżsi byli zdobycia gola po dośrodkowaniu Mili z rzutu wolnego na głowę Piotra Celebana. Właściwie wszystko było zrobione jak należy, ale jakimś cudem Małkowski instynktownie zdołał wybić piłkę. Z pola karnego dwa razy groźnie jeszcze strzelał Piotr Ćwielong, a także raz Łukasz Madej. Wszystko to miało jednak miejsce jeszcze przy wyniku bezbramkowym. Kiedy trzeba było gonić wynik i przebijać się przez jeszcze bardziej skomasowaną obronę rywali, Śląsk nie miał nic poza dalekimi wrzutkami w pole karne do zaproponowania.

- Przegrała drużyna, która nie zdobyła bramki i nie potrafiła znaleźć antidotum na obronę Korony, która ustawiła się na 25. metrze i wybijała piłki. Nasza gra była chaotyczna, nie mogliśmy stworzyć sobie sytuacji do strzelenia nie tylko bramki - oceniał swój zespół.

Dla Śląska porażka z Koroną była pierwszym przegranym meczem w lidze od momentu, kiedy drużynę przejął trener Orest Lenczyk. W tym czasie wrocławianie zanotowali 14 spotkań bez goryczy porażki i zdołali wydostać się ze strefy spadkowej.

To, że koniec tej wspaniałej serii się zbliża, widać już było w spotkaniu z Widzewem Łódź. Wtedy jeszcze Śląskowi szczęśliwie udało się uratować remis (2:2), ale sama gra pozostawała wiele do życzenia. W niedzielę mieliśmy tego kontynuację.

Głównym problemem Śląska pozostawała gra ofensywna. Odcięty od podań i podwajany Mila był praktycznie niewidoczny. Bez wsparcia kapitana Śląska słabiej zaprezentował się także Przemysław Kaźmierczak oraz Dariusz Sztylka. A bez tych zawodników wrocławianie ofensywnie prawie nie istnieją. Kolejny też raz okazało się, że w tej chwili Śląsk nie ma ani jednego wartościowego napastnika. Co prawda wrócił do gry Cristian Diaz, ale widać było po nim, że długo nie walczył o ligowe punkty.

- Jak przypomnę sobie, ile obydwaj napastnicy oddali dzisiaj strzałów na bramkę, to na pewno było ich o wiele za mało - komentował trener Lenczyk. Dalej dodał: - Długo czekaliśmy na powrót Diaza. To był moment, kiedy chciałem, żeby zagrał, licząc na to, że mając w ataku nominalnego napastnika, zagramy tak, jak powinna grać normalna drużyna ekstraklasy, czyli atakiem. Stało się tak, jak się stało, to nie znaczy, że przegraliśmy przez niego. Forma Diaza nie jest jeszcze najwyższa, być może w ogóle nie powinien dzisiaj zagrać. Gikiewicz też dzisiaj niczego do gry nie wniósł.

Śląsk wygrywając z Koroną, awansowałby na trzecie miejsce w lidze. Szansa przepadła i wydaje się także, że marzenia o grze w europejskich pucharach też trzeba odłożyć na przyszłość. To jeszcze nie ta drużyna.

Śląsk Wrocław - Korona Kielce 0:1 (0:0)

Bramki: Stano 74
Sędziował: Sebastian Jarzębak (Bytom).
Widzów: 8500.
Śląsk: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Pawelec - Ćwielong (79 Sobota), SztylkaI (79 Dudek), Kaźmierczak, Mila, MadejI - Diaz (68 Gikiewicz).
Korona: Małkowski - Golański (88 Malarczyk), Stano, Hernani, Markiewicz - Korzym (68 Dirceu), JovanovićI, Lech (75 Puri), Adradina, Lisowski - Niedzielan.

ZOBACZ

RELACJA MINUTA PO MINUCIE

Koniec meczu. Passa 14. kolejnych spotkań bez porażki przerwana. Korona wybitnie nie leży Śląskowi, który po raz drugi przegrywa ze Scyzorami w tym sezonie.

91. min. - znów Mila, ale tylko róg. Kelemen w polu karnym gości. Łapie Małkowki.

90. min. - rzut wolny, faulowany Sobota. Od bramki rozpocznie bramkarz gości.

88. min. - Mila mocno z 23 metrów. Małkowski łapie? Nie - wypuszcza piłkę, ale ją dogania i wybija na róg.

86. min. - rzut wolny z bocznej części boiska dla Śląska. Przy piłce już Korona.

85. min. - strzela Madej, ale piłka w rękach Małkowskiego.

83. min. - rzut rożny dla Śląska. Piłka nieznacznie mija słupek.

82. min. - żółta karta dla Jovanovicia.

79. min. - Sobota zastępuje Ćwielonga.

75. min. - Puri zmienia Lecha.

74. min. - błąd Kelemena... i GOL! Stano zdobywcą bramki. Nogą...

72. min. - idealna sytuacja dla Niedzielana. Sam na sam z Kelemenem, napastnik przerzuca bramkarza, ale piłka mija bramkę. To była najlepsza akcja meczu.

68. min. - trener Sasal też dokonuje korekty: Dirceu za Korzyma.

67. min. - zmiana u gospodarzy. Gikiewicz za Diaza.

49. min. - Madej strzela. Z łatwością broni Małkowski.

46. min. - świetna okazja Ediego. Najlepsza sytuacja strzelecka w tym spotkaniu. Brazylijczyk jednak nie trafia w bramkę.

46. min. - rozpoczyna Korona.

Koniec pierwszej części meczu. Piotr Ćwielong w wywiadzie dla Orange Sport: "Pogoda zdecydowanie dopisuje, cóż więcej można powiedzieć". Niech to zdanie posłuży za komentarz do pierwszej połowy.

45. min. - Madej i Mila odbierają piłkę obrońcom, ale szybko ją tracą. Sędzia dolicza minutę. Wszyscy chyba chcą, by piłkarze wreszcie zeszli do szatni.

42. min. - Korzym faulowany przez Madeja w środkowej części boiska.

41. min. - przyspiesza Mila. Prostopadłe zagranie do Diaza, ale przechwytuje je golkiper przyjezdnych.

38. min. - futbolówka wlatuje w pole karne Kelemena, wywraca się Korzym. Grę zaczyna bramkarz wrocławian.

36. min. - rzut rożny dla gospodarzy. Mila dośrodkowuje, ale piłka mija wszystkich i wychodzi na aut.

35. min. - atakuje Korona. Jednak Golański na spalonym.

34. min. - silne, ale niecelne uderzenie Kaźmierczaka.

30. min. - Ćwielong strzela. Jednak piłka mija spojenie prawego słupka (patrząc z perspektywy graczy Śląska) z poprzeczką.

Gdyby ktoś mierzył efektywny czas gry, okazałoby się, że przez większą część tego spotkania piłkarze po prostu mieli przerwę.

27. min. - rzut wolny z 35 metrów dla Korony. Centruje Edi, ale piłka wylatuje na aut bramkowy.

19. min. - rzut rożny dla gospodarzy. Ćwielong... znów łapie bramkarz.

17. min. - Pawelec dośrodkowuje z 30 metrów, ale piłka w rękach Małkowskiego.

14. min. - aut dla Śląska na 30 metrze. W tej rundzie wrocławianie już nie raz stwarzali groźne sytuacje. Jednak nie tym razem. Wciąż czekamy na pierwszy celny strzał na bramkę.

Minęło 10 minut meczu, a jeszcze nie było godnej odnotowania akcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska