Co druga pielęgniarka w Polsce odczuwa dyskryminację - tak wynika z badań prof. Anny Abramczyk z Akademii Medycznej we Wrocławiu. W piątek przedstawiła ona wstępne opracowanie 148 wypełnionych anonimowo ankiet na temat sytuacji pielęgniarek.
Wynika z niego, że zdarzają się szykany ze strony lekarzy, np. przerywanie wypowiedzi, wydawanie sprzecznych poleceń. Co czwarta pielęgniarka dostawała zadania poniżej jej kwalifikacji - zwierzchnik żądał, by posprzątała gabinet, przetarła lampę lub wymieniła w niej żarówkę. Co piąta musiała wysłuchiwać wulgaryzmów. Co 20. spotkała się z propozycją seksualną od przełożonego.
- Aż połowa ankietowanych stwierdziła, że nikogo o tym nie informuje - mówi prof. Anna Abramczyk. - Większość uważa, że to i tak by nic nie dało.
Dyskryminację odczuwają pielęgniarki przede wszystkim w zarobkach (82 proc. badanych). W ankietowanej grupie 4 proc. dostaje minimalną płacę - 1386 zł brutto, zaś 52 proc. - poniżej przeciętnej płacy w gospodarce (3225 zł brutto w 2010 r.).
Z ankiet wynika, że osoby dyskryminujące to zwierzchnik, współpracownik i pacjent.
Jadwiga Kostrowska, pielęgniarka z przychodni przy ul. Dobrzyńskiej (32 lata w zawodzie) potwierdza, że nie brakuje takich, którzy potrafią zrobić przykrość, bo nie cenią jej profesji.
- Całkiem często słyszę od pacjenta: proszę mi powiedzieć, bo już nie chciałem pani doktor zawracać głowy... - opowiada Jadwiga Kostrowska.
- Po pierwsze: mogę czegoś nie wiedzieć, po drugie: lekarz to powinien powiedzieć, bo to należy do jego kompetencji, a po trzecie: to znaczy, że mi można zawracać głowę, bo nie mam co robić? - pyta.
Zauważa, że starsi lekarze mówią do niej i koleżanek "siostro", choć przecież pełnią zawód cywilny i żadna z nich nie jest zakonnicą. - Najpierw przy chorych pracowały siostry zakonne i stąd się przyjęło tak mówić. Ale dawno już czasy się zmieniły - tłumaczy.
Niektórzy doktorzy lubią powiedzieć "moja pielęgniarka", jakby była osobistą asystentką, dyspozycyjną przez większość doby.
- Młodsi lekarze częściej rozumieją, na czym polega nasza praca. Również to, że nie jesteśmy personelem pomocniczym, tylko wykonujemy zlecenia, wypisane przez lekarzy: na podanie leku w zastrzyku, podłączenie kroplówki i tak dalej - mówi Kostrowska. - Oczywiście, że mogę zrobić kawy, ale jeśli jest to prośba koleżeńska, a nie polecenie służbowe.
Halina Brożek, inna pielęgniarka z Dobrzyńskiej, twierdzi, że kocha swój zawód i zawsze stara się rozbroić pacjentów i lekarzy spokojnym głosem i uśmiechem.
- Mimo to czasem jakaś 80-letnia pani potrafi powiedzieć tonem jak do służącej: niunia, podaj mi ten płaszcz! Albo młody pan wpada do gabinetu zabiegowego i potrząsając kluczykami od mercedesa krzyczy: siostro, niech mi siostra szybko sprawdzi, czy mi starczy tej szczepionki! - opowiada Halina Brożek.
Przytrafił się jej w ciągu 30 lat pracy w zawodzie lekarz, który nakrzyczał na nią, że wzywa go do pacjenta, choć ten wyglądał, jakby był w stanie przedzawałowym. I nazwał "głupią". - Ale ten lekarz już nie pracuje, a ja - owszem - uśmiecha się.
Na pytania ankiety prof. Anny Abramczyk z Akademii Medycznej we Wrocławiu odpowiadały pielęgniarki pracujące w województwie dolnośląskim, śląskim, małopolskim, mazowieckim, świętokrzyskim i opolskim. Z materiału wynika, że to sfeminizowany zawód, ale zdarzają się w nim też mężczyźni (1,4 proc.). Najmłodsza z ankietowanych pań miała 27 lat, najstarsza - 61.
Najwięcej jest z przedziału 41-50 lat. Te mają średnio po 20 lat praktyki w zawodzie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?