Oba zespoły przystępowały do tego meczu podrażnione ostatnimi wynikami. Gospodarze w poprzedniej kolejce niespodziewanie ulegli Koronie Kielce, a lubinianie zanotowali trzeci z rzędu remis. Na dodatek w środę przegrali przed własną publicznością 0:1 z Lechem Poznań w meczu 1/4 finału Pucharu Polski.
- Nasza gra nie wygląda źle, ale brakuje skuteczności. Chcemy utrzymać jakość, którą ostatnio pokazujemy, ale też w dalszym ciągu się rozwijamy i postanowiliśmy trochę przeorganizować grę, stąd pewne roszady w wyjściowej jedenastce - mówił przed meczem trener Piotr Stokowiec.
O jakich roszadach mowa? Otóż na ławce rezerwowych zasiedli dwaj etatowi skrzydłowi - Krzysztof Janus i Łukasz Janoszka. Ich miejsca na bokach pomocy zajęli gracze znani raczej z gry w środku pola - Jan Vlasko i Adrian Rakowski. Był to oczywiście celowy zabieg sztabu szkoleniowego "Miedziowych", aby zagęścić środek pola i bardziej wykorzystywać szybkich bocznych obrońców.
Początek był dość ospały i przypominał raczej wzajemne badanie sie bokserów w I rundzie, ale nagle ni stąd ni zowąd "Piastunki" wyszły na prowadzenie. Kapitalnym podaniem z głębi pola popisał się Marcin Pietrowski, piłka przeleciała nad głową Lubomira Guldana i wylądowała pod nogami Josipa Barisicia. Chorwat bardzo dobrze ją opanował, dwoma kontaktami ograł próbującego go powstrzymać Macieja Dąbrowskiego i strzałem w krótki róg pokonał Konrada Forenca. W pierwszej chwili wydawało się, że kapitan Zagłębia nie pomógł w tej sytuacji swojej drużynie, ale powtórki pokazały, że był w tej sytuacji trochę zasłonięty.
ZOBACZ AKTUALNĄ TABELĘ EKSTRAKLASY
W kolejnych minutach częściej przy piłce utrzymywali się goście, ale mieli spore problemy ze sforsowaniem zasieków defensywnych Piasta. W 26 min bliski szczęścia był Michal Papadopulos, ale trafił tylko w poprzeczkę. Nawet gdyby futbolówka wpadła do bramki, to i tak nie byłoby wyrównania, ponieważ Czech był na minimalnym spalonym.
To były w zasadzie jedyne godne uwagi sytuacje w pierwszej połowie. W poczynaniach obu drużyn brakowało płynności w grze do przodu.
- Przygotowując się do tego meczu nastawiliśmy się na inną grę Zagłębia, ale boisko zweryfikowało nasze plany i musieliśmy zmienić nasz system. Akcja po której wyszliśmy na prowadzenie była podręcznikowa, ale musimy zachować pełną koncentrację, ponieważ Zagłębie to drużyna która cały czas jest groźna - powiedział w przerwie Pietrowski.
To jednak gliwiczanie wybiegli z szatni z większym animuszem i w 52 powinni byli podwyższyć prowadzenie. Jeden z obrońców Zagłębia stracił piłkę tuż przed własnym polem karnym, ta trafiła do Martina Nespora, którego w sytuacji 1 na 1 zatrzymał Forenc. Dobijać próbowali jeszcze Kornel Osyra i Kamil Vacek, ale strzał tego pierwszego znów zatrzymał golkiper MKS-u, a reprezentant Czech uderzył już nad bramką.
Mecz stał się dużo bardziej otwarty, ale zdecydowanie więcej mieli z tego zawodnicy lidera Ekstraklasy. Trener Stokowiec postanowił zareagować i posłał do boju swoich skrzydłowych. W 59 min niewidocznego Krzysztofa Piątka zastąpił Krzysztof Janus, a Łukasz Piątek ustąpił miejsca Łukaszowi Janoszce. Zwłaszcza ten drugi wprowadził sporo ożywienia, ale w dalszym ciągu lubinianie nie stwarzali sobie 100 proc. okazji.
Lepsi pod tym względem byli podopieczni Radoslava Latala i udokumentowali to w 70 min. Kamil Vacek wbiegł w pole karne i wyłożył piłkę nadbiegającemu Barisiciowi, który nie miał problemów ze skierowaniem jej do siatki. Olbrzymi błąd w tej sytuacji popełnił młody Jarosław Kubicki, który nie zablokował Vacka ponieważ... potknął się i przewrócił.
Gościom nie można odmówić ambicji, ale w ich grze wyraźnie brakowało pomysłu. Raz po raz Janoszka z Janusem próbowali akcji indywidualnych, ale nie potrafili przekłuwać ich na celne strzały. Trzeba jednak powiedzieć, że prowadzący te zawody Daniel Stefański w 78 min nie podyktował rzutu karnego dla gości, który ewidentnie im się należał. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Janus, a wyskakującego do piłki Macieja Dąbrowskiego do parteru sprowadził Osyra. Stefański skonsultował się jeszcze z jednym ze swoich asystentów, ale gwizdka nie użył.
Niemniej jednak karny to jeszcze nie gol, a nawet gdyby padł, to i tak nie zapewniłby Zagłębiu punktów. Po ostatnich nie najlepszych wynikach Stokowiec mówił, że te jego zespół gra dobrze, a o braku zwycięstw decydują niuanse i w pełni się z nim zgadzamy. Po meczu z Piatem taka argumentacja byłaby jednak już nie na miejscu, ponieważ jego piłkarze byli wyraźnie słabsi od rywali i nie stworzyli sobie ani jednej 100 proc. okazji. Być może na słabszej formie "Miedziowych" odbił się środowy mecz z Lechem w Pucharze Polski.
Tak czy inaczej piąty z rzędu ligowy mecz bez zwycięstwa stał się faktem. O kryzysie mówić chyba jeszcze nie można, ponieważ to tak na prawdę pierwsze spotkanie, w którym MKS zagrał tak słabo. Twarde warunki postawił też rywal, który dzięki kolejnym 3 pkt. umocnił się na pozycji lidera.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?