Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pieniądze wyprowadzone z PCK i wydatki na kampanie polityków

Marcin Rybak
Polski Czerwony Krzyż zarabiał na sprzedawaniu prywatnej firmie używan ej odzieży, zbieranej do kontenerów. Część zarobionych tak pieniędzy trafiała do prywatnych kieszeni  ludzi z PCK
Polski Czerwony Krzyż zarabiał na sprzedawaniu prywatnej firmie używan ej odzieży, zbieranej do kontenerów. Część zarobionych tak pieniędzy trafiała do prywatnych kieszeni ludzi z PCK Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Wrocławska prokuratura badała czy doszło do niezgodnego z prawem finansowania kampanii wyborczej kandydata PiS w poprzednich wyborach samorządowych. Kilka miesięcy temu umorzyła śledztwo w tej sprawie.

Wszczęto je w lipcu ubiegłego roku po tym, jak opisaliśmy całą historię w Gazecie Wrocławskiej. Na trop wyborczych finansów Jerzego G. wpadliśmy, kiedy opisywaliśmy historię przekrętów we wrocławskim oddziale Polskiego czerwonego Krzyża.

Afera w PCK wybuchła w maju ubiegłego roku. Dyrektorem wojewódzkiego oddziału tej organizacji był Jerzy G., wówczas radny Prawa i Sprawiedliwości w Sejmiku Dolnego Śląska.

W maju 2017 r. wyszło na jaw, że z kasy PCK wyciągane były pieniądze i trafiały do prywatnych kieszeni. Były to pieniądze ze sprzedaży używanej odzieży. PCK wystawia na całym Dolnym Śląsku specjalne kontenery na odzież. Ale nie trafiała ona do biednych. Była sprzedawana prywatnej firmie ze Skarżyska Kamiennej.

Firma ta płaciła PCK pieniądze. A te wydawał on na własną, statutową działalność.

Z PCK wypływały pieniądze płacone za tę odzież. Jak to się stało? Na jednego z pracowników założono prywatną firmę. Cześć wynagrodzenia, należnego Czerwonemu Krzyżowi, trafiało na jej konto. Z tego rachunku pieniądze wychodziły do prywatnych kieszeni. Były wypłacane w gotówce albo kartą bankomatową, płacono też z niego przelewami.

Dysponujemy materiałami, z których wynika, że finansami firmy zarządzał Bartłomiej T. Wówczas ważny pracownik PCK, a dziś jeden z podejrzanych. Kwestii wyborczych i szerzej politycznych dotyczą cztery wątki całej sprawy.

Po pierwsze, wspomniana już historia z drukiem wyborczych materiałów przez Jerzego G. w poprzedniej kampanii samorządowej. Zapłacił za druk swoich materiałów wyborczych 10 tys. zł gotówką.

Tego samego dnia Bartłomiej T. odebrał materiały z drukarni. Tymczasem prawo nakazuje, by wydatki na kampanię były pokrywane z funduszu wyborczego. Muszą być dokumentowane fakturami. - Była taka faktura - zapewnia szef drukarni. Nam jej nie pokazał.

Jerzy G. zapewniał nas wtedy, że 10 tys. zł to jego prywatne pieniądze, taki depozyt. Chodziło o to, by drukarnia w terminie wykonała zlecenie. Kiedy dostała przelew od partii, zwróciła mu tę kwotę.

Drugi wątek: wyborcze materiały, m.in. plakaty i ulotki Jerzego G., były rozdawane przez pracowników wrocławskiego oddziału PCK w godzinach pracy. Na polecenie przełożonych. Kolejny wątek: podejrzany Bartłomej T., dziś podejrzany a w 2014 roku pracownik Czerwonego Krzyża, wpłacił 7 tysięcy złotych na fundusz wyborczy PiS w kampanii wyborczej do parlamentu w 2015 roku. Mieliśmy i wciąż mamy podejrzenia, że te pieniądze zostały wyprowadzone z PCK.

Pan Bartłomiej nie miał wówczas szans na własne pieniądze. Był skazany prawomocnym wyrokiem sądu za oszustwo. Dobrowolnie poddał się karze. Z treści wyroku wynika, że miał cztery lata na naprawienie szkody. Cztery oszustwa, za które został skazany, opiewają na przeszło 130 tys. zł. W 2017 roku pokrzywdzeni nie odzyskali jeszcze ani złotówki.

Ostatni wreszcie, polityczny wątek afery PCK, to wyprowadzanie pieniędzy - na większą skale - na potrzeby kampanii PiS. Bartłomiej T. mówił w ubiegłym roku dziennikarzom Gazety Wyborczej o przekazywaniu politykom pieniędzy pochodzących z PCK.

Śledztwo w sprawie okradania Czerwonego Krzyża wciąż trwa we wrocławskiej Prokuraturze Okręgowej.

Polski Czerwony Krzyż zarabiał na sprzedawaniu prywatnej firmie używan ej odzieży, zbieranej do kontenerów. Część zarobionych tak pieniędzy trafiała do prywatnych kieszeni ludzi z PCK

Jak złamać przepisy o finansach kampanii wyborczej i nie popełnić przestępstwa - CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej byłego radnego PiS Jerzego G. Chodzi o kampanię sprzed czterech lat. Jerzy G. startował wówczas do Sejmiku Województwa Dolnośląskiego i w wyniku wyborów został radnym. Niedawno jego mandat wygaszono, bo nie złożył oświadczenia majątkowego. Od lutego Jerzy G. jest podejrzany o wyprowadzenie miliona złotych z wrocławskiego oddziału PCK. W „Gazecie Wrocławskiej” ujawniliśmy w ubiegłym roku, jak wydawał pieniądze na kampanię z pominięciem funduszu wyborczego PiS. Za gotówkę zlecił druk plakatów wyborczych. Jeden z jego współpracowników odebrał je z drukarni. W finansowym rozliczeniu kampanii wyborczej PiS nie znaleźliśmy tych pieniędzy ani dokumentujących ów wydatek faktur.

Po naszym artykule wszczęto śledztwo. Stało się jednym z wątków sprawy PCK. W kwietniu zostało umorzone przez prokuratorkę, która właśnie kończyła prowadzić śledztwo dotyczące przekrętów w PCK i oddała je innemu referentowi. Dopiero w ostatnich tygodniach dowiedzieliśmy się o tej decyzji.

- Brak znamion czynu zabronionego - mówi rzeczniczka wrocławskiej Prokuratury Okręgowej Małgorzata Klaus.

Dlaczego? To nie jest dla nas jasne. Prosiliśmy prokuraturę o wgląd do postanowienia o umorzeniu i do jego uzasadnienia. Od kilku tygodni czekamy na odpowiedź.

Pani Klaus mówi nam, że nie ma dowodów na to, by pieniądze wydane przez Jerzego G. na druk plakatów ani jakiekolwiek materiały były przekazane do komitetu wyborczego PiS. Możemy się tylko domyślać, że prokuratura - przy okazji sprawy Jerzego G. - ujawniła lukę w prawie. Być może śledczy doszli do wniosku, że kodeks wyborczy nie przewiduje kar za tego rodzaju praktyki. To ciekawe, bo kodeks wyborczy bardzo szczegółowo opisuje, skąd można brać pieniądze na kampanię i na jakich zasadach wolno je wydawać.

Łamanie tych przepisów to wykroczenie, a nawet przestępstwo. Kary grzywien (nawet do 100 tysięcy złotych) grożą za wydawanie pieniędzy z funduszu wyborczego niezgodnie z zasadami określonymi w Kodeksie. Karane jest też przyjmowanie pieniędzy na fundusz wyborczy z innych źródeł, niż stanowi prawo. Może się okazać, że prawo karne nie przewiduje takich sytuacji, jak ta, którą opisaliśmy: kiedy sam kandydat - omijając fundusz wyborczy - zbiera pieniądze, a potem je wydaje. Niby kodeks wyborczy takich praktyk zakazuje, ale nie przewiduje za nie żadnych kar, dopóki za nielegalne finansowanie kampanii nie bierze się oficjalny finansowy pełnomocnik komitetu wyborczego.

Pełnomocnik finansowy PiS z kampanii wyborczej 2014 - Anna Kania - od nas dowiedziała się o sprawie Jerzego G. i jego wyborczych wydatkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska