Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pieniądze, dzięki którym Wrocław stał się bastionem Solidarności

Katarzyna Kaczorowska
FOT. ARCHIWUM PGW
To nie była historia jak z "Żądła". Piotr Bednarz i Józef Pinior podpisani na czeku opiewającym na 80 milionów złotych trafili do więzienia. Ale dzięki tym pieniądzom Wrocław stał się bastionem oporu "S" w stanie wojennym. I narodziła się legenda. Dzisiaj do ekranizacji tej legendy szykuje się Waldemar Krzystek.

Wrocławski Rynek. 3 sierpnia 2010 roku, godzina 11. Siedziba firmy Stars Impresariat. Kolejny dzień przyjmowania statystów do filmu "80 milionów". 59-letni Wiesław Bielek zwija cienką kurtkę i chowa ją do torby. Zgodnie z tym, co przeczytał w gazecie, przyniósł ze sobą ubrania z lat 80. Nawet włożył modny wtedy golf - na szczęście bawełniany, a nie charakterystyczny dla tamtych czasów elastyczny.

W 1981 roku pracownik elitarnego ZETO, elektronik, był wiceprzewodniczącym zakładowej Solidarności. We wrześniu 1982 roku został zatrzymany na 48 godzin pod zarzutem udziału w przygotowaniach manifestacji z 31 sierpnia. Wtedy we Wrocławiu doszło do zamieszek, a w Lubinie zginęło trzech protestujących. Bielek chce zagrać w filmie, bo uważa, że o Solidarności warto i trzeba mówić. Co wie o samej sprawie?

- Pamiętam list gończy za Piniorem. No i jedni mówili, że te pieniądze przekazali na Kościół, a inni, że trafiły do banku w Szwajcarii - mówi.

Dwie sympatyczne dwudziestolatki Joasia Sambor i Zosia Straczycka wiedzą, że wtedy w grudniu 1981 roku kilku ludzi ukradło 80 milionów złotych z Narodowego Banku Polskiego, a Zosia przyznaje, że chce zagrać w tym filmie, bo jej rodzice brali udział w manifestacjach w stanie wojennym.
- Opowiadali o tym, jak byłam młodsza, ale szczerze mówiąc, byłam niecierpliwa i nie chciałam słuchać tych opowieści - przyznaje z rozbrajającym uśmiechem, dodając, że o stanie wojennym w szkole uczono ich niewiele. Tyle, żeby wiedzieli, że 13 grudnia 1981 roku generał Wojciech Jaruzelski stanął na czele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i wszystko w Polsce się zmieniło.

Robert Butwicki z firmy Stars Impresariat ma lat 45, w 1984 roku był współzałożycielem Międzyszkolnego Komitetu Oporu. I przyznaje, że wtedy, kiedy miał 16 lat, sprawa podjęcia z konta "S" 80 milionów złotych interesowała go niewiele, choć jako MKO dostawali pieniądze na działalność opozycyjną i z Solidarności Walczącej, i z Regionalnego Komitetu Strajkowego. - Coś tam opowiadali starsi koledzy, ale bardziej interesowałem się tym, co dzieje się wokół nas, niż tym, o czym rozmawiali - mówi Butwicki, który marzy, że dzięki filmowi koleżanki i koledzy jego 18-letniej córki zrozumieją, czym był fenomen Solidarności i jaki naprawdę był stan wojenny.

2 grudnia 1981 roku. Józef Pinior prosi Piotra Bednarza i Tomasza Surowca, by następnego dnia pojawili się rano w siedzibie Zarządu Regionu Solidarności, na Mazowieckiej. Pojadą do oddziału Narodowego Banku Polskiego po pieniądze. Umówił się też ze Stanisławem Huskowskim, rzecznikiem prasowym Solidarności. Miał na nich czekać na Osobowickiej. Surowiec i Huskowski mieli prywatne samochody - w tamtych czasach rzecz rzadka. A Bednarz był niezbędny, bo na czeku musiał widnieć, obok podpisu rzecznika finansowego związku, podpis członka prezydium.

Pinior nie powiedział żadnemu z nich, ile pieniędzy podejmą. Noc z 2 na 3 grudnia spędził u swojej dziewczyny, późniejszej żony Marii. Właściwie przeprowadził się wtedy do niej i dzięki temu 13 grudnia uniknął aresztowania. Nie był zdenerwowany. Czytał "W hołdzie Katalonii" George'a Orwella.
Surowiec tamtej nocy nie pamięta. Zdenerwowany nie mógł być, bo wyjazd do banku po pieniądze nie był czymś szokującym. Już raz, po tzw. prowokacji bydgoskiej w marcu 1981 roku, związek podjął z konta 10 milionów złotych i schował u ówczesnego metropolity wrocławskiego arcybiskupa Henryka Gulbinowicza. Zresztą do czasu pierwszych wyborów w związku był skarbnikiem (przyznaje, że niektóre obowiązki go przerosły), a po wyborach rolę rzecznika finansowego związku objął Pinior, młody prawnik pracujący w wydziale operacji zagranicznych NBP.

Jedni mówili, że pieniądze przekazano na Kościół. Inni, że do Szwajcarii

Huskowski nie pamięta, jak Pinior się z nim umawiał. Przez telefon nie mogli tego zrobić, byli zbyt ostrożni, więc musieli się spotkać, ale gdzie?

Zdenerwowany to był dopiero 3 grudnia, jak już jechał swoim czerwonym maluchem na Oso-bowicką. Skręcił z mostu, miał czekać na nich 100 metrów dalej. I wtedy zobaczył radiowóz i karetkę. Z wału spadł samochód i dachował. Huskowski uzmysłowił sobie, że nie ma przy sobie dokumentów, ale spokojnie pojechał dalej i stanął w takim miejscu, by koledzy go zauważyli.
Bednarz nie opowie już, co czuł 2 i 3 grudnia. Czy był zdenerwowany, czy się bał. Zmarł w marcu 2009 roku.

Wieczorem 2 grudnia Pinior idzie jeszcze na ulicę Ofiar Oświęcimskich do banku, gdzie czeka dyrektor oddziału NBP Jerzy Aulich. Rozmawiają o tym, co wydarzy się następnego dnia. Pieniądze były już w skarbcu. Aulich potwierdził, że wbrew obowiązującym przepisom nie zawiadomi milicji o podjęciu z konta znacznej kwoty.

3 grudnia 1981 roku. Słoneczny ranek. Nie ma śniegu, z którym będzie się kojarzyć 13 grudnia. Pinior, Bednarz i Surowiec jadą na Ofiar Oświęcimskich. Do banku wchodzą Bednarz i Pinior, Surowiec zostaje w aucie. Przy okienku czeka naczelnik wydziału, elegancka kobieta. Pinior wyciąga czek i kładzie Bednarzowi do podpisu. Ten na widok kwoty wydusza z siebie: - Co ty...
Pinior spokojnie mówi: - Piotr, ta pani patrzy na nas.

I Piotr Bednarz, wiceprzewodniczący dolnośląskiej Solidarności, złożył obok podpisu Piniora swój, uprawniający do podjęcia z konta związku 80 milionów złotych. Wtedy naczelnik poprosiła ich na zaplecze, by przeliczyli pieniądze. Zajęło im to pół godziny i okazało się, że nie mają w czym tak ogromnej sumy zabrać. Naczelnik zaproponowała, by wzięli pieniądze w oryginalnych walizach bankowych, w których zostały przywiezione ze skarbca. Ile ich było? Pinior pamięta dwie. Huskowski i Surowiec trzy.

Po zapakowaniu waliz do dużego fiata Surowca ruszyli na Osobowicką. Huskowski już czekał i wtedy okazało się, że maluch jest za mały i walizki nie mieszczą się w bagażniku. Trafiły na tylne siedzenie. Huskowski i Pinior ruszyli w stronę Obornik Śląskich. Po mieście krążyły pogłoski, że w klasztorze w Bagnie spotyka się Solidarność. Kiedy okazało się, że nikt ich nie śledzi, zawrócili i pojechali do Pałacu Arcybiskupiego na Ostrowie Tumskim. Jak wspomina Pinior, arcybiskup wiedział, że ktoś przyjedzie. Kiedy jednak wnieśli walizki z pieniędzmi, załamał ręce i głośno powiedział: - I co mam teraz z tym zrobić?

11 stycznia 1982 roku dyrektor banku Jerzy Aulich stracił pracę. Za to, że nie zawiadomił władz o wypłacie pieniędzy "S". W telewizji wyemitowano spreparowany reportaż o tym, jak to Pinior szaleje w Wiedniu za skradzione związkowe pieniądze. Za Bednarzem, Frasyniukiem, Huskowskim i Piniorem rozesłano listy gończe.

Huskowski wpadł w marcu 1982 roku, został internowany, a po wyjściu na wolność stracił pracę. Bednarza - szefa RKS po aresztowaniu Frasyniuka - aresztowano w listopadzie 1982 roku i skazano na cztery lata więzienia. Po wielokrotnych próbach wymuszenia zeznania, gdzie ukryte są pieniądze "S", 15 maja 1984 roku w więzieniu w Barczewie usiłował się zabić. Przeżył cudem.

Piniora aresztowano 23 kwietnia 1983 roku. Osiem miesięcy spędził w areszcie na Rakowieckiej w Warszawie bez kontaktu z adwokatem i rodziną. Przedstawiono mu zarzut z artykułu 201 Kodeksu karnego - zagarnięcie mienia znacznej wartości zagrożonego sankcją od ośmiu lat do kary śmierci. Kiedy okazało się, że nie da się zastraszyć, skazano go w czerwcu 1984 roku za działalność opozycyjną. W lutym 1985 roku wytoczono mu proces cywilny, po którym komornik usiłował przez kilka lat zająć jego majątek na poczet 80 milionów. Jak pisze Maciej Wełyczko w ostatnim kwartalniku "Pamięć i Przyszłość", ten wyrok zaważył na tym, że Piniora w 1992 roku nie przyjęto do pracy na Uniwersytecie Wrocławskim. W kraju wybuchł skandal. A etat dał mu Józef Kaleta, rektor Akademii Ekonomicznej.

3 sierpnia 2010 roku, godzina 12. Wiesław Bielek chciałby zobaczyć prawdziwy film o tej historii. - Tak, jaki ma tytuł - mówi.

Stanisław Huskowski chciałby, by ten film był oglądany. Czytał pierwszą wersję scenariusza, dał zgodę realizatorom i czeka na premierę.

Józef Pinior jeszcze zgody na wykorzystanie swojego nazwiska w filmie nie dał, o przyczynach mówić na razie nie chce i przypomina, że Bednarz też miał obawy dotyczące tego pomysłu.
Marcin Kurek z firmy produkującej "80 milionów" mówi, że liczy na zgodę Piniora, bo chciałby, aby ten film łączył.

Joasia Sambor: - Chciałabym, żeby to był poważny film. Mam dosyć komedii o tym, jak to śmiesznie było w PRL. Nie było. I chciałabym to zobaczyć na ekranie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska